Na początku bałam się, że cały pomysł wypadu na ramen nie wypali, że od razu na dzień dobry się o coś pogryziemy. A jednak pozytywnie mnie zaskoczył. Postanowił za mnie zapłacić, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Dzięki temu gestowi od razu moja sympatia w jego stronę wzrosła o parę procent. Kiedy chłopak powiedział, że nigdy nie miał przyjaciół i miał wątpliwości co do naszej potencjalnej współpracy, to zamilkłam. Nie będę ukrywała, ale sama nie wiedziałam co w tamtym momencie mu odpowiedzieć.
- Wiesz... Sama nie wiem czy to wyjdzie, ale warto spróbować. - westchnęłam cicho i wzięłam małego łyka wody. - Coś ci powiem, nie zdziwiłabym się, gdybyś mi nie uwierzył - zaczęłam, chichocząc cicho pod nosem. - Kiedyś też nienawidziłam pracy zespołowej i uważałam, że nie potrzebuję przyjaciół. Jednak po utracie biologicznych rodziców i brata zaczęłam doceniać ludzi, którzy byli przy mnie i wspierali ile mogli. Dawali mi siłę, abym szła do przodu, a nie wpadała w stagnację, chociaż wciąż miewałam takie dni - dokończyłam swoją myśl, patrząc na Hide. Wyglądał na dosyć zaskoczonego moimi słowami o biologicznej rodzinie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - uniósł pytająco jedną brew.
- Już ci tłumaczę - znowu zaczęłam kolejną myśl. Pilnowałam się, aby nie przeciągać. Nie chciałam zanudzić rozmówcy na śmierć... - Nie musisz wiedzieć, do czego dążyć tak naprawdę. Przyjaźń to skomplikowana koncepcja, którą każdy inaczej odbiera i personalizuje. Po prostu z czasem znajdziesz w sobie to uczucie przynależności i ciepła wśród pewnych osób. - mówiąc te słowa, mój głos momentalnie spoważniał, podobnie jak moja twarz. - Nie oczekuję od nas, że nagle zostaniemy przyjaciółmi i będziemy sobie plotkować o innych drużynach, wystarczy, że jakoś się będziemy dogadywać i współpracować, ale co ważniejsze się wzajemnie szanować - skończyłam swój dosyć długi wywód. Nagle odniosłam wrażenie, że ktoś za mną stanął.
- No ładnie powiedziane. - usłyszałam znajomy głos za sobą. Był taki przyjemny dla ucha, aż od razu pojawiły się na moich policzkach rumieńce. - Wszystko fajnie, ale pytanie brzmi, co wy tu robicie? - zapytał się Kakashi-sensei. Odwróciłam się, gwałtownie wstając z miejsca. Tego się nie spodziewałam... Spojrzałam przepraszająco na Hideyoshiego, który najwyraźniej też nie był szczególnie zadowolony z obecności naszego mentora. Na jego twarzy było wyraźnie wypisane: "O kurwa, mamy przejebane."
- To był mój pomysł... - powiedziałam cicho, spuszczając głowę. - To ja zaciągnęłam Hide na ramen - dodałam. Nie miałam odwagi spojrzeć Kakashiemu w oczy. Nawet nie wiem co we mnie wstąpiło, że aż tak chciałam bronić kompana z drużyny przed wszelkimi konsekwencjami. Mężczyzna zaśmiał się nagle. Przez chwilę byłam zbita z tropu. Śmieszyło go to? Czy może cieszył się z jakiegoś powodu?
- Nie, nie. Spokojnie, nie przyszedłem wam karę dać. A pogratulować. Jestem z was dumny, że próbujecie nawiązać jakieś więzi i próby współpracy - oznajmił białowłosy. Oboje z Hide spojrzeliśmy się na siebie, nie wiedząc co zrobić w tamtym momencie. Najwyraźniej oboje spodziewaliśmy się kary, a tu ku zaskoczeniu pochwałę dostaliśmy.
- Erm... Dziękujemy - odpowiedziałam niepewnie.
- A teraz wracajmy do szpitala - zaproponował Kakashi. Przystaliśmy na tę propozycję, szczególnie, że nie widziałam sensu siedzenia na dworze, gdy już osiągnęłam swój cel, czyli krótka rozmowa z Hide oraz zjedzenie sobie czegoś dobrego. Gdy tylko przekroczyliśmy próg szpitala, za rogiem wyskoczył mój lekarz. Wyglądał na złego i zmartwionego.
- Gdzież ty była!? - krzyknął na mnie.
- Zabrałem ich na wspólną kolację, musieli sobie parę rzeczy sobie wyjaśnić - odpowiedział od razu mentor. Mężczyzna w kitlu spojrzał na senseia z lekkim niedowierzaniem, ale szybko minęło mu to.
- No dobra, ale następnym razem proszę zgłaszać takie rzeczy - oznajmił poważnym tonem. Pożegnałam się z nowym kolegą i wróciłam do swojej sali. Znowu byłam sama. Jednak tym razem ta samotność nie doskwierała mi tak jak wcześniej. Byłam jakaś spokojniejsza... W ten sposób dosyć szybko zasnęłam.
~ Następnego ranka ~
Miałam spokojną noc i przyjemne sny, w których pojawił się Kakashi. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi, jednak nie na tyle, że byłam w pełni przytomna. Można powiedzieć, że wciąż spałam. Miałam wrażenie, że ktoś był w moim pokoju i odsłonił zasłony, przez co od razu mnie obudził. Otworzyłam oczy, a promienie słoneczne oślepiły mnie. Zajęło mi parę sekund, abym mogła delikatnie otworzyć oczy i cokolwiek zobaczyć. Był to mężczyzna o jasnych włosach, jednak wciąż nie widziałam wyraźnie jego twarzy. Podszedł do mnie, gdy ja wciąż leżałam.
- K-Kakashi-sensei? Kakashi? - powiedziałam bardzo cicho, niemalże do samej siebie, delikatnie wyciągając rękę w stronę dłoni postaci. On zaś szybko zabrał ją ode mnie. Spojrzałam jeszcze raz na postać. Dopiero po minucie mój wzrok się wyostrzył, a mózg zaczął w miarę normalnie funkcjonować... Wtedy dopiero połączyłam fakty. Przede mną stał owszem, mężczyzna o białych włosach, tyle że, był to Hideyoshi a nie Kakashi. Gdy tylko sobie to uświadomiłam, cała się zarumieniłam, wręcz spaliłam przysłowiowego buraka.
- Przepraszaaaaaam - wyjęczałam słodko, zwijając się w kuleczkę i zakryłam się cała kołdrą, że tylko końcówki włosów wystawały mi spod niej. - Hide, przepraszam cię... Nie chciałam... - wyszeptałam cicho. Ze wstydu aż chciałam zacząć płakać. Miałam tylko nadzieje, że chłopak nie zorientuje się tak łatwo, że od jakiegoś czasu byłam zakochana po uszy w naszym mentorze... Jakby tylko się zorientował, to chyba bym od razu się wypisała z drużyny. Moja miłość do Kakashiego była moim największym sekretem, które się trochę wstydziłam... Dziwne to było jakby nie patrzeć, że jako siedemnastoletnia dziewczyna byłam zakochana w dwudziestoośmioletnim mężczyźnie, który co więcej był moim nauczycielem...
Hideyoshi? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz