Nigdy nie należałem do osób, które ze
szczególnym entuzjazmem reagowały na zupełnie nowe środowiska, tym
bardziej, gdy zmuszały one do nawiązania kolejnych znajomości. Można
śmiało powiedzieć, że nienawidziłem wpuszczać obcych dotychczas ludzi do
swego świata. Gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiewały jednak ostatki nadziei,
według których okropny charakter zdoła utrzymać ich na dystans.
Ze
znużeniem wypisanym na twarzy skierowałem się więc pod budynek
administracyjny, służący obecnie za miejsce zbiórki. Stąpałem powoli,
rozkoszując się ostatnimi chwilami wolności. Na miejscu czekał już
białowłosy mężczyzna, znany szerzej jako Kakashi Hatake, kopiujący ninja
i mentor mojej nowej drużyny. Nie pamiętam już, co czułem, gdy poznałem
tożsamość człowieka, pod którego skrzydła miałem trafić - wiedziałem
jednak, że tych emocji nie dało się jednoznacznie zaszufladkować. Odkąd tylko pamiętam, podziwiałem Jōnina za pokaźny arsenał jutsu i wyjątkową łatwość w
nauce coraz to nowszych technik, lecz szerzenie idei, jakoby jedynie
praca zespołowa prowadziła do sukcesu, zdawało się w moich oczach niemal
absurdalne. Nawet teraz, stojąc z nim twarzą w twarz, gotów byłem
zaprzeć się rękami i nogami, byle nie powierzać swego życia w ręce
innych osób. Ku mojemu szczęściu, nie zdążyłem jednak dać upustu swym
szczeniackim zapędom, gdyż w drzwiach pojawiły się dwie kunoichi,
których widok wyraźnie ucieszył Kakashiego. Przyglądałem się im uważnie,
być może nieco zbyt nachalnie, lecz te pogrążone zostały w rozmowie z
białowłosym, nie zauważając impertynenckich gestów.
- Niestety mam parę
rzeczy do załatwienia i jednak nie mogę z wami iść. Przyprowadziłem wam
nowego kolegę, Hideyoshi Sarutobi - powiedział ni stąd, ni zowąd
mężczyzna, popychając mnie delikatnie w stronę nowych towarzyszek -
Mitsuki, on też będzie w naszej drużynie. - dodał po chwili, spoglądając
w stronę czarnowłosej.
Zniknął
niemal natychmiastowo, a ja zakląłem pod nosem. Dziewczyny przedstawiły
się, wyciągając przy tym ręce w moją stronę. Uścisnąłem obie i, choć
znały już moje imię, odpowiedziałem im tym samym. Mogłem nie lubić
pracować w zespole, jednak nie zamierzałem zawalić misji przez własne
grubiaństwo i bezpodstawne uprzedzenia.
- Zacznijmy szukać. Im szybciej, tym lepiej. - rzuciłem, wskazując w stronę, w którą mieliśmy się udać.
Ruszyliśmy niemal natychmiastowo.
~*~
Miejsce
festiwalu wyglądało, jakby opuszczono je dawno temu i nie zamierzano
użyć już nigdy więcej. Puste stragany i odwiedzane jedynie przez wiatr
namioty straszyły znacznie bardziej, niż przyciągały. Spodziewałem się,
że sytuacja będzie opłakana, jednak to, co ujrzałem, przypominało
prawdziwą tragedię, a nie nawołujący do zabaw kiermasz. Westchnąłem
ciężko, głaszcząc spoczywającą na moim ramieniu Yashę, zdającą się
równie zaskoczoną zastanym widokiem. Odwróciłem się ku moim towarzyszką,
które z uwagą rozglądały się po okolicy. Nie czekaliśmy długo, nim
wskazówki same podeszły nam pod nos. Krępy, zaczerwieniony od słońca
mężczyzna z radością krzyknął na nasz widok, rzucając pod nosem niezrozumiały bełkot.
- Nareszcie!
Spadliście nam prosto z nieba! - Klasnął w dłonie, witając się z każdym z
nas niedźwiedzim uściskiem. - Musicie być zmęczeni. Tacy młodzi, kto by pomyślał. - Pokiwał
głową, nakazując dłonią, byśmy poszli za nim.
Nie
mając większego wyboru, weszliśmy do małego, położonego centralnie budynku,
gdzie niemal natychmiastowo wciśnięto nam w dłonie kubki pachnącego
ziołami naparu. Odstawiłem naczynie na jeden ze stojących w kącie
stolików, opierając się plecami o najbliżej położony mebel.
-
Nie chcę was zanudzać zbędnymi szczegółami, ale cała sytuacja wymknęła się nam spod kontroli. -
mężczyzna westchnął ciężko, pocierając skronie - Z początku myśleliśmy,
że to zwykłe spóźnienie, wiecie, jak jest na drogach, ale żaden z
wystawców nie daje znaku życia! Mam nadzieję, że coś na to zaradzicie,
zanim wszyscy pomrzemy z nerwów!
Mężczyzna
opowiedział nam o poszukiwanych jednostkach i przewidywanych miejscach,
w których mogli obecnie przebywać. Informacji było sporo, choć
większość z nich opierała się jedynie na przypuszczeniach i własnych
teoriach. Niedobrze, zbyt mało faktów, zbyt wiele fikcji. Po ciągnącym
się w nieskończoność monologu mężczyzna wyszedł z namiotu, dając tym
samym sygnał, że nasza misja na dobre się rozpoczęła.
- To ogromny teren...- stwierdziła jedna z dziewczyn, nie zwróciłem uwagi która
-
Mhm. - przyznałem, stukając palcami o rękojeść przypiętej do pasa
katany - Zawsze możemy się tym jakoś podzielić, sprawdzić większe
połacie w krótszym czasie. - zaproponowałem, przerzucając spojrzeniem
pomiędzy Mitsuki, a Fuyuko
<Mitsuki? Fuyuko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz