Stałam oko w oko z jednym z największych zbrodniarzy tego okresu, Uchiha Itachim. Mężczyzna ten wybił cały mój i swój klan... Czyli moich znajomych, koleżanki, kolegów, dalszą rodzinę... Wszystkich, co do jednego. Pragnęłam go w tamtym momencie zabić, jednak byłam świadoma tego, że była za słaba. A jak do tego doszło? Wróćmy do początku...
Tego dnia nie było żadnych misji, więc postanowiliśmy z drużyną je spędzić na szlifowaniu naszych umiejętności. Ayame zgodziła się na ten pomysł, a Hide, jak to Hide, musiałyśmy go do tego przekonać. Kakashi w sumie też się zgodził, uznał to za dobry moment, aby sprawdzić nasz progres. Byliśmy umówieni na dziesiątą przy Pomniku Pamięci. Jednak nie wstałam na ostatnią chwilę, aby na styk, tylko o szóstej. Jakoś tego dnia nie umiałam sobie dłużej pospać... Coś mnie drażniło. Gdy zeszłam na śniadanie, Tsubaki wyglądał na zaniepokojonego. Oczywiście, moja matka, Yuki była spokojna i pogodna. Podczas śniadania blondyn wyjaśnił, że ma jakieś złe przeczucia co do tego dnia. Jego rodzicielka spojrzała się na niego z politowaniem, sugerując mu, że wstał lewą nogą. Mężczyzna jedynie wzruszył ramionami, zjadając w ciszy posiłek. Sama za wiele nie mówiłam podczas śniadania, nie miałam najlepszego humoru. Około dziewiątej opuściłam dom i poszłam w stronę umówionego miejsca. Szłam spokojnym i powolnym spacerkiem, rozglądając się dookoła. Aż w końcu dotarłam do Pomniku Pamięci. Niedługo potem przyszła Ayame. Porozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim i o niczym. Na początku nie byłam przekonana czy na pewno uda mi się jakąś więź stworzyć z dziewczyną, a, okazało się, że była niezwykle kochaną osobą, której dosyć szybko zaufałam. Niedługo potem dołączył do nas Hideyoshi, który już nie był tak skory do ploteczek. Chociaż ostatnio się nieco zmienił, szczególnie po naszej średnio udanej misji, w której zostałam dosyć poważnie ranna. Najwyraźniej udało mi się go delikatnie przekonać do jakiś prób współpracy. Cieszyło mnie to, że próbował to jakoś zmienić. Zaś ja pokładałam wszelkie starania, aby akceptować jego indywidualizm i zaczęłam przymykać oko na jego samowolkę. Było już pół po dziesiątej, a wciąż Kakashiego nigdzie nie było. Na początku było to irytujące, jednak z czasem się do tego przyzwyczajałam. Fakt, czasami mnie to irytowało, że musieliśmy na niego czekać, szczególnie, że to własnie sam mentor nam godziny ustalał.Gdy w końcu się pojawił, spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem, chociaż był progres. Spóźnił się o czterdzieści minut, a średnio przychodził spóźniony o godzinę. Jako rozgrzewkę walczyliśmy we trójkę przeciwko joninowi. Oczywiście, zamiast skupić się na nas, to wyjął sobie książkę do czytania. Dosyć szybko zorientowałam się, że właśnie czytał tę samą książkę, co skończyłam parę dni temu. Odchrząknęłam i posłałam delikatny uśmiech do mentora.
- A zdradzić senseiowi sekret? - powiedziałam, patrząc uważnie na reakcję Kakashiego.
- Jaki? - mówiąc to, nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Jak się ta książka "Bijatyka flirtujących" zakończy - odpowiedziałam, chichocząc cicho pod nosem, celując kunaiem w stronę mężczyzny. Ayame spojrzała się na mnie pytająco, a Hide wyglądał na załamanego moją próbą rozproszenia jonina.
- A to nie jest przypadkiem książka dla pełnoletnich? I czy ty przypadkiem nie masz siedemnastu lat? - zapytał się dosyć rozbawiony białowłosy jonin. No tak... Zapomniałam, że ta seria książek była przeznaczona dla pełnoletnich. Zaśmiałam się nerwowo i delikatnie się zarumieniłam.
~ Znowu z siebie głupka zrobiłaś... Ergh ~ pomyślałam, próbując znowu zaatakować.
Nagle, niedaleko nas zjawił się jakiś inny jonin. Wyglądał na bardzo zmartwionego i zdyszanego. Zatrzymaliśmy nasz trening, gdy tylko się pojawił.
- Cześć Kakashi, słuchaj, weź geninów i sprawdźcie pobliskie lasy za dzielnicą, która kiedyś należała do klanu Uchiha - powiedział zdyszanym głosem.
- A co się stało? - zapytał się Kakashi, chowając książkę.
- Są jacyś intruzi w tamtych rejonach. Sprawdźcie kto to, jednak starajcie się nie angażować w walkę - odpowiedział mężczyzna. - Wracam na posterunek, liczę na was - pożegnał się z nami i od razu zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Gdy tylko usłyszałam, że mieliśmy się zbliżyć do miejsca, w którym kiedyś żyłam i w którym doszło do masakry, nie byłam uradowana tym faktem. Sensei najwyraźniej zauważył mój dyskomfort i zmartwienie.
- Dasz radę z nami pójść? - zapytał się, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Tak... Tak, dam radę - odpowiedziałam spokojnym, ale lekko drżącym głosem. Bez większego namysłu pobiegliśmy w stronę dzielnicy, w której kiedyś przebywali członkowie mojego klanu... Przez całą drogę milczałam. Gdy w końcu znaleźliśmy się w lesie, zaczęłam się rozglądać za intruzami. Uaktywniłam Sharingana, abym mogła lepiej dostrzec jakiś najmniejszy ruch w pobliżu. Znikąd, pojawiły się przed nami dwie postacie w długich czarnych płaszczach, przyozdobione w czerwone chmury. Jeden z nich, wyższy niósł coś podobnego do miecza, ale był owinięty w bandaże. Dziwny i niecodzienny widok. Ten niższy mężczyzna o ciemnych włosach uniósł wzrok, wpatrując się we mnie. Przeraziłam się widokiem jego oczu.
- Sharingan... - powiedział cichym i chłodnym głosem, patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam głośno ślinę i instynktownie się cofnęłam. Byłam przerażona. Przede mną stał sam Itachi, jeden z najzdolniejszych zbrodniarzy tej ery.
- Itachi... - cała się trzęsłam ze strachu. W tamtym momencie pragnęłam być silna zarówno fizycznie jak i psychicznie. A jednak... W przeciwieństwie do wielu moich współklanowiczów byłam słaba i niczego nie potrafiłam dobrze zrobić.
- Kojarzę cię - oznajmił obojętnym głosem. - W twojej rodzinie jedynie twój brat był zdolny jak na Uchihę. O ile się nie mylę, to w akademii nie szło ci najlepiej. Gdyby nie twój Sharingan bym nie pomyślał, że należymy do tego samego klanu - dodał. Jego głos był taki zimny. Znów się cofnęłam. Nie wiedziałam, co mnie bardzo bolało, fakt, że nie potrafiłam sprostać oczekiwaniom czy spotkanie mordercy moich znajomych i dalszej rodziny.
- Rozprawimy się z nimi? - zapytał się mężczyzna o niebieskiej skórze. - Szczególnie, że ona jest jakimś niedobitkiem - oznajmił, przyglądając mi się. Chciałam zaatakować, jednak strach sparaliżował moje ciało. Tak bardzo pragnęłam by w tamtym momencie przy mnie był Michio.
- Przepraszam... - wyszeptałam, zaciskając dłoń na rękojeści kyotesku shoge.
Tego dnia nie było żadnych misji, więc postanowiliśmy z drużyną je spędzić na szlifowaniu naszych umiejętności. Ayame zgodziła się na ten pomysł, a Hide, jak to Hide, musiałyśmy go do tego przekonać. Kakashi w sumie też się zgodził, uznał to za dobry moment, aby sprawdzić nasz progres. Byliśmy umówieni na dziesiątą przy Pomniku Pamięci. Jednak nie wstałam na ostatnią chwilę, aby na styk, tylko o szóstej. Jakoś tego dnia nie umiałam sobie dłużej pospać... Coś mnie drażniło. Gdy zeszłam na śniadanie, Tsubaki wyglądał na zaniepokojonego. Oczywiście, moja matka, Yuki była spokojna i pogodna. Podczas śniadania blondyn wyjaśnił, że ma jakieś złe przeczucia co do tego dnia. Jego rodzicielka spojrzała się na niego z politowaniem, sugerując mu, że wstał lewą nogą. Mężczyzna jedynie wzruszył ramionami, zjadając w ciszy posiłek. Sama za wiele nie mówiłam podczas śniadania, nie miałam najlepszego humoru. Około dziewiątej opuściłam dom i poszłam w stronę umówionego miejsca. Szłam spokojnym i powolnym spacerkiem, rozglądając się dookoła. Aż w końcu dotarłam do Pomniku Pamięci. Niedługo potem przyszła Ayame. Porozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim i o niczym. Na początku nie byłam przekonana czy na pewno uda mi się jakąś więź stworzyć z dziewczyną, a, okazało się, że była niezwykle kochaną osobą, której dosyć szybko zaufałam. Niedługo potem dołączył do nas Hideyoshi, który już nie był tak skory do ploteczek. Chociaż ostatnio się nieco zmienił, szczególnie po naszej średnio udanej misji, w której zostałam dosyć poważnie ranna. Najwyraźniej udało mi się go delikatnie przekonać do jakiś prób współpracy. Cieszyło mnie to, że próbował to jakoś zmienić. Zaś ja pokładałam wszelkie starania, aby akceptować jego indywidualizm i zaczęłam przymykać oko na jego samowolkę. Było już pół po dziesiątej, a wciąż Kakashiego nigdzie nie było. Na początku było to irytujące, jednak z czasem się do tego przyzwyczajałam. Fakt, czasami mnie to irytowało, że musieliśmy na niego czekać, szczególnie, że to własnie sam mentor nam godziny ustalał.Gdy w końcu się pojawił, spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem, chociaż był progres. Spóźnił się o czterdzieści minut, a średnio przychodził spóźniony o godzinę. Jako rozgrzewkę walczyliśmy we trójkę przeciwko joninowi. Oczywiście, zamiast skupić się na nas, to wyjął sobie książkę do czytania. Dosyć szybko zorientowałam się, że właśnie czytał tę samą książkę, co skończyłam parę dni temu. Odchrząknęłam i posłałam delikatny uśmiech do mentora.
- A zdradzić senseiowi sekret? - powiedziałam, patrząc uważnie na reakcję Kakashiego.
- Jaki? - mówiąc to, nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Jak się ta książka "Bijatyka flirtujących" zakończy - odpowiedziałam, chichocząc cicho pod nosem, celując kunaiem w stronę mężczyzny. Ayame spojrzała się na mnie pytająco, a Hide wyglądał na załamanego moją próbą rozproszenia jonina.
- A to nie jest przypadkiem książka dla pełnoletnich? I czy ty przypadkiem nie masz siedemnastu lat? - zapytał się dosyć rozbawiony białowłosy jonin. No tak... Zapomniałam, że ta seria książek była przeznaczona dla pełnoletnich. Zaśmiałam się nerwowo i delikatnie się zarumieniłam.
~ Znowu z siebie głupka zrobiłaś... Ergh ~ pomyślałam, próbując znowu zaatakować.
Nagle, niedaleko nas zjawił się jakiś inny jonin. Wyglądał na bardzo zmartwionego i zdyszanego. Zatrzymaliśmy nasz trening, gdy tylko się pojawił.
- Cześć Kakashi, słuchaj, weź geninów i sprawdźcie pobliskie lasy za dzielnicą, która kiedyś należała do klanu Uchiha - powiedział zdyszanym głosem.
- A co się stało? - zapytał się Kakashi, chowając książkę.
- Są jacyś intruzi w tamtych rejonach. Sprawdźcie kto to, jednak starajcie się nie angażować w walkę - odpowiedział mężczyzna. - Wracam na posterunek, liczę na was - pożegnał się z nami i od razu zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Gdy tylko usłyszałam, że mieliśmy się zbliżyć do miejsca, w którym kiedyś żyłam i w którym doszło do masakry, nie byłam uradowana tym faktem. Sensei najwyraźniej zauważył mój dyskomfort i zmartwienie.
- Dasz radę z nami pójść? - zapytał się, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Tak... Tak, dam radę - odpowiedziałam spokojnym, ale lekko drżącym głosem. Bez większego namysłu pobiegliśmy w stronę dzielnicy, w której kiedyś przebywali członkowie mojego klanu... Przez całą drogę milczałam. Gdy w końcu znaleźliśmy się w lesie, zaczęłam się rozglądać za intruzami. Uaktywniłam Sharingana, abym mogła lepiej dostrzec jakiś najmniejszy ruch w pobliżu. Znikąd, pojawiły się przed nami dwie postacie w długich czarnych płaszczach, przyozdobione w czerwone chmury. Jeden z nich, wyższy niósł coś podobnego do miecza, ale był owinięty w bandaże. Dziwny i niecodzienny widok. Ten niższy mężczyzna o ciemnych włosach uniósł wzrok, wpatrując się we mnie. Przeraziłam się widokiem jego oczu.
- Sharingan... - powiedział cichym i chłodnym głosem, patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam głośno ślinę i instynktownie się cofnęłam. Byłam przerażona. Przede mną stał sam Itachi, jeden z najzdolniejszych zbrodniarzy tej ery.
- Itachi... - cała się trzęsłam ze strachu. W tamtym momencie pragnęłam być silna zarówno fizycznie jak i psychicznie. A jednak... W przeciwieństwie do wielu moich współklanowiczów byłam słaba i niczego nie potrafiłam dobrze zrobić.
- Kojarzę cię - oznajmił obojętnym głosem. - W twojej rodzinie jedynie twój brat był zdolny jak na Uchihę. O ile się nie mylę, to w akademii nie szło ci najlepiej. Gdyby nie twój Sharingan bym nie pomyślał, że należymy do tego samego klanu - dodał. Jego głos był taki zimny. Znów się cofnęłam. Nie wiedziałam, co mnie bardzo bolało, fakt, że nie potrafiłam sprostać oczekiwaniom czy spotkanie mordercy moich znajomych i dalszej rodziny.
- Rozprawimy się z nimi? - zapytał się mężczyzna o niebieskiej skórze. - Szczególnie, że ona jest jakimś niedobitkiem - oznajmił, przyglądając mi się. Chciałam zaatakować, jednak strach sparaliżował moje ciało. Tak bardzo pragnęłam by w tamtym momencie przy mnie był Michio.
- Przepraszam... - wyszeptałam, zaciskając dłoń na rękojeści kyotesku shoge.
Hideyoshi? Ayame?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz