sobota, 21 marca 2020

Od Taogetsu do Saeko

Ostatni raz spojrzałem na zniszczone budynki. Cała nasza wczorajsza praca poszła na marne! Jeżeli naprawdę ktoś był za to odpowiedzialny, zapłaci za to najwyższą cenę. Nie zamierzam mu wybaczać.
Kiedy Kurenai skończyła wyznaczać zadania, Sora i Saeko wyruszyli szukać śladów, ja zaś zająłem się pomaganiem mieszkańcom. Ich dotychczasowy entuzjazm przygasł znacząco. Szeptali między sobą, widocznie zasmuceni. W odbudowę miasteczka włożyli całe swoje serce. Stłumiłem w sobie typowy entuzjazm, zachowując powagę. Tragedia tych ludzi dotknęła mnie osobiście. Za każdym razem, gdy spoglądałem na twarze mieszkańców, dostrzegałem na nich niezwykły smutek. Kolejny raz utracili swój dom. 
Pierwszym zadaniem, z jakim wraz z robotnikami musieliśmy się zmierzyć było odzyskanie spod gruzów wszystkich narzędzi. Wczoraj wieczorem zostawiliśmy je pod rusztowaniami wierząc, że będą tam bezpieczne. Nie były. Większość z odzyskanych przyborów na szczęście nadawała się do dalszego użytku. Inne zaś wyrzuciliśmy na starcie. 
Kończyłem właśnie przekopywanie jednej z ostatnich konstrukcji. Przerzuciłem ciężką deskę, spod której wydobyłem młotek i siekierę. Odrzuciłem je na bok. Wtedy też odwróciłem się i niemal poczułem, jak moje serce przestaje bić. 
Powiewający na wietrze, zaczepiony o wystający kij kawałek materiału wyglądał wyjątkowo znajomo. Jak poparzony, zrzuciłem z siebie moją ulubioną kurtkę w poszukiwaniu dziury. Czy przez chwilę nieuwagi zaczepiłem o coś? 
Ubranie jednak było całe. Na szczęście. Westchnąłem ciężko z ulgą. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby cokolwiek stało się z jedną z moich nielicznych pamiątek z Kirigakure. 
Zdjąłem więc zaczepiony materiał. Nie myliłem się - był niemal identyczny jak ten, z którego wykonana jest moja kurtka. Dla pewności wylałem na niego trochę wody. Tak jak się spodziewałem, nie została wchłonięta przez materialik, a skroplona spłynęła po nim. 
Nie przypominałem sobie, żeby ktokolwiek w wiosce nosił ubrania stworzone z tego materiału. A zwróciłbym na to uwagę na pewno. 
Wrzuciłem dowód do kieszeni i ruszyłem na spotkanie z Kurenai. W głowie ułożyłem już sobie całą wypowiedź. Jeśli dobrze myślę, ten niepozorny kawałek ubrania może nam wiele powiedzieć. 
W momencie, kiedy udało mi się odnaleźć naszą mentorkę, Saeko i Sora właśnie wyłonili się zza pobliskiej kupy gruzu. Po ich minach, łatwo wywnioskowałem, że również coś znaleźli. 
- Trafiliśmy na dziwny ślad - zaczęła Saeko. Wraz z Sorą na zmianę opowiadali o niezwykłym odkryciu. Tajemniczy napis był dość kontrowersyjny. Oszustwo? Co miała oznaczać pozostawiona wskazówka? A najważniejsze, kto ją uczynił? Czy odnaleziony przeze mnie kawałek materiału również był celowym zabiegiem? Przygryzłem wargę. To nie miało sensu. Czy ktoś pragnie się z nami bawić w kotka i myszkę? 
- Taogetsu, również chciałeś coś nam powiedzieć, prawda? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kurenai. W odpowiedzi pokiwałem głową i demonstracyjnie wyciągnąłem z kieszeni kawałek materiału.
- TA-DA! - Pomachałem przedmiotem przed twarzami towarzyszów. 
- Czy podarłeś swoją kurtkę? - zapytała z powątpiewaniem Saeko. 
- Nie tym razem - odparłem dumnie. - Ale gratuluję spostrzegawczości. Moja kurtka jest uszyta z tego samego materiału. Robi się go z lnu rosnącego wyłącznie na podmokłych terenach Kirigakure. Nie należy on do tanich - wyjaśniłem, dodając po chwili namysłu: - Bez obrazy, ale wątpię, że kogokolwiek stąd stać na sprowadzenie tego materiału. Nie widzę nawet powodów, by to robić. Tkanina jest wodoodporna, tym samym używają jej głównie shinobi mający kontakt z wszelkimi rodzaju cieczami. Dzięki mojej kurtce jeszcze nie przemokłem. - W tym momencie zaprezentowałem niezwykłe właściwości swojego odzienia, sekundę później kontynuując: - Wnioskuję więc, że materiał pozostawił ktoś z zewnątrz. Mógł pochodzić właśnie z Kirigakure. Jeśli nie, zapewne jest to osoba dość bogata. Biorąc pod uwagę okoliczności, najpewniej pała się czymś nieszczególnie nielegalnym. Na przykład najemnictwem. 
Zakończyłem wywód, spoglądając na zaskoczone twarze członków drużyny. Przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko, co powiedziałem, było całkowicie pozbawione sensu, kiedy Sora zaczął powili kiwać głową. 
- Osoba lub osoby, tak spragnione majątku, że byłyby w stanie za pieniądze zniszczyć całą wioskę - stwierdził, zdobywając tym samym aprobatę całej grupy. Zakładając, że atak na miasteczko był opłacony, napis "oszustwo" miałby sens. Powoli wszystko łączyło się w całość. Pozostawała jednak jedna sprawa. Kto pociągał za sznurki? 
Kurenai zmarszczyła brwi, wpatrując się w ziemie. Po chwili milczenia wydała rozporządzenie:
- Nie mówcie nikomu, co odkryliśmy. Zachowujcie się tak, jakby to naprawdę wszystko było skutkiem burzy. Nie traćcie jednak czujności. Idźcie teraz pomóc mieszkańcom, ja porozmawiam z naszym zleceniodawcą. Cel naszej misji chyba właśnie się zmienił. 
W ciszy rozeszliśmy się w różnych kierunkach. Zabrałem się do dalszej pracy. Nie potrafiłem się jednak skupić na wyznaczonych zadaniach. Cały czas nie mogłem przestać myśleć o całej sprawie. Zostaliśmy rzuceni w centrum jakiegoś konfliktu, o którym nic nie mamy pojęcia. 
Wieczór nastał szybko. Kurenai nalegała, żebyśmy dzisiejszej nocy stanęli na straży wioski, jednak zleceniodawca odprawił nas, zapewniając, że sam wyznaczy do tego ludzi. Tak więc zmęczeni całym dniem powróciliśmy do naszych namiotów. Tam zjedliśmy ubogą kolację i odpoczęliśmy przed snem. Wcześniej też udało mi się wziąć kąpiel w pobliskiej rzece. 
Położyłem się w namiocie, nasłuchując, czy wokoło wszystko zamilkło. Kiedy upewniłem się, że wszyscy najpewniej usnęli, wstałem z miejsca i obudziłem Sorę. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. 
- Sądzę, że sami powinniśmy sprawdzić, co dzieje się w nocy w wiosce - szepnąłem do towarzysza. - Idziesz ze mną? 
 Nie czekając na jego odpowiedź, zabrałem swoją kurtkę i wyjrzałem na zewnątrz. Nie dostrzegając żadnego ruchu, wyszedłem poza namiot. Sora ruszył za mną. Przeszliśmy kawałek, kiedy zauważyłem w mroku znajomą sylwetkę. 
- Mieliśmy najwyraźniej ten sam pomysł. - Dogoniliśmy Saeko i w trójkę skierowaliśmy się w stronę zniszczonej wioski. 

Saeko?

Od Hideyoshi'ego do Ayame, Mitsuki - Event

Skręt, wyskok, gwałtowne cięcie z prawej - wykonywane przeze mnie ruchy zdawały się wręcz mechaniczne, jakby niepodparte żadną konkretną emocją. Katana błysnęła jasnym światłem, odbijając promienie wędrującego leniwie słońca. Jeśli zdolność obserwacji i nienagannej analizy otoczenia nie wprowadzała mnie w błąd, dobijała właśnie dziewiąta. Cudownie, została jeszcze godzina. Odetchnąłem głęboko, pozwalając sobie na chwilę upragnionego odpoczynku. Usiadłszy pod drzewem, zacząłem zastanawiać się nad wyjątkowo konkretnymi planami na spędzenie dzisiejszego popołudnie i, co wydało mi się dość absurdalne, przyłapałem się na mimowolnym uśmiechu. Od czasu poważnej rozmowy z Mitsuki i odbytej rzetelnie kary, spędzanie czasu z resztą drużyny okazało się znacznie mniej problematyczne i nieprzyjemne, aniżeli z początku uważałem. I choć nić porozumienia pomiędzy mną a dwoma kunoichi wciąż nadrywała się i ginęła pod ciężarem licznych niedopowiedzeń, odkąd zgodziły się akceptować me silne pragnienie indywidualności, współpracowało nam się znacznie lepiej.
- Kto by się spodziewał. - mruknąłem do siebie, podnosząc się do pionu
Samodzielny trening trwał jeszcze przez chwilę, nim kierowany poczuciem obowiązku ruszyłem ku umówionemu miejscu zbiórki. Droga nie była długa, dlatego nie zamierzałem zbędnie się spieszyć - wiedziałem zresztą, że Kakashi nie pojawi się planowo, dając nam sporo czasu w zapasie. Przechadzając się ulicami Konohy, nie mogłem wyzbyć się dziwnego niepokoju, potęgowanego dodatkowo dziwnym zachowaniem wszystkich wokół. Patrole starszych rangą shinobi wezbrały na sile, zalewając krajobraz swymi zielonymi kamizelkami i błyskiem licznie posiadanych ostrzy. Zmarszczyłem brwi, zwalniając kroku, mając nadzieję, że zdołam w ten sposób niepostrzeżenie podsłuchać prowadzone żarliwie dyskusje, jednak zasłyszane urywki wypowiedzi nie wskazywały na nic konkretnego. Być może wyobraźnia mnie oszukiwała i sam ubzdurałem sobie problemy. Z drugiej strony w głowie wciąż rozbrzmiewała mi poranna rozmowa z rodzicami i zaniepokojony wyraz twarzy Ryouty - i choć fakt, że rodzice nagle przypomnieli sobie o moim istnieniu, można wytłumaczyć na wiele różnych sposobów, tak nagła przemiana starszego brata budziła wątpliwości. Nie pamiętałem, by mężczyzna kiedykolwiek okazał strach. Może Hatake będzie wiedział coś więcej. Dalsze rozmyślania zostały jednak szybko przerwane przez nagłe pojawienie się znajomych twarzy, które, w przeciwieństwie do naszego pierwszego spotkania, tym razem zareagowały całkiem pozytywnie na mój widok. Skinąłem głową na przywitanie, siadając obok Ayame, z uwagą przysłuchując się toczonej przez dziewczyny rozmowie, co pewien czas wtrącając własne trzy grosze. Gdy mistrz w końcu zaszczycił nas swoją obecnością, niemal natychmiastowo przeszliśmy do treningu. Wspólna walka przeciwko Kakashiemu doprowadzała mnie do szału - choć darzyłem mężczyznę ogromnym szacunkiem przez wzgląd na jego zasługi, nie potrafiłem zdzierżyć tego, z jaką łatwością przychodziło mu odbijanie naszych ataków. Czy naprawdę byliśmy na tyle słabi, by nie musiał nawet spoglądać w naszą stronę? Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy Mitsuki postanowiła bezwstydnie zagadać nauczyciela, zdradzając tym samym swe literackie upodobania. Przewróciłem oczami, spoglądając na dziewczynę z politowaniem, nie czując się na siłach, by jakkolwiek to skomentować. Z lekka niezręczną sytuację przerwało nagłe pojawienie się innego shinobi, prezentującego dokładnie tę samą, zaniepokojoną postawę, co pozostali mieszkańcy wioski. To nie mógł być przypadek. Rozmowa trwała ułamki sekund i już po chwili, bez żadnego dokładniejszego wyjaśnienia, ruszyliśmy przed siebie w pogoni za nienazwanym zagrożeniem. Sytuacja nie podobała mi się ani trochę, a przyglądając się pozostałym członkom drużyny, mogłem zauważyć, że nie byłem jedyny. Wszyscy wyglądaliśmy, jakby podpisano nad nami wyrok śmierci. Najgorzej prezentowała się młoda Uchiha, która, prowadząc nas swym sharinganem, zdawała się maleć w oczach. Trzęsła się niemiłosiernie, choć ruchy jej ciała wskazywały, że z całego serca starała się powstrzymać targające nią emocje. I choć wielokrotnie spoglądałem w jej stronę, nie czułem się wystarczająco kompetentny, by choćby spróbować ją uspokoić. Najpewniej pogorszyłbym całą sytuację o stokroć bardziej. Wtem zatrzymaliśmy się gwałtownie, z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach obserwując zbliżające się ku nam, skąpane w czerni i czerwieni sylwetki. Akatsuki. To niemożliwe. Zastygłem w bezruchu, czując, jak wszystkie mięśnie mojego ciała odmawiają posłuszeństwa - nie wiedziałem, czy bardziej paraliżowało mnie przeświadczenie, jak słabi byliśmy w porównaniu z intruzami, czy wzrastające przekonanie, że każdy, nawet najmniejszy ruch może sprowokować ich do ataku. Czego oni szukali w wiosce? Czy Konoha była naprawdę tak wartościowym punktem, by przyciągnąć do siebie członków przestępczej organizacji, w tym owianego osobliwą legendą zbrodniarza?
Dwukolorowe płaszcze trzepotały na wietrze, wtórując wylewającym się z ich ust obelgom skierowanym w ledwo trzymającą się na nogach Mitsuki. Wszyscy milczeliśmy, jakby obawiając się skutków ewentualnej dyskusji. Dziewczyna wyglądała, jakby z trudem powstrzymywała cisnące się do oczu łzy i drżenie ciała. Z każdą kolejną sekundą spędzoną na obserwacji roztrzęsionej kunoichi, czułem się coraz bardziej zmieszany, pełen osobliwej odmiany irytacji. Różniło nas naprawdę wiele i ciężko powiedzieć, byśmy byli sobie choć odrobinę bliscy, jednak jej ogromna charyzma i jeszcze większe serce otworzyły mi oczy, pomagając obrać nową, mniej destrukcyjną ścieżkę. Bezinteresownie wyciągnęła ku mnie rękę, gdy nieświadomie potrzebowałem czyjegoś wsparcie, kimże bym więc był, gdybym teraz nie zrobił tego samego.
- Rozprawimy się z nimi? Szczególnie, że ona jest jakimś niedobitkiem. - Przypominający rekina mężczyzna mówił spokojnie, sprawiając, że Mitsuki cofnęła się kilka kroków w tył.
Gdy jej głos zadrżał ze strachu, a palce owinęły się ciaśniej wokół dzierżonej broni, poczułem nagły, nieznany dotychczas impuls, który zmusił mnie do działania. Nim zdążyłem się choćby obejrzeć, obnażyłem ostrze katany, spoglądając na niebieskoskórą bestią spode łba.
- Niedobitek, też mi coś. - warknąłem, ignorując rozlegające się za mną zakazy ze strony pozostałych towarzyszy - Przeżyła rzeź i ma się świetnie, więc skończ, do jasnej cholery, szczekać. - Starałem się zabrzmieć najpewniej, jak tylko potrafiłem, choć każdy mięsień ciała podpowiadał mi, że wykazywałem się właśnie wzorową głupotą i nieodpowiedzialnością. - Kundlu. - Nawet paraliżujący strach nie zdołał powstrzymać cisnących się na usta obelg.
Skoro i tak dałem ponieść się impulsom, dobrowolnie wdając się w słowne potyczki z członkami Akatsuki, wyszedłbym na tchórza, gdybym teraz się wycofał. Z drugiej strony czułem jednak, jak poważne konsekwencje spotkają mnie, jeśli jakimś cudem wyjdziemy z tego cało - z bezmyślnych pobudek naraziłem całą drużynę na zatrważające niebezpieczeństwo. Oby było warto. Nim ostatnie ze słów zdążyło zginąć wśród głuchej ciszy, poczułem zaciskającą się na moim ramieniu dłoń Kakashiego, który siłą odciągnął mnie z powrotem do tyłu. W jego ruchach czuć było niepokój i zdenerwowanie moją postawą.
- Odważny jesteś. - Rekin pokręcił z politowaniem głową. - Albo wyjątkowo głupi. - Obnażył szereg niewątpliwie ostrych zębów, dobywając monstrualnego ostrza, spoczywającego dotychczas na jego plecach. - Skończmy to szybko.
Następne wydarzenia zdawały się jedynie zlepkiem pojedynczych obrazów, przeskakujących zdecydowanie zbyt błyskawicznie, by móc w spokoju pomyśleć. Brzdęk metalu o metal, uderzenia ciała o ciało i przeszywające powietrze ninjutsu - wszystkie elementy zlały się w jedno w tym wirze desperackich prób przetrwania. I choć starałem się z całych sił, by choćby drasnąć któregoś z agresorów, nie narażając przy tym reszty drużyny jeszcze bardziej, nim zdążyłem to już zrobić, różnica w doświadczeniu skutecznie udowodniła, jak ogromna przepaść oddzielała nas od członków Akatsuki. Silne, sprawne pchnięcie wystarczyło, bym przeleciał kilka metrów, z głuchym trzaskiem uderzając o rosnące nieopodal drzewo. Z niesmakiem otarłem ściekającą po twarzy strużkę krwi. 
- Po cholerę się odzywałeś, idioto. - zganiłem samego siebie, w ostatniej chwili odskakując przed uderzeniem zabandażowanej broni 
Uniki stawały się męczące, a wywołane gwałtownym zderzeniem mroczki ograniczały widoczność. Zbyt słaby. Z nienawiścią wypisaną na twarzy odsunąłem się raz jeszcze, ze zdziwieniem zauważając, że niebieska bestia jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zmarszczyłem brwi, czekając jeszcze chwilę, by upewnić się, że agresor nie wyskoczy nagle ze starannie dobranej kryjówki. Czyżby chcieli nas rozdzielić i powybijać pojedynczo? Nie, nawet w grupie nie stanowilibyśmy dla nich godnego przeciwnika. Czy bestia poświęciła mi tę krótką chwilę uwagi, by osobiście ukarać mnie za niewyparzony język? A może już po pierwszych minutach spotkania za cel obrali Kakashiego, a nasza obecność jedynie spowalniała ich działanie? Przekląłem pod nosem i pomimo przeszywającego plecy bólu pobiegłem przed siebie. Nie było czasu na kłótnie i egoistyczny pokaz siły. I choć sam nie wierzyłem w to, co zamierzałem zrobić, czułem, że współpraca u boku mistrza była obecnie jedynym, dzięki czemu mieliśmy jakiekolwiek szanse przeżycia.

[Ayame? Mitsuki? Tak, to idiota :v ]

Od Taogestu do Sory - Event

Wyszedłem z domu kolejny raz niemal godzinę przed zbiórką. Wizja kolejnej misji u boku moich przyjaciół napełniała mnie optymizmem. Nudziłem się wyjątkowo przez ostatnie kilka dni. W końcu jakaś rozrywka!
Nim udałem się na miejsce spotkania, odwiedziłem pobliski sklep, gdzie uzupełniłem zapas wody i kupiłem batonika "na później". Kolejno, wolnym krokiem, skierowałem się w stronę budynku, w którym znajdowało się biuro Hokage. Swoją drogą, od kilku dni atmosfera w wiosce jest dość napięta. Nieszczególnie jednak wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Miałem nadzieję, że dzisiejsze spotkanie z panią Tsunade przybliży nam sedno sprawy.
Usiadłem na ławce i resztę zaoszczędzonego czasu spędziłem na obserwowaniu nieba. Choć wszystko wydawało się najzwyklejsze, dziwne przeczucie nie pozwalało mi się uspokoić. Chwilę jeszcze pokręciłem się zniecierpliwiony, kiedy w końcu zjawiła się reszta mojej drużyny. Saeko i Sora również wydawali się dość podekscytowani wiadomością o nowej misji. Zamieniliśmy parę słów, w których podkreśliłem, jak niezwykłe zadanie będzie nas czekać, kiedy pojawiła się Kurenai. Po szybkim przywitaniu wspólnie udaliśmy się do pani Hokage.
- Saeko, Taogetsu, Sora… zbliżcie się do mnie. - Pani Tsunade wyglądała dzisiaj wyjątkowo przerażająco. Coś ją trapiło. - Przygotujcie się na niełatwą misję. Słyszeliście o ataku na shinobi blisko naszej wioski? Wszystko zostało doszczętnie zniszczone i wychodzi na to, że czegoś szukają. Mówi się o nich Akatsuki. Jedna osoba przeżyła, jednak była w tak tragicznym stanie, że chwilę po udzieleniu tych informacji, umarła.
Przygryzłem wargę, słuchając opowieści Hokage. Akatsuki? Ta szalona, mityczna organizacja? Ona naprawdę istnieje? Przełknąłem głośno ślinę. Nawet ja nie chciałbym się z nimi zmierzyć w walce.
Po krótkiej, nerwowej wymianie zdań Saeko z naszą mistrzynią, postanowiłem przejść do sedna sprawy. Siedzenie z założonymi rękoma nic nam nie da.
- Więc na czym polega nasza misja?
- Naszym zadaniem jest ich wytropić. Już szukają ich inne drużyny, ale im szybciej znajdziemy Akatsuki, tym mniejsze ryzyko, by zniszczyli naszą Wioskę. Musimy chronić mieszkańców, którzy już teraz żyją w strachu - wyjaśniła Tsunade, stukając palcami o blat stołu. Rzadko widziałem ją w takim stanie.
Umówiliśmy się na jutrzejszy poranek. Teraz naszym zadaniem było przygotowanie się do misji i wypoczęcie. Jeśli oni myślą, że naprawdę spędzę resztę dnia na odpoczynku, to się grubo mylą. Ledwo pożegnałem się z drużyną, momentalnie ruszyłem w stronę placu treningowego. Akatsuki to nie byle jaki przeciwnik.
***
Rankiem ostatni raz sprawdziłem, czy wszystko mam. Przeliczyłem zapas wszelkiej broni rzucanej, wyczyściłem trójząb i założyłem wygodne ubrania. Byłem gotów do walki.
Po drodze na miejsce zbiórki spotkałem swojego przyjaciela Kazuhiko. Młodszy shinobi jak zwykle starał się mnie zignorować, ale szybko się poddał, podejmując rozmowę ze mną. Chłopak, podobnie jak ja wczoraj, zmierzał na spotkanie z Hokage. Podzielił się ze mną obawami - według niego również coś było nie tak. Postanowiłem nie udzielać mu jednak szczegółów zagrożenia. Pani Tsunade wyjaśni to lepiej.
Pożegnaliśmy się dopiero przed biurem. Niedaleko też czekała już na mnie moje drużyna. Wszyscy wyglądali na dość zdenerwowanych. Próbowałem podnieść ich jakoś na duchu, ale wszelkie próby rozbawienia ich nie przynosiły efektu.
Ledwo znaleźliśmy się w pobliskim lesie, żeby przedyskutować plan działania, kiedy rozległ się huk. Ziemia zaś zadrżała pod moimi nogami.
- Co to, do cholery, było? - rzuciłem, patrząc w stronę wioski. Chwilę później spojrzałem na towarzyszy. Wszyscy wyglądali na dość przestraszonych. Sam czułem, jak moje serce szaleńczo bije. Czyżby było za późno?
- Wracajmy - zarządziła Kurenai, ruszając w stronę wioski. Bez słowa podążyliśmy za nią.
Wstrzymałem oddech, kiedy zobaczyłem, co stało się w wiosce. Część budynków została zburzona, mieszkańcy krzyczeli rozpaczliwie, a gdzieniegdzie kątem oka było możliwe dostrzec ludzi ubranych w charakterystyczne, ciemne płaszcze.
- Pomóżcie cywilom - rozkazała sensei, kierując się w stronę pierwszego zwalonego domu. Wraz z Sorą i Saeko dopadliśmy do rannych, udzielając im pierwszej pomocy. Przeklinałem w myślach Akatsuki. Zapowiadał się ciężki dzień.

Sora?

piątek, 20 marca 2020

Mitsuki do Hideyoshiego/Ayame - Event

Stałam oko w oko z jednym z największych zbrodniarzy tego okresu, Uchiha Itachim. Mężczyzna ten wybił cały mój i swój klan... Czyli moich znajomych, koleżanki, kolegów, dalszą rodzinę... Wszystkich, co do jednego. Pragnęłam go w tamtym momencie zabić, jednak byłam świadoma tego, że była za słaba. A jak do tego doszło? Wróćmy do początku...
Tego dnia nie było żadnych misji, więc postanowiliśmy z drużyną je spędzić na szlifowaniu naszych umiejętności. Ayame zgodziła się na ten pomysł, a Hide, jak to Hide, musiałyśmy go do tego przekonać. Kakashi w sumie też się zgodził, uznał to za dobry moment, aby sprawdzić nasz progres. Byliśmy umówieni na dziesiątą przy Pomniku Pamięci. Jednak nie wstałam na ostatnią chwilę, aby na styk, tylko o szóstej. Jakoś tego dnia nie umiałam sobie dłużej pospać... Coś mnie drażniło. Gdy zeszłam na śniadanie, Tsubaki wyglądał na zaniepokojonego. Oczywiście, moja matka, Yuki była spokojna i pogodna. Podczas śniadania blondyn wyjaśnił, że ma jakieś złe przeczucia co do tego dnia. Jego rodzicielka spojrzała się na niego z politowaniem, sugerując mu, że wstał lewą nogą. Mężczyzna jedynie wzruszył ramionami, zjadając w ciszy posiłek. Sama za wiele nie mówiłam podczas śniadania, nie miałam najlepszego humoru. Około dziewiątej opuściłam dom i poszłam w stronę umówionego miejsca. Szłam spokojnym i powolnym spacerkiem, rozglądając się dookoła. Aż w końcu dotarłam do Pomniku Pamięci. Niedługo potem przyszła Ayame. Porozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim i o niczym. Na początku nie byłam przekonana czy na pewno uda mi się jakąś więź stworzyć z dziewczyną, a, okazało się, że była niezwykle kochaną osobą, której dosyć szybko zaufałam. Niedługo potem dołączył do nas Hideyoshi, który już nie był tak skory do ploteczek. Chociaż ostatnio się nieco zmienił, szczególnie po naszej średnio udanej misji, w której zostałam dosyć poważnie ranna. Najwyraźniej udało mi się go delikatnie przekonać do jakiś prób współpracy. Cieszyło mnie to, że próbował to jakoś zmienić. Zaś ja pokładałam wszelkie starania, aby akceptować jego indywidualizm i zaczęłam przymykać oko na jego samowolkę. Było już pół po dziesiątej, a wciąż Kakashiego nigdzie nie było. Na początku było to irytujące, jednak z czasem się do tego przyzwyczajałam. Fakt, czasami mnie to irytowało, że musieliśmy na niego czekać, szczególnie, że to własnie sam mentor nam godziny ustalał.Gdy w końcu się pojawił, spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem, chociaż był progres. Spóźnił się o czterdzieści minut, a średnio przychodził spóźniony o godzinę. Jako rozgrzewkę walczyliśmy we trójkę przeciwko joninowi. Oczywiście, zamiast skupić się na nas, to wyjął sobie książkę do czytania. Dosyć szybko zorientowałam się, że właśnie czytał tę samą książkę, co skończyłam parę dni temu. Odchrząknęłam i posłałam delikatny uśmiech do mentora.
- A zdradzić senseiowi sekret? - powiedziałam, patrząc uważnie na reakcję Kakashiego.
- Jaki? - mówiąc to, nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Jak się ta książka "Bijatyka flirtujących" zakończy - odpowiedziałam, chichocząc cicho pod nosem, celując kunaiem w stronę mężczyzny. Ayame spojrzała się na mnie pytająco, a Hide wyglądał na załamanego moją próbą rozproszenia jonina.
- A to nie jest przypadkiem książka dla pełnoletnich? I czy ty przypadkiem nie masz siedemnastu lat? - zapytał się dosyć rozbawiony białowłosy jonin. No tak... Zapomniałam, że ta seria książek była przeznaczona dla pełnoletnich. Zaśmiałam się nerwowo i delikatnie się zarumieniłam.
~ Znowu z siebie głupka zrobiłaś... Ergh ~ pomyślałam, próbując znowu zaatakować.
Nagle, niedaleko nas zjawił się jakiś inny jonin. Wyglądał na bardzo zmartwionego i zdyszanego. Zatrzymaliśmy nasz trening, gdy tylko się pojawił.
- Cześć Kakashi, słuchaj, weź geninów i sprawdźcie pobliskie lasy za dzielnicą, która kiedyś należała do klanu Uchiha - powiedział zdyszanym głosem.
- A co się stało? - zapytał się Kakashi, chowając książkę.
- Są jacyś intruzi w tamtych rejonach. Sprawdźcie kto to, jednak starajcie się nie angażować w walkę - odpowiedział mężczyzna. - Wracam na posterunek, liczę na was - pożegnał się z nami i od razu zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Gdy tylko usłyszałam, że mieliśmy się zbliżyć do miejsca, w którym kiedyś żyłam i w którym doszło do masakry, nie byłam uradowana tym faktem. Sensei najwyraźniej zauważył mój dyskomfort i zmartwienie.
- Dasz radę z nami pójść? - zapytał się, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Tak... Tak, dam radę - odpowiedziałam spokojnym, ale lekko drżącym głosem. Bez większego namysłu pobiegliśmy w stronę dzielnicy, w której kiedyś przebywali członkowie mojego klanu... Przez całą drogę milczałam. Gdy w końcu znaleźliśmy się w lesie, zaczęłam się rozglądać za intruzami. Uaktywniłam Sharingana, abym mogła lepiej dostrzec jakiś najmniejszy ruch w pobliżu. Znikąd, pojawiły się przed nami dwie postacie w długich czarnych płaszczach, przyozdobione w czerwone chmury. Jeden z nich, wyższy niósł coś podobnego do miecza, ale był owinięty w bandaże. Dziwny i niecodzienny widok. Ten niższy mężczyzna o ciemnych włosach uniósł wzrok, wpatrując się we mnie. Przeraziłam się widokiem jego oczu.
- Sharingan... - powiedział cichym i chłodnym głosem, patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam głośno ślinę i instynktownie się cofnęłam. Byłam przerażona. Przede mną stał sam Itachi, jeden z najzdolniejszych zbrodniarzy tej ery.
- Itachi... - cała się trzęsłam ze strachu. W tamtym momencie pragnęłam być silna zarówno fizycznie jak i psychicznie. A jednak... W przeciwieństwie do wielu moich współklanowiczów byłam słaba i niczego nie potrafiłam dobrze zrobić.
- Kojarzę cię - oznajmił obojętnym głosem. - W twojej rodzinie jedynie twój brat był zdolny jak na Uchihę. O ile się nie mylę, to w akademii nie szło ci najlepiej. Gdyby nie twój Sharingan bym nie pomyślał, że należymy do tego samego klanu - dodał. Jego głos był taki zimny. Znów się cofnęłam. Nie wiedziałam, co mnie bardzo bolało, fakt, że nie potrafiłam sprostać oczekiwaniom czy spotkanie mordercy moich znajomych i dalszej rodziny.
- Rozprawimy się z nimi? - zapytał się mężczyzna o niebieskiej skórze. - Szczególnie, że ona jest jakimś niedobitkiem - oznajmił, przyglądając mi się. Chciałam zaatakować, jednak strach sparaliżował moje ciało. Tak bardzo pragnęłam by w tamtym momencie przy mnie był Michio.
- Przepraszam... - wyszeptałam, zaciskając dłoń na rękojeści kyotesku shoge.

Hideyoshi? Ayame? 

Od Hideyoshi'ego CD Mitsuki

Motywujący monolog Mitsuki rozbrzmiewał mi w uszach, gdy próbowałem wziąć sobie do serca każde wypowiadane przez nią słowo. I choć ostatnie wydarzenia nieco otworzyły mi oczy, napełniając przekonaniem, że być może faktycznie powinienem porzucić wpojone za dziecka wartości, robiąc miejsce na nowe, przyjemniejsze dla wszystkich wokół, nie wiedziałem, czy byłem gotowy porzucić budowaną latami maskę obojętności, napędzaną skrytymi w sercu uprzedzeniami. Więzy są krzywdzące, a każdy z nich kończy się jedynie rozczarowaniem. Mimo wszystko nie przerywałem dziewczynie - chociaż w ten sposób mogłem okazać jej szacunek po tym wszystkim, przez co musiała przeze mnie przejść. Błyszczące w jej oczach iskry, gdy dzieliła się ze mną własnymi radami, wydawały mi się czymś zupełnie obcym i nieznanym. W głębi duszy zazdrościłem jej uporu i radości, jaką tryskała, pomimo tego, że siedziała ramię w ramię z osobą, przez którą niemal straciła życie. Chwilę sielanki szybko przerwało jednak pojawienie się osoby trzeciej, której widok sparaliżował mnie od środka. Kakashi był ostatnią osobą, która powinna była przyłapać nas na gorącym uczynku. Przekląłem pod nosem, szykując się na kolejną reprymendę i wymierzoną przezeń karę, jednak ta nie nadeszła.
- Jestem z was dumny, że próbujecie nawiązać jakieś więzi i próby współpracy. - Słowa mistrza ociekały wręcz absurdem, którego za nic nie potrafiłem zrozumieć.
Zmarszczyłem brwi, doszukując się drugiego dna w jego wypowiedzi, czekając na zwiastujące nasz koniec ale, jednak pomimo upływu czasu nie nadeszło. Mężczyzna pożegnał się ze mną skinieniem głowy, zabierając Uchihę z powrotem do szpitala. Skonsternowany wpatrywałem się w nich jeszcze przez dłuższą chwilę i dopiero w chwili, gdy ich rozmyte sylwetki zniknęły za zakrętem, ruszyłem w stronę domu. Stawiając ostrożnie każdy krok, raz jeszcze analizowałem wszystkie wypowiedziane przez Mitsuki słowa, wskazujące, jak ważna była dla niej współpraca z resztą drużyny - czy powinienem więc porzucić wszystko to, czym kierowałem się przez całe swe życie, podporządkowując się nowym ideom? Czy pomimo parszywego charakteru byłem zdolny do takiego poświęcenia? Pytania wisiały w powietrzu, gdy zrezygnowany przekroczyłem próg mieszkania. Zdjąwszy płaszcz, bez słowa skierowałem się do swojego pokoju, jednak zamiast spowitego mrokiem korytarza, natrafiłem na rażącą zielenią sylwetkę. 
- Dawno się nie widzieliśmy. - Jego głos momentalnie podrażnił wszystkie moje nerwy, napełniając nienawiścią większą, niż bym tego chciał.
Od niechcenia zadarłem głowę ku górze, łapiąc kontakt wzrokowy z wyższym o głowę białowłosym. Ryouta wpatrywał się we mnie z wyższością, sprawiając, że czułem coraz większą potrzebę odwrócenia się na pięcie i wyjścia z domu. Odkąd starszy Sarutobi został Jōninen, rzadko powracał do rodzinnego domu, poświęcając swe życie wyczerpującym misjom - nie narzekałem na taki obrót spraw, rozkoszując się każdą chwilą samotności, jaka się napatoczyła. Obecność któregokolwiek z braci wiązała się z koniecznością wysłuchiwania o ich osiągnięciach, z którymi według rodziców nie miałem szans się mierzyć. 
Prychnąłem z irytacją, próbując wyminąć mężczyznę, jednak zaciśnięta na moim ramieniu dłoń skutecznie sprawiła, że nie poruszyłem się nawet o centymetr.
- Słyszałem, że zawaliłeś misje. - Ryouta wydawał się bawić doskonale. - Żałosne.
- Wypełniłem cel. - warknąłem, wyrywając się z uścisku - To, że ktoś został ranny, to zupełnie inna sprawa. Nie masz własnych problemów?
Białowłosy nie zaprzestał jednak swych pełnych jadu docinek. Z wściekłością wypisaną na twarzy starałem się więc ignorować jego obecność, czym prędzej zatrzaskując drzwi pokoju. Jeszcze zobaczymy, kto jest żałosny. Targany wyjątkowo ogromnym ładunkiem emocjonalnym miałem spore problemy z zaśnięciem, lecz w końcu, wyczerpany trudami minionego dnia, padłem z wyczerpania.
***
Wpadłem do szpitala niczym burza, czując ogromny przypływ determinacji. Jeśli dzięki wskazówkom Mitsuki zdołam stać się silniejszym, udowadniając wszystkim wokół swą prawdziwą wartość, nie zamierzałem wahać się już ani chwilę dłużej. Zrobię wszystko, byle stać się silniejszym. Otworzyłem gwałtownie drzwi skąpanego w ciemności pokoju, niemal natychmiastowo kierując się ku przydługim, grubym zasłonom. Odsłoniłem je jednym, sprawnym ruchem, słysząc za swymi plecami stłumione syknięcie. Obudzona mimowolnie Mitsuki powoli rozwarła powieki, próbując złapać kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. Nie odezwałem się ani słowem, siadając nieopodal, czekając cierpliwie, aż dziewczyna dojdzie do siebie.
- K-Kakashi-sensei? Kakashi? - Głos Uchihy był cichy, niemal niesłyszalny.
Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc, o co chodziło zaspanej dziewczynie. Odrzuciłem wyciągniętą ku mnie dłoń, ze zdziwieniem obserwując wymalowane na jej twarzy, zmieniające się nieustannie emocje. Z zaskoczenia przeszła w zawstydzenie, by ostatecznie ukryć twarz pod kołdrą, mrucząc niewyraźne przeprosiny. Przekrzywiłem głowę, czując się jeszcze bardziej zagubiony, niż kiedykolwiek wcześniej. Czy tak właśnie wyglądały kontakty z ludźmi? Po chwili, gdy dotarła do mnie możliwa solucja dziwnego zachowania czarnowłosej, zaniosłem się śmiechem, wykrzywiając usta w niespodziewanym, z lekka złośliwym uśmiechu. 
- Nie wiedziałem, że przeszliśmy już na ten poziom relacji. -  zakpiłem, usadawiając się wygodniej na szpitalnym krześle - Nie rozpędzaj się, Mitsuki. Mamy czas. Nie sądziłem, że aż tak ci zależy.
W odpowiedzi usłyszałem jedynie szereg stłumionych, bliżej niezrozumiałych słów. Skryta pod kołdrą kunoichi okryła się nią jeszcze szczelniej, niewątpliwie zawstydzona takim obrotem spraw. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, czując, jak mięśnie mimiczne twarzy zaczynają boleć od niespodziewanego wysiłku - nie pamiętałem, kiedy ostatnio okazałem jakiekolwiek szczere emocje. Nie żałowałem jednak - jeśli w ten sposób zbliżę się do zapewniającej siłę współpracy, którą tak zachwalała zarówno Uchiha, jak i dowodzący nami Kakashi, gotów byłem na poświęcenie. Nie miałem jednak pojęcia, od czego powinienem zacząć, wciąż czując się z lekka zagubionym w relacjach z drugą osobą. Westchnąłem więc ciężko, stukając palcami o znajdujący się obok stolik nocny.
- No już, możesz wyjść. - rzuciłem obojętnie - Przecież cię nie zjem. 
Chwilę zajęło, nim dziewczyna wynurzyła się z kryjówki, zaszczycając mnie swą zaczerwienioną ze wstydu twarzą i przeszywającym spojrzeniem. Wzruszyłem jedynie ramionami, powracając do swej codziennej, obojętnej powłoki.
- Myślałem sporo nad tym, co powiedziałaś mi wczoraj. - zacząłem ostrożnie - Jeśli dzięki współpracy staniemy się silniejsi, zaryzykuję. - W głowie wciąż rozbrzmiewała wczorajsza kłótnia z bratem, napełniając mnie przytłaczającym wręcz uczuciem furii. - Jak tylko wyjdziesz ze szpitala, chciałbym z tobą potrenować. Może dzięki temu lepiej się zgramy. Kakashi prędzej czy później i tak kazałby nam to zrobić, żebyś nie wyszła z formy. - Wstałem z krzesła, tłumiąc parsknięcie na wspomnienie zaistniałego kilka minut temu incydentu. - A teraz, jako twój sensei powinienem zadbać o twoje samopoczucie. Potrzebujesz czego? - Posłałem jej widmo uśmiechu.
Dziewczyna znów się zaczerwieniła, rzucając w moją stronę leżącą niedaleko poduszką. Złapałem ciśnięty ku mnie przedmiot, podśmiechując się pod nosem.
- To twoje słowa. - Wzruszyłem ramionami. - Obiecałem, że postaram się współpracować. Nikt nie wspomniał o byciu miłym. - Rzuciłem trzymaną poduszkę w nogi jej łóżka. - To jak? Potrzebujesz czegoś?

[Mitsuki? :v ]

Od Sory do Taogetsu

Z uwagą przysłuchiwałem się rozmowie Kurenai z młodszą kunoichi, próbując poskładać rozsypane wciąż kawałki układanki. Dziewczyna była spostrzegawcza i niewątpliwie inteligentna - w głębi duszy cieszyłem się, że większość skleconych przeze mnie w głowie scenariuszy pokrywało się z jej własnymi obserwacjami. Gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiewało jednak przekonanie, że skoro oboje wpadliśmy na podobny trop, sytuacja mogła okazać się znacznie bardziej skomplikowana, niż z początku zakładaliśmy. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowaliśmy na swojej pierwszej misji, było starcie z shinobi potrafiącymi niezauważenie zniszczyć całą wioskę. Nadąłem policzki, pogrążając się w myślach, próbując porównać zaistniałą sytuację do jakiejkolwiek misji, o której czytałem wcześniej. Możliwe scenariusze przelatywały mi przed oczami, przepełniając umysł niekoniecznie pozytywnymi rozwiązaniami. Wewnętrzne przemyślenia pochłonęły mą uwagę do tego stopnia, że gdyby nie gromiące spojrzenie Saeko, która ni stąd, ni zowąd zmaterializowała się tuż pod moim nosem, zupełnie straciłbym kontakt z rzeczywistością. 
- Idziesz? - rzuciła lekko zirytowana, spoglądając wymownie w stronę szczątek zawalonej konstrukcji
Zmarszczyłem brwi, z początku nie rozumiejąc, co nagle strzeliło jej do głowy, lecz kilka sekund później uśmiechnąłem się nerwowo, zdając sobie sprawę, że przez chwilowe rozkojarzenie najprawdopodobniej nie usłyszałem wydanego przez Kurenai polecenia. Skinąłem więc głową, starając się ratować własną reputację w oczach towarzyszki. Ta nie odezwała się już ani słowem, ruszając przed siebie. Westchnąwszy ciężko, bez zbędnych przeciągań, podążyłem za nią, nie przerywając jednak nieustannych oględzin - każdy, nawet najdrobniejszy szczegół może okazać się kluczowy do rozwikłania zagadki, a ja z całego serca pragnąłem udowodnić wszystkim wokół, że jestem wart znacznie więcej, niż splamione klanowe nazwisko.
***
Ogrom zniszczeń okazał się wręcz przytłaczający - wczorajsze starania, wzniesione w pocie czoła konstrukcje runęły niczym domek z kart, przygniatając swym ciężarem resztki pozostałej mieszkańcom nadziei. Ludzie w różnym wieku klękali wokół skrawków drewna i kamienia, zalewając się łzami lub przeklinając nieprzychylne warunki atmosferyczne. Załamaliby się najpewniej jeszcze bardziej, gdyby niepotwierdzone jeszcze knowania o udziale osób z zewnątrz okazały się prawdziwe. Obserwując społeczną tragedię z tak bliska, poczułem, jak serce zamiera mi w piersi - i choć życie nauczyło mnie, że shinobi zdolni są do najbardziej plugawych czynów, wciąż nie potrafiłem zaakceptować faktu, z jaką łatwością przychodziło im niszczenie cudzego życia w imię własnych ideałów. Z widmem pocieszającego uśmiechu próbowałem odciągnąć mieszkańców od ruin budowli, obawiając się, że w porywach rozpaczy nieumyślnie zniszczą ewentualne wskazówki, narażając się tym samym na kolejny atak agresorów. I choć zapewnienia, że nasza drużyna przybyła im z pomocą, dokładając wszelkich starań, by nie dopuścić do dalszych zniszczeń, mieszkańcy zdawali się mnie ignorować. Westchnąłem ciężko, zaprzestając w końcu prób uspokojenia zebranych wokół osób - wysłano nas tutaj w konkretnym celu, nie mogę zmarnować danej mi okazji na bezowocne, pełne desperacji próby uszczęśliwienia wszystkich wokół. Odwróciłem się więc na pięcie, dołączając do działającej już Saeko. Przeczesaliśmy wskazany teren, przyglądając się każdej belce, nie omijając żadnego z dziurawych skrawków materiału, trzepoczących na wietrze. Nic nie wskazywało jednak na ingerencje osób z zewnątrz - ktokolwiek stał za tym wszystkim, dołożył wszelkich starań, by uniknąć wykrycia. Brnęliśmy więc dalej, analizując coraz większe połacie terenu, dyskutując na temat niepotwierdzonych jeszcze hipotez. I właśnie wtedy, gdy zamierzaliśmy zawrócić, zdając Kurenai wyjątkowo okrojony raport złożony głównie z drobnych, mało znaczących dowodów, naszą uwagę przykuł ten sam, osobliwie wyglądający element. Spojrzeliśmy na siebie z Saeko, niemal natychmiastowo przeskakując bliżej obiektu zainteresowania. Fragmenty zrujnowanego budynku leżały wśród kurzu i wypalonej trawy, strasząc apokaliptyczną wręcz obrzydliwością. 
- Nie wydaje ci się, że są ułożone trochę zbyt regularnie? - Pytanie retoryczne zawisło w powietrzu, gdy kunoichi przykucnęła, przeskakując spojrzeniem pomiędzy każdym kamieniem z osobna. - Domy nie zawalają się w taki sposób.
Mruknąłem potwierdzająco, krążąc pomiędzy osobliwym labiryntem, próbując zrozumieć skomplikowany wzór. Nie miałem żadnych wątpliwości, że ukryto w nim kluczową wiadomość, która przybliży nas do celu. Obszedłem teren dwukrotnie, i właśnie wtedy, gdy miałem rozpocząć kolejny obchód, wizja uderzyła we mnie niczym grom z jasnego nieba. Czy to może być to? Czując nagły przypływ energii, podbiegłem do Saeko, wyrywając ją ze stanu skupienia. Jeśli nie miałem racji, kobieta najprawdopodobniej zabije mnie za przerwanie jej pracy.
- Twoim żywiołem jest woda, prawda? Potrzebuję twojej pomocy. - rzuciłem w pospiechu
Dziewczyna uniosła brew w pytającym geście. W skrócie wytłumaczyłem jej więc mój plan i już chwilę później stworzony przez nią strumień wody zamarzł, wynosząc mnie ponad ruiny budynków. Przymarzłem do lodowatej konstrukcji, chroniąc się w ten sposób przed upadkiem, by zaledwie chwilę później omieść wzrokiem obserwowany przez nas obiekt. Bingo. Porozrzucane wokół kamienne skrawki rzeczywiście ułożono zbyt regularnie, by uznać to za przypadek - labirynt zniszczeń okazał się w istocie niezgrabnie spisaną wiadomością. Oszustwo. Wskazówka nie miała większego sensu, kiedy spoglądało się na nią bez większej wiedzy. Zasiała jednak ziarna niepewności, otwierając dziesiątki możliwości - czyżby była to informacja zostawiona przez oprawców? Czy może fałszywy dowód, mający odciągnąć nad od faktycznego źródła problemu? Czy którykolwiek z mieszkańców zrozumie znaczenie pojedynczego wyrazu spisanego wśród brudu i pyłu? Słowo dźwięczało mi w głowie jeszcze przez chwilę, gdy ostrożnie schodziłem w dół, by opowiedzieć towarzyszce o nagłym odkryciu. Podzieliłem się z Saeko własnymi przekonaniami, by kilka minut później, ulegając jej prośbom, wynieść ją w górę, by mogła własnoręcznie przeanalizować niecodzienne zjawisko. Gdy ponownie stanęła u mego boku, zdecydowaliśmy, że najwyższy czas zdać raport naszej mistrzyni. Być może ona, jako bardziej doświadczona kunoichi, rzuci światło na nieodkryte przez nas fragmenty układanki. Ruszyliśmy więc ku miejscu, gdzie rozstaliśmy się z resztą drużyny, natychmiastowo opowiadając o wszystkim, co udało nam się odnaleźć.

[Taogetsu?]

czwartek, 19 marca 2020

Od Kazuhiko do Akiry - Event

Ziewnąłem przeciągle. Zapowiadał się wyjątkowo ciepły dzień. Urokliwy poranek jednak popsuło mi spotkanie z Taogetsu. Dwa lata starszy delikwent od kiedy na rozkaz Hokage raz oprowadziłem go po wiosce postanowił umilać mi chwilę przypadkowego spotkania niestworzonymi historiami. W odpowiedzi na jego opowieści kiwałem znużony głową.
- Moja nowa drużyna jest świetna! - paplał dalej, nie odstępując mnie nawet na krok w czasie podróży do biura Tsunade.
- Na swoją też nie narzekam - mruknąłem, przypominając sobie ostatnią misję, którą wykonałem ze swoim teamem. Akira i Fuyuko nie są wyjątkowo meczący. Nie mogę tego jednak powiedzieć o naszym mentorze. Guy bywa niezwykle upierdliwy. Podziwiam jego pokłady energii. Definitywnie dogadałby się z Taogetsu. Wyobrażam ich sobie jako niepokonany duet.
- Saeko zwykle jest mózgiem operacji - kontynuował, żywo gestykulując. - Z Sorą zaś trochę łatwiej się dogadać.
Przez kolejne kilka minut wysłuchiwałem biografii kompanów Taogetsu. Zajął mnie na tyle, że zapomniałem poczekać na Akirę. Postanowiłem się tym jednak nie przejmować i zbytnio obiwniać. Nie będę go narażać na spotkanie z Hōzukim. To mogłoby być traumatyczne. Przeproszę Akirę przy pierwszej okazji, tłumacząc mu, co mnie zatrzymało.
Budynek administracyjny górował nad wszystkimi innymi w wiosce. Kiedy tylko znalazłem się przy nim, poczułem ulgę. Taogetsu sam rozpoczynał dzisiaj misję. Pożegnałem więc drugiego genina i udałem się znajomymi schodami do biura Tsunade. Po drodze wymieniłem kilka uprzejmości z Izumo i Kotetsu, którzy wydawali się dzisiaj wyjątkowo zdenerwowani. Coś wisiało w powietrzu.
 W gabinecie pani Hokage znajdował się już Guy. Rozmawiali o czym zawzięcie, niemal nie zauważając mojej obecności. Dopiero Shizune uniosła wzrok z nad papierów i pierwsza przywitała się ze mną.
- Musimy się streszczać - jęknęła Tsunade, opierając się o biurko. - Nie ma chwili do stracenia!
- Tak, prze pani! - Guy również wyglądał na rozemocjonowanego. O co im wszystkim chodziło? Nawet gaduła Taogetsu nie zdradził celu swojej misji.
- Jak zjawi się reszta, wszystko wam wyjaśnimy - poinformowała aktualnie krążąca po pokoju Shizune.
Drużyna skompletowała się niecałe pięć minut później. Akira nie spojrzał nawet w moim kierunku. Czyżby był zły, że rano go wystawiłem? Nawet jeśli, nie dał tego po sobie poznać, sprawnie odwracając wzrok i zachowując kamienną twarz. Cudownie. Zaraz po spotkaniu wszystko mu wyjaśnię.
- Tak więc, zgromadziłam was tutaj, ponieważ muszę wprowadzić stan zagrożenia - zaczęła Hokage. Dalej stała wyprostowana. To nie wróżyło dobrze. - Relacje naocznych świadków i naszego wywiadu przynoszą złe wieści. Mianowicie, możemy zostać zaatakowani przez...
Nie skończyła, kiedy niemal całą Konohą wstrząsnął huk. Wstrzymałem oddech, czując, jak ziemia pod moimi nogami się zadrżała. Uniosłem wzrok, zauważając przerażone twarze pobratymców. Wcześniej znudzony Hane, który siedział na moim ramieniu, ze strachu wbił pazury w materiał mojej szaty. Akamaru zaś najeżył się, wizualnie niemal dwukrotnie zwiększają swoją wielkość.
- Zaczęło się... - Tsunade cała pobladła, bezwładnie opadając na krzesło. Westchnęła ciężko i zwróciła się do nas: - To nie żarty. Akatsuki zaatakowało wcześniej, niż sądziłam. Guy, zabierz drużynę. Wspólnie zadbajcie o bezpieczeństwo cywilów. Sensei wyjrzał przez okno. W miasteczku zaczynało się dziać nieciekawie.
- Włóżcie w to całe wasze młode serca! - odezwał się mistrz. - Nie rozdzielajcie się, a jeśli sytuacja tego nie wymaga, nie walczcie. To zbyt niebezpieczne.
Kiwnąłem głową na znak zgody. Słyszałem wcześniej o Akatsuki. Nie sądziłem jednak, że tak niebezpieczna organizacja zaatakuje całą wioskę w biały dzień!
Wyszliśmy na zewnątrz. Wszędzie panował popłoch. Gdzieniegdzie płonął ogień, mieszkańcy krzyczeli ze strachu, a resztki zburzonych budynków walały się pod nogami. Wstrzymałem oddech patrząc na pobojowisko. Wtedy też Akamaru ruszył przed siebie, szczekając głośno. Akira pobiegł za zwierzakiem, ignorując moje wezwanie. Westchnąłem ciężko i pobiegłem za nimi. W pojedynkę zginiemy. Nie musiałem się odwracać, by wiedzieć, że reszta drużyna do nas dołączyła.
Dosłownie chwilę po tym, jak w końcu zdecydowałem się odwrócić, zdałem sobie sprawę, że Guy gdzieś zniknął. Najpewniej ruszył gdzieś dać upust swojej młodości. Byliśmy jednak z tego powodu na straconej pozycji. Wbrew pozorom, nasz mistrz jest cholernie silny.
Ledwo odwróciłem głowę, kiedy poczułem mocne szarpniecie. To Akira popchnął mnie do tyłu. Zwaliliśmy się na ziemię, a w miejsce, w którym przed chwilą stałem, spadł kawał pobliskiego budynku. Zajęty rozmyślaniem o tym, jak bardzo nie mamy szans, zapomniałem uważać na otoczenie. Poczułem narastającą złość. Pierwszy raz miałem szansę się wykazać i już to zepsułem. Widząc jednak zmartwiony wzrok Akiry, uspokoiłem się.
- Dziękuję. - Uśmiechnąłem się delikatnie. - Musimy znaleźć...
Nie zdążyłem dokończyć, kiedy moją wypowiedź przerwał podekscytowany pisk. Podniosłem wzrok, mierząc nim stojącym naprzeciwko nas mężczyzn. Obaj ubrani byli w charakterystyczne szaty. Akatuski. Do tej pory miałem nadzieję, że unikniemy spotkania z nimi.
- Zobacz! To Hyūga! - zawołał zapewne niewiele starszy ode mnie złotowłosy chłopak. Zacisnąłem dłoń na przypiętej do paska tonfie.
- A drugi to pewnie Inuzuka - prychnęła stojąca obok dziwna, zgarbiona istota. - I co z tego? Nie ekscytuj się byle czym, Deidara. Skończmy tę robotę szybko.

Akira?

Od Saeko do Taogetsu - Event

Moje relacje z drużyną były różne. Niespecjalnie dyskutowali na temat moich spostrzeżeń. Ba, rozmawiałam o tym głównie z Sorą, ponieważ jest osobą o wiele lepszą do współpracy niż Taogetsu. Cóż… tego narwańca ciągnęło do problemów, których i tak mieliśmy aż za dużo. Bardzo chciałabym zmienić tego jegomościa ale przez wzgląd na swoje szczęście jakoś go przeboleję. Bo powiedzenie, że ma więcej szczęścia niż rozumu idealnie charakteryzowało jego postać. Z jednej strony to było bardzo irytujące, ponieważ nie przejmował się konsekwencjami swoich czynów. Z drugiej, czyniło go to osobą wręcz nie do pokonania. “Jego naturalne szczęście z pewnością będzie frustrować jeszcze bardziej niż mnie, jego przeciwników. Nie chciałabym z kimś takim walczyć”, rzuciłam kiedyś w swoich myślach obserwując podczas własnej przerwy rozanielonego Tao, który coś żywiołowo tłumaczył Sorze 
Nie przeszkadzało mi to, że byłam najbardziej wycofaną osobą w drużynie. Nie starałam się angażować w spotkania z grupą, raczej wolałam ten czas spożytkować przy książkach, albo na uczeniu się nowej rzeczy. Moja wena twórcza niestety nie dopisuje. Jestem zbyt zmęczoną swoją ekipą, by mieć jakąkolwiek ochoty do tworzenia.  
Nie spodziewałam się, byśmy jako zwykli genini otrzymali jeszcze jakieś poważniejsze misje. Właściwie to niewiele takowych otrzymywaliśmy. Po prostu nie byliśmy wystarczająco wykwalifikowani. To normalne, by trudniejsze zlecenia otrzymała grupa chuninów wzwyż. Ale jakie było nasze zdziwienie, kiedy Kurenai postanowiła nas wszystkich poprosić o natychmiastowe stawienie się przed siedzibą Hokage. 
Wewnątrz siebie coś ściskało mnie w żołądku. Moi rodzice również zachowywali się dzisiaj bardzo dziwnie. Jak wiemy, są medycznymi ninja i w nocy otrzymali pilne wezwanie. Rankiem o czymś poważnie rozmawiali, a kiedy spytałam o co chodzi, jak nigdy przedtem unikali udzielenia mi odpowiedzi. Nie próbowałam z nich wydusić tej informacji, ponieważ mieszkańcy, obok których mieszkałam dali mi ku temu powody. Wydawali się spanikowani i kompletnie nie wiedzieli, jak mają się zachowywać. Robili swoje czynności w pośpiechu, cały czas czujnie się rozglądając. Czekali na coś, ale na co?  

 Taogetsu jak zwykle zastanawiał się i żywo gestykulował mówiąc, że z pewnością otrzymamy specjalne zadanie. Czując na sobie czyjeś spojrzenie, zadarłam głowę do góry przysłaniając dłonią promienie słoneczne. Tsunade przyglądała się naszej drużynie z balkonu mocno się nad czymś zastanawiając. Po chwili usłyszałam poważny głos Kurenai 
SaekoTaogetsuSora… zbliżcie się do mnie - posłusznie podeszliśmy, otaczając kobietę wyczekując tego co ma nam do powiedzenia. - Przygotujcie się na niełatwą misję. Słyszeliście o ataku na shinobi blisko naszej Wioski? Wszystko zostało doszczętnie zniszczone i wychodzi na to, że czegoś szukają. Mówi się o nich Akatsuki. Jedna osoba przeżyła, jednak była w tak tragicznym stanie, że chwilę po udzieleniu tych informacji, umarła -pokręciłam głową.  
- Skąd wiecie, że czegoś szukają? Mówili o tym? - zapytałam unosząc jedną brew. Byłam cała spięta, bo to ani trochę mi się nie podobało.  
- Inaczej byśmy nie mieli takiej informacji. Nie rozpowszechniamy plotek - mistrzyni zbeształa mnie, na co się trochę zdziwiłam. Rzadko była w takim stanie.  
- Więc na czym polega nasza misja? - Taogetsu jakby nie zdawał się przejmować powagą sytuacji.  
- Naszym zadaniem jest ich wytropić. Już szukają ich inne drużyny, ale im szybciej znajdziemy Akatsuki, tym mniejsze ryzyko, by zniszczyli naszą Wioskę. Musimy chronić mieszkańców, którzy już teraz żyją w strachu -kiwnęłam głową wiedząc o czym ona mówi.  
- Stało to się w nocy? - zapytałam raczej z czystej ciekawości. Kurenai przytaknęła upewniając mnie w moich przekonaniach.  
- Kiedy zaczynamy? - odezwał się Sora, o którego istnieniu całkiem zapomniałam.  
- Wyruszamy z samego rana. Proszę, przygotujcie się do tej misji. To nie są ćwiczenia - skrzyżowała ręce na piersi.  
W życiu nie widziałam jej tak poważnej. Obawiam się też, że ze szczęściem Tao trafimy na problematycznych członków Akatsuki. Niczego więcej mi do szczęścia nie potrzeba, jak bardzo ciężka walka z przeciwnikiem, o którym nie wiem praktycznie nic.  

Tao?  

wtorek, 17 marca 2020

Atak Akatsuki!

Z dniem 18.03.2020 rozpoczynamy pierwszy event na naszym blogu, który związany będzie z atakiem Akatsuki

Na czym będzie polegał event?

Opowiadania, które będą opisywać wydarzenia w wiosce podczas ataku naszych wrogów. Jedyną wiadomą jest tylko to, że czegoś szukają. Być może twoja dużyna dowie się czego bądź przechylił szalę zwycięstwa na własną drużynę. 

Format opowiadań

Każda z drużyn wybiera jedne duo Akatsuki, z którymi będą walczyć.
W opowiadaniu musi znaleźć się opis wezwania przez mistrza oraz opis początku całego wydarzenia. Później forma fabuły jest dowolna, lecz musi zawierać opisy walki
Ninja, którzy nie mają swoich mistrzów muszą złączyć się w jedną drużynę, wybierając swojego przywódcę 
Opowiadanie musi zawierać przynajmniej 400 słów 

Punkty

Podczas eventu zdobyć będziecie mogli punkty, które pomogą rozwijać się postaciom
Za pierwsze miejsce przysługuje drużynie 50 punktów, za drugie 30, natomiast za 3 miejsce jest 15 punktów
Dla drużyny, która jak w najkrótszym czasie będzie wstawiać swoje odpisy, czekać będą dodatkowe 10 punktów 

Event trwa do 20 kwietnia 2020

~Hokage

poniedziałek, 16 marca 2020

Od Mitsuki CD Hideyoshi'ego

Na początku bałam się, że cały pomysł wypadu na ramen nie wypali, że od razu na dzień dobry się o coś pogryziemy. A jednak pozytywnie mnie zaskoczył. Postanowił za mnie zapłacić, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Dzięki temu gestowi od razu moja sympatia w jego stronę wzrosła o parę procent. Kiedy chłopak powiedział, że nigdy nie miał przyjaciół i miał wątpliwości co do naszej potencjalnej współpracy, to zamilkłam. Nie będę ukrywała, ale sama nie wiedziałam co w tamtym momencie mu odpowiedzieć. 
- Wiesz... Sama nie wiem czy to wyjdzie, ale warto spróbować. - westchnęłam cicho i wzięłam małego łyka wody. - Coś ci powiem, nie zdziwiłabym się, gdybyś mi nie uwierzył - zaczęłam, chichocząc cicho pod nosem. - Kiedyś też nienawidziłam pracy zespołowej i uważałam, że nie potrzebuję przyjaciół. Jednak po utracie biologicznych rodziców i brata zaczęłam doceniać ludzi, którzy byli przy mnie i wspierali ile mogli. Dawali mi siłę, abym szła do przodu, a nie wpadała w stagnację, chociaż wciąż miewałam takie dni - dokończyłam swoją myśl, patrząc na Hide. Wyglądał na dosyć zaskoczonego moimi słowami o biologicznej rodzinie. 
- Co chcesz przez to powiedzieć? - uniósł pytająco jedną brew.
- Już ci tłumaczę - znowu zaczęłam kolejną myśl. Pilnowałam się, aby nie przeciągać. Nie chciałam zanudzić rozmówcy na śmierć... - Nie musisz wiedzieć, do czego dążyć tak naprawdę. Przyjaźń to skomplikowana koncepcja, którą każdy inaczej odbiera i personalizuje. Po prostu z czasem znajdziesz w sobie to uczucie przynależności i ciepła wśród pewnych osób. - mówiąc te słowa, mój głos momentalnie spoważniał, podobnie jak moja twarz. - Nie oczekuję od nas, że nagle zostaniemy przyjaciółmi i będziemy sobie plotkować o innych drużynach, wystarczy, że jakoś się będziemy dogadywać i współpracować, ale co ważniejsze się wzajemnie szanować - skończyłam swój dosyć długi wywód. Nagle odniosłam wrażenie, że ktoś za mną stanął. 
- No ładnie powiedziane. - usłyszałam znajomy głos za sobą. Był taki przyjemny dla ucha, aż od razu pojawiły się na moich policzkach rumieńce. - Wszystko fajnie, ale pytanie brzmi, co wy tu robicie? - zapytał się Kakashi-sensei. Odwróciłam się, gwałtownie wstając z miejsca. Tego się nie spodziewałam... Spojrzałam przepraszająco na Hideyoshiego, który najwyraźniej też nie był szczególnie zadowolony z obecności naszego mentora. Na jego twarzy było wyraźnie wypisane: "O kurwa, mamy przejebane." 
- To był mój pomysł... - powiedziałam cicho, spuszczając głowę. - To ja zaciągnęłam Hide na ramen - dodałam. Nie miałam odwagi spojrzeć Kakashiemu w oczy. Nawet nie wiem co we mnie wstąpiło, że aż tak chciałam bronić kompana z drużyny przed wszelkimi konsekwencjami. Mężczyzna zaśmiał się nagle. Przez chwilę byłam zbita z tropu. Śmieszyło go to? Czy może cieszył się z jakiegoś powodu?
- Nie, nie. Spokojnie, nie przyszedłem wam karę dać. A pogratulować. Jestem z was dumny, że próbujecie nawiązać jakieś więzi i próby współpracy - oznajmił białowłosy. Oboje z Hide spojrzeliśmy się na siebie, nie wiedząc co zrobić w tamtym momencie. Najwyraźniej oboje spodziewaliśmy się kary, a tu ku zaskoczeniu pochwałę dostaliśmy.
- Erm... Dziękujemy - odpowiedziałam niepewnie.
- A teraz wracajmy do szpitala - zaproponował Kakashi. Przystaliśmy na tę propozycję, szczególnie, że nie widziałam sensu siedzenia na dworze, gdy już osiągnęłam swój cel, czyli krótka rozmowa z Hide oraz zjedzenie sobie czegoś dobrego. Gdy tylko przekroczyliśmy próg szpitala, za rogiem wyskoczył mój lekarz. Wyglądał na złego i zmartwionego. 
- Gdzież ty była!? - krzyknął na mnie.
- Zabrałem ich na wspólną kolację, musieli sobie parę rzeczy sobie wyjaśnić - odpowiedział od razu mentor. Mężczyzna w kitlu spojrzał na senseia z lekkim niedowierzaniem, ale szybko minęło mu to.
- No dobra, ale następnym razem proszę zgłaszać takie rzeczy - oznajmił poważnym tonem. Pożegnałam się z nowym kolegą i wróciłam do swojej sali. Znowu byłam sama. Jednak tym razem ta samotność nie doskwierała mi tak jak wcześniej. Byłam jakaś spokojniejsza... W ten sposób dosyć szybko zasnęłam.

~ Następnego ranka ~

Miałam spokojną noc i przyjemne sny, w których pojawił się Kakashi. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi, jednak nie na tyle, że byłam w pełni przytomna. Można powiedzieć, że wciąż spałam. Miałam wrażenie, że ktoś był w moim pokoju i odsłonił zasłony, przez co od razu mnie obudził. Otworzyłam oczy, a promienie słoneczne oślepiły mnie. Zajęło mi parę sekund, abym mogła delikatnie otworzyć oczy i cokolwiek zobaczyć. Był to mężczyzna o jasnych włosach, jednak wciąż nie widziałam wyraźnie jego twarzy. Podszedł do mnie, gdy ja wciąż leżałam. 
- K-Kakashi-sensei? Kakashi? - powiedziałam bardzo cicho, niemalże do samej siebie, delikatnie wyciągając rękę w stronę dłoni postaci. On zaś szybko zabrał ją ode mnie. Spojrzałam jeszcze raz na postać. Dopiero po minucie mój wzrok się wyostrzył, a mózg zaczął w miarę normalnie funkcjonować... Wtedy dopiero połączyłam fakty. Przede mną stał owszem, mężczyzna o białych włosach, tyle że, był to Hideyoshi a nie Kakashi. Gdy tylko sobie to uświadomiłam, cała się zarumieniłam, wręcz spaliłam przysłowiowego buraka.
- Przepraszaaaaaam - wyjęczałam słodko, zwijając się w kuleczkę i zakryłam się cała kołdrą, że tylko końcówki włosów wystawały mi spod niej. - Hide, przepraszam cię... Nie chciałam... - wyszeptałam cicho. Ze wstydu aż chciałam zacząć płakać. Miałam tylko nadzieje, że chłopak nie zorientuje się tak łatwo, że od jakiegoś czasu byłam zakochana po uszy w naszym mentorze... Jakby tylko się zorientował, to chyba bym od razu się wypisała z drużyny. Moja miłość do Kakashiego była moim największym sekretem, które się trochę wstydziłam... Dziwne to było jakby nie patrzeć, że jako siedemnastoletnia dziewczyna byłam zakochana w dwudziestoośmioletnim mężczyźnie, który co więcej był moim nauczycielem... 

Hideyoshi? XD 
Template by