piątek, 17 lipca 2020

Od Kazuhiko cd. Akiry - Event

Opadłem na ziemię, tracąc resztki sił. Z zakurzonego gruntu podniosłem się jedynie siłą woli. Natychmiast zacząłem szukać wzrokiem swojego towarzysza. Akira na pierwszy rzut oka wydał mi się martwy - poczułem uderzający chłód spowodowany nagłym przerażeniem. Moje serce zwolniło dopiero, kiedy dostrzegłem delikatny ruch przyjaciela. Chwilowa ulga nie trwała długo. Kiedy tylko podniosłem wzrok, ujrzałem idącego w moim kierunku blondyna. Skrzywiłem się z bólu, starając się przyjąć postawę do walki. Nie było to jednak tak proste. Ciało odmawiało mi utrzymania się w pionie. Nie mogłem uciec. Pozostało mi jedynie czekać i słuchać gadającego głupstwa Deidary. Zamknąłem oczy, oczekując najgorszego. Atak nie nadszedł. Zamiast tego rozległ się huk. Podniosłem powieki i zobaczyłem bestię. Początkowe zdziwienie szybko ustąpiło wiedzy na temat umiejętności Akiry. Doskonale pamiętałem jedną z technik jego klanu, a w paszczach bestii rozpoznałem Akamaru. Czyżby nie wszystko stracone?
Zaatakowany Deidara został zmuszony do odwrotu. Uciekając, bacznie obserwował bestię, jakby szukał możliwych jej słabości. Kątem oka spojrzałem na Guy'a, który całą swą absorbującą osobą ruszył za drugim przeciwnikiem. Chwila odpoczynku umożliwiła mi zebranie jakichkolwiek sił. Z pomocą Akiry i Akamaru udało mi się nawet usiąść na głowie ogromnego psa. W tamtej też chwili poczułem, jak po moim ciele ponownie rozprowadza się energia. Szybko domyśliłem się, iż sprawdzą nagłego zastrzyku charky jest mój przyjaciel.
- Atakuj i nie przejmuj się mną, zrób wszystko co możesz. - Usłyszałem głos towarzysza. Wstałem z miejsca i stanąłem na jednej z głów bestii. - Tylko pamiętaj, nie umiem zbyt długo korzystać z tej formy. Musimy go osłabić do momentu, aż nikt nie przyjdzie.
Kiwnąłem zgodnie, szybko opracowując plan. Szanse na nasze powodzenie dalej były marne. Wiedziałem jednak, co chcę zrobić. Zwykle nie stawiałem niczego na jedną kartę, teraz nie miałem jednak wyboru.
- Zbliż się do niego - poleciłem, szykując się do skoku. - Bądź cały czas w moim zasięgu. Mam pomysł.
Akira nie odpowiedział, lecz zgodnie z moimi słowami skierował swe susy w stronę blondyna. Biegał wokoło niego, kiedy ja czekałem na dogodną okazję. Był nią moment, kiedy Deidara stał zwrócony do mnie plecami. Wtedy też, odbiłem się od grzbietu Akiry i skoczyłem prosto na odwróconego przeciwnika. Postanowiłem użyć Hakke Rokujuuyonshou. Szybkimi uderzeniami pozbawiłem zaskoczonego członka Akatsuki tchu. Nie zauważalnym innymi oczami niż moje ruchami wykonałem wiele uderzeń, zamykając wyloty chakry Deidary. Korzystając z jego chwilowego zmieszania przeciwnika, cięciem kunai'a przeciąłem ramię torby wroga. Nim tamten zdążył zareagować, chwyciłem pełen gliny przedmiot, który rzuciłem swojemu towarzyszowi. Akira złapał przedmiot w zęby i odrzucił go na bok. Ja zaś powtórzyłem swoją technikę z wcześniej. Tym razem członek Akatsuki był jednak bezbronny. Szybko zamknąłem go w kamiennej celi. Bez swojej gliny i choćby odrobiony chakry jest bezbronny. Liczyłem, iż tym razem uda nam się uziemić Deidarę.
Uśmiechnąłem się do Akiry, dając mu gest ręką, że mój plan się powód. Skoro jeden z przeciwników jest z głowy, przyszedł czas na drugiego, dotychczas owianego tajemnicą wroga.

Akira?

sobota, 11 lipca 2020

Od Taogetsu do Sory - Event

Widząc przeciwników, poczułem niesamowitą ekscytację. Szybkim spojrzeniem owiałem członków Akatuski. Dwóch mężczyzn stało przed nami, wrogo zerkając na naszą drużynę. Nim ktokolwiek z nas zdążył zareagować, jeden z tajemniczych shinobi rzucił się w naszym kierunku. Natychmiast odskoczyliśmy w bezpiecznym kierunku. Koślawo wylądowałem na ziemi, a aby utrzymać równowagę, musiałem podeprzeć się o stojący nieopodal zburzony w połowie murek. Lekko już poirytowany wstałem z zagruzowanej gleby i nie myśląc zbyt wiele rzuciłem się na najbliższego przeciwnika. Jasnowłosy wojownik najwyraźniej przygotował się na atak. Kiedy wymierzyłem w jego stronę cios trójzębem, on obronił się swoją dziwnie wyglądającą kosą. Pierwszy raz w życiu widziałem podobną broń.
Trzy czerwone ostrza ze zgrzytem zderzyły się z moim trójzębem. Syknąłem zdenerwowany, kiedy zostałem zmuszony do wycofania się. Nieznany mi przeciwnik zdawał się być niezwykle pewnym swoich umiejętności. Miałem wrażenie, iż mężczyzna nie doceniał naszych umiejętności. Uśmiechał się triumfalnie. Członek Akatsuki najwyraźniej już widział swoją wygraną. Zmarszczyłem brwi, próbując domyślić się, jaki ruch planuje wróg.
- Taogetsu, walcz z nim! - Zerknąłem w stronę krzyczącej do mnie Saeko. Widząc jej miażdżący wzrok, domyśliłem się, że nie mam prawa do jakiegokolwiek "ale". Było mi to właściwie na rękę. Przeciwnik od pierwszego wrażenia działał mi na nerwy. Czułem gotowość pokonania go w każdej chwili. - Sora będzie twoją tarczą, już! - Dziewczyna kontynuowała rozkaz. Dwa razy powtarzać nie musiała. Nie oglądając się za siebie, tym bardziej czekając na towarzysza z drużyny, skoczyłem w stronę wroga. Nieznajomy, dość dziwnym głosem, wypowiedział niezrozumiałe dla mnie słowa. Czym, do cholery, jest Jashin? Długo jednak nie rozprawiałem się nad tym. Nie obchodziło mnie to. Do moich jedynych celów należało pokonanie członka Akatsuki nim jakikolwiek kolejny cywil zdąży ucierpieć. Saeko rzuciła jeszcze kilka uwag, których nie zdążyłem jednak usłyszeć. Przemknąłem obok dziewczyny, zamaszystym ruchem ręki celując w przeciwnika. Za sobą słyszałem kroki Sory. Chłopak najwyraźniej również wziął sobie do serca słowy Saeko. Białowłosy członek Akatsuki został zmuszony to szybkiego uniku.
- Hidan, czy ja naprawdę muszę robić wszystko za ciebie? - Z wiru bitwy wyrwał mnie głos drugiego przeciwnika. Całkowicie zapomniałem o przyglądającym się naszej walce drugim wojowniku. Skierowałem głowę w jego kierunku. Wyglądał na znacznie groźniejszego niż mój aktualny przeciwnik, który przy każdym ruchu wykonywał komiczne pozy. Nie chciałbym zmierzyć się z nim w walce, choć było to całkiem prawdopodobne.
- Zamknij się, Kakuzu! Rozwalaj tę wioskę, a ja wezmę się za te dzieciaki. A jak skończysz to złożę ich w ofierze mojemu panu! - Z rozkojarzenia wyrwał mnie dźwięk uderzanego o siebie metal. Mój trójząb niemal wypadł z moich rąk. W ostatnim momencie odparłem atak. Muszę skupić się na walce, nie na bzdurach opowiadanych przez Hidana.
- Nie wydaje mi się, byśmy mieli umrzeć dla Jascośtam - prychnąłem. Wtedy też udało mi się zranić przeciwnika. Uśmiechnąłem się triumfalnie na widok kapiącej z jego dłoni krwi. Atak ten rozzłościł dotychczas kpiącego ze mnie wroga. Nasilił zamachy swojej kosy, rzucając ciągłe groźby. W krytycznych sytuacjach mogłem liczyć na pomoc Sory i jego lodowych umiejętności. Saeko zaś wraz z naszą sensei, podobnie jak Kakuzu bacznie przyglądali się walce. Ich strata! Mogłem się chociaż wykazać, choć z każdą chwilą ataki Hiadana nasilały się i nim się obejrzałem, poczułem mocne uderzenie w bok. Nie był to jednak mój przeciwnik, a Saeko, która w końcu zdecydowała się wziąć udział w walce. Kilka sekund zajęło mi dojście do siebie po niespodziewanym ataku koleżanki z drużyny. Przegapiłem nawet toczącą się pomiędzy nimi rozmowę.
- Atakuj go teraz! - Polecenie dziewczyny dotarło do mnie po chwili.
- Tylko więcej nie rób mi takich niespodzianek - odparłem, podnosząc się z ziemi. Skoczyłem na równe nogi i nie zwlekając ani sekundy dłużej, wymierzyłem trójzębem w Hiadana. Walka rozpoczęła się na nowo. Buzująca w moich żyłach adrenalina całkowicie powstrzymywała uczucie zmęczenia. Pragnąłem pokonać przeciwnika. Wizja ta na tyle przyćmiła mój umysł, że pochłonięty kolejnymi atakami, nie zauważyłem skierowanego w moją stronę ciosu. Ostrze kosy zagłębiło się w moim ramieniu. Syknąłem głośno, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. Opadłem na ziemię, próbując zatamować krwawienie. Przygotowałem się na kończący atak ze strony Hidana. Cios jednak nie nadszedł - mój przeciwnik ze śmiechem odwrócił się plecami, ruszając w przypadkowym kierunku.
- Dokąd to? Nie dobijesz mnie? - Natychmiast podniosłem się z miejsca i ruszyłem w kierunku przeciwnika. Nie trwało to jednak tak szybko, jak zwykle. Pulsująca rana sprawnie uniemożliwiała mi szybkie poruszanie się.
- Wszystko będzie zaraz gotowe - rzucił ze wzruszeniem ramion. Wbrew pozorom, jego słowa były dość przerażająca.
- Co masz na myśli? - wycedziłem przez zęby. Hidan odpowiedział mi śmiechem.
Nim zdążyłem zareagować, Saeko zastąpiła mu drogę.
- Nie pozwolę ci dalej przejść.
Kontynuacji rozmowy nie było dane mi posłuchać. Moment później pojawili się przy mnie Sora i Kurenai, próbując opatrzyć moją ranę. Starałem się odmówić pomocy, jednak sensei nie dawała za wygraną. Skończyło się na okręceniu ramienia grubą warstwą bandaża i zakazem dalszej walki. Cholera jasna.
Martwić zacząłem się w momencie, kiedy spostrzegłem, iż mój były przeciwnik zmienił się z wyglądu. Jego skóra przybrała ciemny kolor, a sam zajmował miejsce pośrodku dziwnego okręgu. To zapowiadało się niezwykle niepokojąco. Saeko kierowała mieczem w stronę Hidana. Sytuacja na placu boju stawała się coraz bardziej napięta.
W związku z odległością nie byłem w stanie dosłyszeć całej konwersacji pomiędzy wrogiem a dziewczyną. Dotkliwie jednak odczułem jej skutki. Kiedy białowłosy pochwycił ostrze, poczułem przeraźliwy ból wzdłuż swojej dłoni. Chociaż siedziałem tylko na ziemi, na mojej ręce pojawiła się rana. Ta sytuacja coraz mniej mi się podobała. Miałem ochotę krzyczeć, aby rozmawiająca w najlepsze Saeko przerwała tę farsę.
Do konwersacji niedługo później przyłączył się Kakuzu. Najwyraźniej nie podobał mu się sposób bycia swojego partnera z drużyny. Zapominając najwyraźniej o toczącej się walce, zaczęli się kłócić. Wspaniale. Tajemniczy mężczyzna ostatecznie wymierzył atak w stronę swojego towarzysza. Saeko, ku mojemu zaskoczeniu, odepchnęła Hidana, który zbity z równowagi wypadł z tajemniczego rytualnego okręgu. W tamtym też momencie dziewczyna użyła jednej ze swojej mocy - oplotła przeciwnika łańcuchami, sprawnie krępując jego ruchy. Poczułem dziwną ulgę.
Walczący zbliżyli się na tyle, iż w końcu byłem w stanie usłyszeć końcówkę ich rozmowy.
- Nie wiem dokładnie, na czym to wszystko polega ale nadmierna pewność siebie podczas stania w tym symbolu wzbudziło we mnie zbyt wielką podejrzliwość. Zraniłeś się w rękę i w tym samym czasie Tao zaczęła boleć ta sama dłoń. Nie chciałeś go pokonać bezpośrednio, a pośrednio łącząc się z Hozukim. Zapewne po to go zraniłeś. Nakłaniając mnie na Jashinizm chciałeś, żebym to ja go zabiła wymierzając cios w twoją klatkę piersiową. Dodatkowo podczas gdy nie podcięłam twojego gardła, komentarz twojego kompana również dał mi wiele do myślenia. Jestem bardziej inteligentna niż wam się zdawało. - Rozumowanie dziewczyny było logiczne. Myśl o tym, iż przez chwilę moje ciało zostało połączone z Hidanem, stała się dla mnie lekko odrażająca. Nie chciałem o tym wiedzieć. Niemiły dreszcz przeszedł mi po plecach. Jeden zły ruch i mogłem zginąć. Gdyby nie interwencja Sory i nauczycielki, sam ruszyłbym wykończyć przeciwnika. Na szczęście Saeko rozgryzła sprawę i udało się jej unieruchomić wroga.
Pozostał jednak Kakuzu, który do tej pory jedynie bacznie nasz obserwował. Choć czułem narastającą potrzebę zmierzenia się z nim w walce, ganiącym wzorkiem przywróciła mnie do porządku. No to sobie dzisiaj powalczyłem.
Wysoki mężczyzna nie spuszczał z nas spojrzenia. Co chwila mamrotał, jakim idiotą jest jego partner.
- Dlaczego zawsze wszystko muszę robić sam - mruknął, po czym przeciągnął się nieznacznie. Wtedy też, niemal ułamek sekundy później, jego ręce wystrzeliły w naszym kierunku. Był to tak niespodziewany atak, że ledwo udało mi się odchylić do tyłu. Kurenai zareagowała niezwykle szybko, pomagając Saeko uniknąć ciosu. Dłonie bezwładnie opadły na ziemię. Dzięki połączonym z resztą ciała szarym sieciom zaczęły powracać do Kakuzu. Skrzywiłem się na ten ohydny widok. Nie chciałem tego widzieć.
Wtedy też krajobraz wokoło nas powoli zaczynał się zmieniać. Otoczyła nas łąka pełna kwitnących kwiatów. Jedno spojrzenie na mentorkę pozwoliło mi rozpoznać, co się dzieje. Genjutsu. Kurenai najpewniej uznała, iż najlepszym pomysłem będzie zmylenie zmysłów przeciwnika. Kobieta dosyć długo nie brała udziału w walce. Miałem nadzieję, iż posiada jakiś plan. Kakuzu wydawał się być znacznie groźniejszym przeciwnikiem niż Hidan.
Sora? aaa

czwartek, 9 lipca 2020

Od Akiry c.d. Kazuhiko - Event

Czas wokół mnie spowolnił. Wybuch sprawił, że uderzyłem głową w pobliski dom przez co nie rozumiałem co się dzieje przez kilka dobrych chwil. Akamaru podniósł mnie z ziemi jednym mocnym pociągnięciem by pokazać mi w jakiej sytuacji znajduje się mój towarzysz walki. Deidara powoli szedł w jego kierunku, formując w dłoni kolejne stworzonko, które zapewne miało przynieść śmierć jego przeciwnikowi. Zrobiłem krok w jego stronę, jednak nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłem na kolana, dłońmi opierając się o ziemię.
Musisz wstać.
Ale nie mogłem, czułem, że nie mam siły, a ciągłe atakowanie wroga zabrało mi chakrę do końca. Czy właśnie tak miał wyglądać nasz koniec?
Wstań.
Spróbowałem jednak na marne. Nogi zaczęły się trząść z ponownego wysiłku. Gdy już miałem się poddać i zamknąć oczy by nie widzieć śmierci przyjaciela poczułem jak całe moje ciało zaczyna się regenerować, a chakra znów wraca do mojego ciała. Zacząłem brać głębsze wdechy, uzmysławiając sobie, że to zasługa Hainu. Nie wiedziałem co powiedzieć dlatego poddałem się temu uczuciu, nie ruszając się z miejsca, czekałem na rozwinięcie się sytuacji. Nie chciałem zostawić Kazu samego, czułem, że właśnie ta myśl tak bardzo poruszyła moje ciało, że demon postanowił mi pomóc. Jednak bałem się ceny zapłaty za jego moc. 
Nie przejmuj się tym teraz. Idź, i pokaż im dlaczego nie powinni zadzierać z Konohą.
Warknąłem na jego słowa, wpatrując się w blondyna- nie spodziewał się mojego ataku, był za bardzo zajęty mówieniem o swojej sztuce. Akamaru wskoczył na moje plecy, rozumiejąc od razu co chciałem zrobić. Oceniłem wielkość placu wokół nas, analizując by nie stworzyć jeszcze większych strat. Jednak chyba nie miałem wyboru, a informacja, że w najbliższym otoczeniu nie było cywilów, pomogła mi szybko dokonać decyzji.
Jinjū Konbi Henge: Sōtōrō
Nasze ciała zaczęły się powiększać, łącząc w jedną całość. Czułem jak mój umysł łączy się z Akamaru a nasz instynkt staje się wspólny. Musiałem przyznać, że był to drugi raz kiedy użyłem tej techniki, lecz nadal nie mogłem nadziwić się jakie to cudowne uczucie. Wzrok wyostrzył się, do moich nozdrzy zaczęło nacierać wiele zapachów, których wcześniej nie czułem - krew przeciwników i moich towarzyszy, pył, swąd dymu. Stanąłem nad Akirą jednym susłem, zmuszając przeciwnika do wycofania się. Guy znikną mi z oczu, chciał jak najdalej wybawić drugiego napastnika. Nachyliłem głowę na tyle by znalazła się dosłownie centymetry nad twarzą Kazuhiko i chwyciłem go za ubranie, uważając by nie uszkodzić jego ciała. Posadziłem go na swoim grzbiecie, postanawiając, że będę jego tarczą co do ataków, w końcu wolałem bym to ja obrywał. Poczułem jak przez moje ciało przelewa się chakra, tylko po to by zasilić wyczerpane zapasy przyjaciela.
- Atakuj i nie przejmuj się mną, zrób wszystko co możesz - mruknąłem, wyszczerzając z Akamaru kły. Obydwie głowy skierowały się w stronę przeciwnika, a Kazu znalazł się na mojej głowie. - Tylko pamiętaj, nie umiem zbyt długo korzystać z tej formy. Musimy go osłabić do momentu aż nikt nie przyjdzie. 
Chłopak kiwnął głową na znak zgody i przyjął bojową postawę. Rozszerzyłem łapy by mieć lepszą przyczepność do podłożą i ruszyłem.

Kazuhiko?

środa, 1 lipca 2020

Od Saeko do Taogetsu - Event

Nie było czasu na nic, kiedy wrogowie zaatakowali z zaskoczenia. Moi rodzice jako wykwalifikowani medycy udali się w bardziej bezpieczne miejsce by stamtąd móc pomóc wiosce. Ja natomiast jako przykładny shinobi ruszyłam na pomoc rannym. Dzwoniło mi w uszach, a swoje bicie serca słyszałam sto razy głośniej niż zazwyczaj. Adrenalina dawała się we znaki i ciężko było opanować swoje emocje. Ludzkie krzyki i zawodzenie wcale niczego również nie ułatwiały. Krew, ogień i ruiny porozwalanych domów. Dołączając do swojej drużyny postanowiłam użyć techniki Kage Bunshin no Jutsu dla usprawnienia misji ratunkowej, samej będąc blisko swoich towarzyszy. Nie mam zamiaru zginąć, a w samotnej potyczce nie miałam wcale szans patrząc na zniszczenia jakie zdążyli dokonać. Coś obok mnie wybuchło. Szybko odwróciłam głowę zamykając oczy. Próbowałam cokolwiek wymyślić. W tym właśnie momencie moje zapędy przywódcze zaczynały się uaktywniać stawiając siebie ponad swoich towarzyszy a nawet samą Kurenai. Gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam tylko mignięcie jakiejś broni, a potem lód Sory powstrzymujący stal przed uderzeniem. Gdy tylko pył i kurz opadł na ziemię, naszym oczom ukazał się jeden mężczyzna w czarnym płaszczu z czerwonymi chmurami. “Gdzieś musiał znajdować się drugi z nich, ale przez to zamieszanie nie potrafię go dostrzec”, stwierdziłam w myślach gorączkowo rozglądając się dookoła siebie. Musiał znajdować się gdzieś indziej, ponieważ kolejny wybuch rozległ się dalej od nas. Błyskawicznie wpadłam na pewien pomysł. 
-Taogetsu, walcz z nim! - mówię pospiesznie, stanowczo patrząc na niego surowym spojrzeniem. -Sora będzie twoją tarczą, już! -dodaję tym razem również do swojego drugiego towarzysza 
-A co z tobą? - odezwał się Sora ale ja jedynie zgromiłam go wzrokiem. 
-Wykonać! - naciskam sama zaczynając odpieczętowywać swoją broń. 
-Mam rozumieć, że to dar dla Jashin-samy? Świetnie! Im więcej tym lepiej! - zaśmiał się białowłosy szarpnięciem ręki wyrywając kosę z lodowych objęć. 
-Fanatycy będą używać taijutsu - zwracam się ostatni raz do Taogetsu, który migiem ruszył na Akatsuki. 
Nie sądziłam, że mnie posłucha. Mocniej zaciskając dłoń na rękojeści zerkam na Kurenai z poważnym wyrazem ale w oczach mogła dostrzec nieme przeprosiny z mojej strony. Stanęłam obok Sory, który tylko spojrzał na mnie pytająco. Bez słowa uniosłam miecz przed klatkę piersiową. Wydawało mi się jakby wszystko ucichło, ale ja nawet nie potrafiłam usłyszeć charakterystycznego szczęku zetkniętych ze sobą ostrzy. Trójząb nastolatka okazał się być strzałem w dziesiątkę. Przez nietypowość używanych przez nich oboje broni, o wiele częściej się blokowali. Sora próbował wspomagać z dystansu swojego kolegę, a ja po prostu stałam jak taki kołek i obserwowałam. Gromadziłam informację, patrząc się na wszystko co poruszało się w moim otoczeniu. Moje jasne oczy zatrzymały się na rosłym mężczyźnie przyodzianym w ten sam płaszcz co białowłosy. Rozchyliłam usta na moment widząc jego oblicze. Wydawał się o wiele groźniejszy od swojego partnera. Nie wróżyło to niczego dobrego. Stanęłam twarzą naprzeciwko niego, ale ten długo mi się nie przyglądał. Zerknął tylko na walczących. 
-Hidan, czy ja naprawdę muszę robić wszystko za ciebie? - odezwał się do niego ciemnoskóry. Teraz również dostrzegłam jego nietypowe oczy. “Ma jakąś niecodzienną technikę”, stoję nerwowo zerkając na dwójkę swoich towarzyszy. 
-Zamknij się, Kakuzu! Rozwalaj tę wioskę, a ja wezmę się za te dzieciaki. A jak skończysz to złożę ich w ofierze mojemu Panu! - zaśmiał się uderzając w trójząb Taogetsu. 
-Nie wydaje mi się, byśmy mieli umrzeć dla Jascośtam - wykrzyknął pewny siebie Hozuki. Odepchnął kosę Hidana jednocześnie go raniąc. Jashinista odskoczył do tyłu dotykając rany i z zawiścią wymierzył kosą w stronę dumnego chłopaka. 
-Nie daruję ci tego! Zginiesz marnie! -poruszył się nerwowo w tym miejscu pozwalając by krew spływała na ziemię. Kiedy wreszcie się uspokoił zaczął nacierać zdecydowanie mocniej i agresywniej. Sora na szczęście błyskawicznie reagował tworząc lodowe bariery. Uniosłam podbródek zerkając na Kakuzu. Nie zamierzałam go atakować jako pierwsza. Członek Akatsuki uraczył mnie w końcu swoim spojrzeniem marszcząc niebezpiecznie przy tym brew. Kurenai stanęło tuż obok mnie, karcąco na mnie zerkając.  Wiedziałam, że nie postąpiłam właściwie wydając polecenia swoim kompanom ale wiem co robię. 
-Co o tym wszystkim myślisz? -odezwała się bacznie obserwując Kakuzu. Gdzieś w tle słychać było kolejne wybuchy.
-Białowłosy świrus do tej pory nie użył ani jednego ninjutsu i nie wiem czego on tak naprawdę używa. Jego kosa jest nieporęczna do zwykłego zabijania, a ten drugi… nie podoba mi się również - przymrużyłam lekko oczy obserwując walkę Taogetsu z Hidanem. 
-Jest ich dwóch i skoro oboje byli w stanie dokonać niewyobrażalnych zniszczeń. A co do twojego zachowania, porozmawiamy później -dodała już ostrzej niż dotychczas.
Udałam, że niekoniecznie przejmuje się rozmową, która na mnie czekała po zakończeniu inwazji. Zerknęłam na nią przelotnie i nerwowo się poruszyłam błyskawicznie wracając do moich kompanów. Kontynuowałam obserwację walki Taogetsu z Hidanem zaczynając pojmować mechanizm w jakim działał srebrnowłosy - a raczej jego braku. Walczył chaotycznie, za wszelką cenę próbując zbliżyć swoje ostrza do skóry mojego członka drużyny. Nie celował w punkty newralgiczne więc liczyłam na szczęście Hozukiego i nie da się zranić. Martwiłam się natomiast o stan ich chakry, na ile wystarczą zasoby Sory nim będę musiała sama ich wspomóc. Również nie dawał mi spokoju Kakuzu, rosły mężczyzna, który po prostu stał i się przyglądał. Nie mogłam jednak zwrócić na niego całej swojej uwagi, ponieważ sytuacja z Hidanem zaczynała się pogarszać. Obracając między moimi palcami rękojeść miecza wpadłam stając na potrójnej kosie wbijając jej najdłuższe ostrze w ziemię. Tym samym korzystając z okazji z półobrotu kopnęłam Taogetsu odpychając kawałek dalej. 
-Chcesz być pierwsza? Nie ma sprawy, kobiety mają pierwszeństwo - pewny siebie uśmieszek jeszcze się poszerzył, a ostrym szarpnięciem wyciągnął kosę z nadzieją, że stracę równowagę. Ja jednak przeturlałam się i choć nieporadnie, to zachowałam swoją równowagę mocno trzymając miecz aby go nie zgubić. Hidan wydał z siebie dziwny okrzyk zadowolenia szarżując na moją osobę. Przygotowałam się do użycia techniki Suiton: Mizukagami no Jutsu. Wstawając przede mną powstała okrągła tafla wody, w której odbijała się postać z Akatsuki. Zdecydowanym ruchem położyłam wodne lustro, a z jej powierzchni wyszedł klon srebrnowłosego wykonujący te same ruchy. Tuż przed zderzeniem się ze sobą shinobi spojrzałam na Taogetsu.
-Atakuj go teraz! -wydaję kolejne polecenie, które po chwili ochoczo wykonuje Hozuki. 
-Tylko więcej nie rób mi takich niespodzianek- odpowiada jeszcze, a ja tylko kiwam głową. Zastanawiałam się, czy jego determinacja wynikała z mojego zaangażowania czy faktu, że pozwoliłam mu się zająć dalej walką. Wzrokiem odszukałam Sorę, który z bezpiecznej odległości był gotowy pomóc osłaniając nas przed atakami. 
-Odpocznij, ja się zajmę teraz resztą - mówię stanowczo i już chciałam dołączyć do Hozukiego. 
-Widzę, że wczułaś się w moją rolę -uszczypliwy głos Kurenai lekko zbił mnie z tropu. -Ten drugi, wyczuwam jego chakrę w jeszcze dwóch innych miejscach w Wiosce i wciąż się przemieszczają. Wątpię, że to jest technika Kage no Bunshin, trochę różni się od niej -dodała, a ja poruszyłam się nerwowo szukając wzrokiem drugiego członka Akatsuki.
-Sensor? Więc wiesz? -za nami dało się słyszeć męski głos. 
Odwróciłyśmy głowy lekko zaskoczone tym, kiedy zdążył się przemieścić. Mistrzyni wysunęła się lekko do przodu stawiając siebie na pierwszej linii ataku. Choć sama okazała większe zdziwienie już po chwili miała hardy wyraz twarzy. Zadarłam głowę do góry przyglądając się z bliska naszemu wrogowi. Ciemna karnacja, dziwny kolor oczu i zakrywanie praktycznie całego ciała robiło na mnie dość imponujące wrażenie. Widocznie moje spojrzenie go irytowało, ponieważ zmarszczył niebezpiecznie brwi lustrując mnie od góry do dołu. Uniosłam brwi do góry gotowa do użycia swojego miecza. 
-Jesteś mózgiem tej grupy? Twoja technika była całkiem imponująca -zwrócił się w moją stronę. Byłam lekko skonsternowana. Kiwnęłam nieznacznie głową dziękując za komplement. 
-Ten idiota Hidan, nie okazuje respektu wobec żadnego swojego przeciwnika. Dlatego teraz przegrywa ten ‘pojedynek’ ze szczeniakiem -mruknął jakby sam do siebie. 
-Inna sprawa wygląda z tobą. Szanujesz swojego przeciwnika i nie dajesz się zaskoczyć -odparłam zaczynając wdrążać kolejny ryzykowny pomysł, który będę na bieżąco układała. Tak, tym razem improwizowałam używając wiedzy teoretycznej oraz tego co zdążyłam już zauważyć. 
-Jeśli nie chcesz stracić głowy -uciął szybko wyczuwając moje zamiary. 
Nagle usłyszałam krzyk Taogetsu, więc zaalarmowana odwróciłam głowę. Rozchyliłam delikatnie usta widząc chłopaka, który leżał na ziemi trzymając się za ramię. Nad nim stał srebrnowłosy, który oglądał zakrwawione ostrze. Po prostu stał, nie chciał zadać mu ostatecznego ciosu. Natomiast roześmiał się obsesyjnie sprawiając, że przeszły mnie ciarki. Odwrócił się idąc w swoją stronę. 
-Dokąd to? Nie dobijesz mnie? -odezwał się shinobi zatrzymając mężczyznę w pół kroku. 
-Wszystko będzie zaraz gotowe -odparł jedynie. 
-Co masz na myśli?- Hozukiemu odpowiedział szeroki uśmiech i parsknięcie, dalej idąc w jakieś miejsce. 
-Nie pozwolę ci dalej przejść! - wyrywa mi się, automatycznie ruszając na członka Akatsuki.
Kakuzu chciał mnie zatrzymać ale mistrzyni szybko stanęła między nami unieruchamiając shinobi. Był niezadowolony ale nie dbałam o to. Doskoczyłam do Hidana, który szczęśliwy moją błyskawiczną reakcją również nie był.
-Przecież go teraz nie zabiłem, jaki masz problem dziewucho? - stęka zasłaniając się kosą. 
-Nie jestem naiwna, cokolwiek planujesz, ja twoje plany pokrzyżuje - mówię śmiało. 
-Nie przeszkadzaj mi- odwarknął w odpowiedzi.
Zignorowałam to sama zaczynając nacierając na srebrnowłosego. Zgrabnie parowałam ataki ale nie na długo czując jak mężczyzna znacznie góruje nade mną siłą. Rzuciłam w niego mieczem i robiąc pieczęcie wykorzystałam technikę Suiton: Mizu Shuriken. Wodne shurikeny cisnęły na mężczyznę raniąc go lecz ten zdawał się tym nie przejmować. Migiem pobiegłam po miecz kątem oka obserwując poczynania Hidana, który stanął w miejscu i resztki krwi Hozukiego zlizał z ostrza. Zamachnęłam się, a ciało przeciwnika stało się całe czarne z białymi elementami. Wstrzymałam oddech, zatrzymując ostrze mojego miecz tuż przy szyi shinobi. 
-Jest bardziej inteligentna niż sądziłem - w oddali usłyszałam pomruk aprobaty. 
Znieruchomiałam oddychając ciężko. Mój najmniejszy ruch może okazać się dla nas zdradziecki. Zacisnęłam usta w cienką linię próbując nie ulec aurze srebrnowłosego. Jego aktualna pewność siebie nadmiernie przytłaczała. Zbliżył się przytykając do swojej szyi miecz. Zblizał się lubieżnie, a w oczach było widoczne pragnienie.
-A może przejdziesz na Jashinizm? Przydałyby się takie kobiety. Tylko ty i Jashin- psychopatyczny uśmiech rozjaśnił jego twarz. Mężczyzna byłby nawet przystojny gdyby nie jego fanatyzm. 
-Przydałoby się, żebyś mi coś więcej powiedział o wielebnym Jashinie - próbuję zabrać ostrze ale shinobi łapie ostrze w swoją dłoń. Za sobą słyszę krzyk Taogetsu i odwracam głowę chłodno oceniając co się stało. Chłopak trzymał się za dłoń jakby to on się zranił. Hidan szarpnął ostrzem przytykając do swojej klatki piersiowej i znów Hozuki stęknął patrząc na nas zaszokowany. Ponownie przeniosłam swój wzrok na srebrnowłosego, który był z siebie zadowolony. Szybko zerknęłam na ziemię dostrzegając ten sam znak co nosi na swoim szyi. Wyglądało na to, jakbyśmy byli w kropce. 
-Rozumiem, że to wszystko co teraz się dowiem? - przestąpiłam z nogi na nogę. 
-Musiałabyś to poczuć ale masz okazję wziąć w tym udział -w jego zaniżonym głosie wyczuwalne było podniecenie.  
-To… takie ekscytujące - poruszyłam palcami na rękojeści poprawiając uchwyt, a na twarz przywołałam uśmiech.
-Hidan…-jego partner nie zdążył nic więcej powiedzieć, gdyż Jashinista nie chciał go słuchać.
-Zamknij się Kakuzu, nie widzisz, że właśnie znalazłem kogoś kto mnie rozumie?! W dodatku to kobieta! - krzyknął oburzony. Sama się zdziwiłam, że połknął haczyk. “To faktycznie idiota”, przemknęło mi przez myśl.
-Zaraz stracisz głowę -burknął niezadowolony. 
-Marudzisz - prychnął wracając do mnie.- Ten staruch potrafi popsuć całą zabawę - westchnął zmieniając co do mnie nastawienie. Stał się bardziej… łagodny? 
-Staruch?- zdezorientowania nie musiałam udawać.
-No na młodego nie wygląda. Żyje dłużej niż ci się zdaje i jest okropnym zrzędą.
-Hidan…-niebezpieczny głos Kakuzu zmroził mi krew w żyłach, ale nie zrobił większego wrażenia na Jashiniście.
-No nie zaprzeczysz przecież faktom… A! - wydał z siebie krótki wrzask.
Coś poleciało w stronę Hidana, a ja udając przejęcie odepchnęłam go, oboje znajdując się na ziemi. Swój miecz rzuciłam gdzieś dalej pozostając bez broni przy sobie. Mężczyzna zamrugał parę razy zdziwiony. 
-To nie będzie żadna przyjemność jeśli ktoś nam będzie przeszkadzać -mruknęłam trochę zażenowana czując na sobie palące spojrzenie innych. Nie słuchałam czy ktoś do mnie krzyczał, czy też nie. 
-Szybko się uczysz -zepchnął mnie z siebie, próbując wstać. 
Korzystając ze swojej atutowej umiejętności łańcuchów, wystrzeliłam je z nadgarstków oplatając ciało Hidana. Szarpnięciem wyciągnęłam go z dziwnego kręgu. 
-Nie wiem dokładnie, na czym to wszystko polega ale nadmierna pewność siebie podczas stania w tym symbolu wzbudziło we mnie zbyt wielką podejrzliwość. Zraniłeś się w rękę i w tym samym czasie Tao zaczęła boleć ta sama dłoń. Nie chciałeś go pokonać bezpośrednio, a pośrednio łącząc się z Hozukim. Zapewne po to go zraniłeś. Nakłaniając mnie na Jashinizm chciałeś, żebym to ja go zabiła wymierzając cios w twoją klatkę piersiową. Dodatkowo podczas gdy nie podcięłam twojego gardła, komentarz twojego kompana również dał mi wiele do myślenia. Jestem bardziej inteligentna niż wam się zdawało -mocniej zacisnęłam łańcuchy z chakry zastanawiając się jak długo wytrzymam. 
Rozgryzłam dopiero część całej łamigłówki. To nawet nie jest połowa, a jeszcze ktoś musi pozbyć się tego osobnika. Zdziwiło mnie też brak jakiejkolwiek reakcji od Kakuzu, który jak stał, tak nie ruszył się ze swojego miejsca.

Taogetsu?

niedziela, 10 maja 2020

Od Sory do Saeko - Event

Zacisnąłem pięści, wsłuchując się w tłumaczenia wyższych rangą kunoichi, a usta niemal samoistnie zacisnęły się w pojedynczą, pełną goryczy kreskę. Stworzony przez dotychczas podekscytowanego Taogetsu nastrój rozpłynął się w powietrzu, ustępując miejsca osobliwemu typowi rozpaczy, zmieszanej ze świadomością własnej bezsilności w obliczu Akatsuki. Jednak czy ktokolwiek z nich miał stuprocentową pewność, że tym, co obrało wioskę za swój cel, byli przyodziani w czarne płaszcze shinobi?  
- Naszym zadaniem jest ich wytropić. Już szukają ich inne drużyny, ale im szybciej znajdziemy Akatsuki, tym mniejsze ryzyko, by zniszczyli naszą Wioskę. Musimy chronić mieszkańców, którzy już teraz żyją w strachu. - Nawet Tsunade zdawała się przytłoczona całą sytuacją.
Nastrój obecnej Hokage udzielił się, w mniejszym lub większym stopniu, wszystkim przebywającym w pomieszczeniu shinobi. I choć Kurenai z całych sił starała się podbudować nasze nadzieje i pewność siebie przed jutrzejszym, niewątpliwie diabelnie wymagającym starciem, w jej głosie dało się wyczuć prawdziwe, skryte w głębi serca emocje. Słowa padały w eter, nie spotykając się z żadnym oporem - szczegóły spotkania, miejsce zbiórki i wstępne nakazy, które mają zadecydować o naszym bezpieczeństwie, szybko wypełniły nam głowy. 
Gdy finalnie opuściłem budynek administracyjny, czułem się zagubiony, jakby wyjęty z tego świata. Pewna część mnie obawiała się, że brak wprawy w walkach fizycznych i opieranie się w dużej mierze na logice oraz obszernej wiedzy może nie wystarczyć, by poradzić sobie z Akatsuki. Mimo wszystko wiedziałem, że nie mieliśmy wystarczająco czasu, a tym bardziej warunków, bym mógł rozpocząć wyczerpujące treningi bliskodystansowych ataków - z grymasem wymalowanym na twarzy skierowałem się więc ku miejskiej bibliotece, jakby w nadziei, że w opasłych tomiskach odnajdę złoty środek, dzięki któremu jutro będzie pewniejsze.
***
Huk przykuł uwagę nas wszystkich, skutkując nieprzyjemnym dzwonieniem w uszach, którego piskliwe tony rozbrzmiewały w mej głowie jeszcze przez chwilę, gdy z impetem skierowaliśmy się w stronę opuszczonej niedawno wioski. Adrenalina buzowała w mych żyłach, a nogi poruszały się niemal samoistnie, jakby całkowicie tracąc kontakt z ośrodkowym układem nerwowym - sytuacja, w której się znaleźliśmy, sprawiła jednak, że póki wciąż funkcjonowały, nie zamierzałem jakkolwiek ingerować. Efekt pogłębił się jeszcze bardziej, gdy przekroczyliśmy bramę wioski, a raczej to, co z niej zostało. Wszechobecny chaos okazywał się aż nadto przytłaczający - spirale ognia chłonęły pobliskie budynki, których szkielety z trzaskiem osuwały się na naznaczone krwią chodniki. 
- Pomóżcie cywilom! - Głos Kurenai ledwo przebił się przez agonalną pieśń wrzasków i rozpaczy.
Nie zwlekaliśmy więc ani chwili dłużej, z impetem dopadając do znajdujących się w pobliżu rannych. I choć posoka lała się z nich strumieniami, a skrzywione z bólu twarze wykrzykiwały obelgi w stronę nienazwanych agresorów, robiliśmy, co w naszej mocy, by choć trochę ulżyć im w cierpieniu. Oglądając rany, kątem oka przypatrywałem się również dwójce towarzyszy - absurdalnym zdawał się dla mnie fakt, że nawet w obliczu tragedii Taogetsu potrafił wykrzesać z siebie choć odrobinę energii, którą z całych sił starał się przelać na opatrywanych cywilów. Szczerze zazdrościłem mu tej cechy charakteru. Saeko natomiast, co wyraźnie kontrastowało z pracującym nieopodal chłopakiem, spoglądała na rannych w ten sam, pełen stoickiego spokoju sposób. Na nią również patrzyłem z podziwem - oboje byli wszystkim tym, do czego tak desperacko dążyłem.
Pozorną chwilę wytchnienia szybko przerwał kolejny huk, tym razem jeszcze głośniejszy i z całą pewnością bliższy naszemu obecnemu położeniu. W jednej chwili nasze spojrzenia się spotkały, a narastające hałasy o niezidentyfikowanym źródle sprawiły, że pospieszyliśmy opatrywanych cywilów, asekurując tych, których stan nie pozwalał im poruszać się samodzielnie i czym prędzej ruszyliśmy w stronę, w którą mijający nas wcześniej shinobi udawali się z resztą rannych. I choć w normalnych warunkach już dawno opuścilibyśmy niewątpliwie niebezpieczny obszar, roztrzęsieni cywile okazali się ogromnym utrudnieniem - wrzaski o nadchodzącej śmierci, płacz i celowe zwijanie się z rozpaczy sprawiły, że już chwilę później przed oczami zamigotały tak zażarcie unikane czarne płaszcze. Dwie postacie emanowały wręcz mordem, a świat zdawał się nagle milczeć, jak gdyby przerażony samą ich obecnością. Zacisnąłem pięści, przerzucając wzrok pomiędzy potencjalnymi przeciwnikami a skamieniałymi ze strachu rannymi - czy naprawdę w obecnej sytuacji możemy pozwolić sobie na walkę? To szaleństwo i pewne samobójstwo. 
Sytuacja, ku naszemu nieszczęściu, rozwiązała się jednak sama, gdy jeden ze stojących nam naprzeciw mężczyzn z zawrotną prędkością ruszył w naszą stronę. Świst powietrza, tępe uderzenie metalu o pękającą powoli powierzchnię - ostrze zatrzymało się w połowie, nie dosięgając żadnego ze skrytych w lodzie shinobi. Gdybym zareagował choć chwilę później, mogliśmy skończyć tragicznie. Odetchnąłem głęboko, wyrzucając negatywne przemyślenia z głowy. Nie mogłem dać się rozproszyć. Zapowiadało się, że nie mieliśmy innego wyjścia, niż desperacka walka o przetrwanie aż do chwili, gdy wesprą nas silniejsi, bardziej doświadczeni ninja. 

[Saeko? i hope it's okay ;;; ]

sobota, 9 maja 2020

Od Kazuhiko cd. Akiry - Event

Przeturlałem się po ziemi, całkowicie zabrudzając białe szaty. Ledwo uniknąłem ciosu. Szybko przeczesałem zmierzwione włosy i kontynuowałem natarcie. Guy towarzyszył mi, zwinnymi cisami zmuszając przeciwnika do wycofywania się.
- Kazuhiko, pomóż Akirze! - Słysząc polecenie, pobiegłem we wskazanym kierunku. Z zaskoczenia zaatakowałem członka Akatsuki. Blondyn odskoczył do tyłu, choć udało mi się zranić w policzek kunaiem. Widząc mnie, splunął na ziemię. 
Pomogłem wstać powalonemu na ulicę Akirze. Mój towarzysz wpatrywał się morderczym wzrokiem we wroga. To nie zapowiadało nic dobrego. Na wspomnienie tego, jak niedawno wpadł w furię, poczułem dreszcze. Nie mogłem pozwolić, żeby to się powtórzyło. Widząc jednak, jak Akira wysuwa znajome mi kły i pazury, zdałem sobie sprawę, iż jest już za późno. Chłopak sekundę później skoczył w stronę przeciwnika. Syknąłem zdenerwowany. Ruszyłem za nim.
Akira natychmiastowo zbił z nóg wroga. Członek Akatuski ledwo zrobił unik przed ostatnim atakiem. Postanowiłem asystować nacierającemu geninowi. Kolejny raz postanowiłem położyć nadzieję w swoim żywiole. Sprawnie odcinałem drogę przeciwnikowi, umożliwiając Akirze atak. Sam również starałem się podcinać wrogowi nogi. Ten jednak nie poddawał się łatwo. Różnica naszych umiejętności była ogromna. Chociaż teraz rolę się odwróciły - Akira, wyraźnie nakręcony na walkę zmuszał przeciwnika do ciągłego odwrotu. Postanowiłem wykorzystać więc okazję.
Członek Akatuski stawiał wszystko na swoją umiejętność eksplozji. Zapas mojej chakry powoli się kończył. Miałem jednak plan. Ryzykowny, ale jedyny, jaki pozostał mi w tym momencie.
- Akira - zawołałem towarzysza. Ten dołączył do mnie. Wyglądał na wyczerpanego, ale niezwykle zdeterminowanego. - Posłuchaj. Spróbujmy go na chwilę unieruchomić.
Chłopak kiwnął głową i skoczył w stronę przeciwnika. Szybkie uderzenie, unik i kolejny atak. Zobaczyłem swoją szansę, w momencie potknięcia się wroga. Wyminąłem Akirę i uderzyłem pięścią o ziemię. Kamienna klatka wzbiła się w górę, zamykając w środku członka Akatuski. Grube ściany otoczyły wroga. Przywarłem rękoma do kamienia. Czułem ciągłe eksplozje. Musiałem więc co chwilę dobudowywać więzienie. Kreowanie nowych warstw wymagało nakładu energii i chakry.
- Pomóż Guy'owi - poleciłem Akirze. - Ja go zatrzymam.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie. W jego wzroku dostrzegłem zaskoczenie.
- Nie mogę cię tutaj zostawić...
Zmusiłem się do uśmiechu. Nie mogłem pozwolić, aby mojemu towarzyszowi cokolwiek się stało. Wytrzymam. Dla niego.
- Zaraz przybędzie pomoc, a doskonale wiesz, że nasz nauczyciel to idiota. Ktoś musi mu pomóc - nalegałem. W tym samym czasie musiałem kolejny raz odbudować ochronę. - Wszystko w porządku.
Akita nie wydawał się być przekonany. Kiwnął jednak głową i już się wycofywał, kiedy klatka nie wytrzymała. Blondyn uwolnił się, obrzucając mnie wściekłym spojrzeniem.
- Ty mały...!
Wybuch spowodował upadek. Ledwo podniosłem się z ziemi. Byłem wyczerpany. Nie dam rady kolejny raz utworzyć podobnej klatki. Moja moc jest na wyczerpaniu. Otarłem kapiącą z kącika moich ust krew. Cholera, cholera, cholera.
Czułem, jak opadam z sił. Akatuski to zbyt silny przeciwnik. Ten jeden raz potrafiłem pogodzić się z porażką. Czy ten dzień mógłby być gorszy?
Akira?

czwartek, 16 kwietnia 2020

Od Akiry cd Kazuhiko - Event

Czułem się coraz bardziej bezradny. Każdy mój cios był odpierany, jakby umiał wyczytać ruchy z mowy mojego ciała. Jego włosy śmigały w każdą stronę, denerwując i zasłaniając obraz. Miałem ochotę wyrwać mu te kudły. Myślałem tylko o tym by ich opóźnić. Być może damy wtedy czas innym by zdołali się przegrupować i wymyślić jakiś dobry plan. Kazuhiko wyglądał jak prawdziwy wojownik. Obserwował, wyciągał wnioski i atakował. Patrząc na niego zapierało mi dech w piersi i czułem, że jestem z niego dumny. Nie wiedziałem dlaczego, ale wtedy poczułem, że mając go w drużynie jestem bezpieczny i mam w końcu osobę, której mogę zaufać. Fuyuko także była silna, lecz nie spędzaliśmy z nią tyle czasu by bardziej się zintegrować. 
Złocistowłosy z daleka spojrzał w moją stronę, wycierając twarz z potu. Być może był lepszym ninja, lecz szybkością i zażartością mu nie odstępowałem. Pewnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Spojrzał także na mojego towarzysza.
- Coś za bardzo mu się przyglądasz, kochasiu - mruknął na tyle cicho, że tylko ja go usłyszałem. Moje ręce samoistnie zacisnęły się w pięści i czułem tą mroczną energię próbującą się ze mnie wydostać. Już miałem odwarknąć coś w jego stronę, gdy o moją rękę otarło się coś miękkiego. Akamaru stanął pewnie na nogach, wpatrując się w przeciwnika. Nasz mistrz także się znalazł. Ulga ogarnęła częściowo moje ciało. Czułem, że nasze szanse wzrosły, bo Akatsuki wyglądało na lekko zdziwionych. Wycofali się by zbadać nowo przybyłą osobę. Wiedzieli, że jest silniejszy od nas. 
- A gdzie Fuyuko? 
- Pomaga przy ewakuacji mieszkańców. Prawdziwe walki na tym etapie poznawczym...Nie wiem czy coś by z tego wyszło, przeszkadzalibyście sobie - Guy nawet na mnie nie spojrzał. Kiwnąłem głową, a już po sekundzie rzucił się do ataku. Kazu ruszył za nim z dziką precyzją atakując przeciwnika, który miał teraz większy problem z przewidzeniem jego ruchów. Podczas gdy lalkarz miał na głowie dwie atakujące go osoby, ja postanowiłem zapewnić rozrywkę jego towarzyszowi. Ruszyłem do ataku, nie pozwalając mu pomóc partnerowi. Syknął gniewnie, gdy moje pazury mignęły mi milimetry przez twarzą, a kosmyk włosów poleciał w powietrze. Poczułem taką dziką satysfakcję, że na krótką chwilę moje emocje złączyły się z tymi od Hainu. Wyszczerzyłem kły w uśmiechu, widząc na twarzy przeciwnika wściekłość. Kopnął mnie, a cios posłał mnie kilka metrów do tyłu. Zaorałem ziemię pazurami by nie uderzyć budynek znajdujący się za mną. Akamaru skoczył na niego, uniemożliwiając dobicie mnie w kilku krokach. \Walczyliśmy razem, wspólnie się chroniliśmy i atakowaliśmy. Podczas walki wyglądaliśmy pewnie jak kudłate coś z zębami i pazurami.
- Mam cię dość - powiedział i ruszył na mnie z całą swoją siłą.
Skok, odepchnięcie, unik, atak, nie trafiłem. Kunai znalazł się w moim ręku jako przedłużenie dłoni. Gdy czułem, że coraz bardziej odpycha mnie w tył, poczułem wewnętrzne szarpnięcie i padłem na ziemię. Sekundę po tym, w miejscu, w którym stałem nastąpił wybuch.
Obserwuj, nie tylko atakuj
Cienie zaczęły wić się na moich dłoniach, lecz o dziwo demon nie próbował przejąć władzy nad moim ciałem. Akatsuki zaatakował ponownie, najwyraźniej widząc, że szala zwycięstwa przechyliła się na jego stronę. Z coraz większego poczucia bezsilności zacząłem się pocić tracić poczucie terenu. Uderzałem w miejsca, które wydawały się nie zabezpieczone, lecz on wciąż je blokował i wykonywał kontrę. Nagle, gdy już myślałem, że stracę głowę, cios w brzuch odrzucił go do tyłu, a Kazuhiko stanął obok mnie. Jego ubranie było w nieładzie, ubranie zniszczone i brudne. Spojrzałem na niego zdziwiony, podczas gdy pomagał mi wstać. Moje nogi zaczęły delikatnie drzeć, ale gdy cień z rąk przeniósł się na nogi, ból minął od razu. Guy znajdował się daleko od nas, wodząc przeciwnika jak najdalej od nas. Czy próbował go odciągnąć byśmy zajęli się jego partnerem i później do niego dołączyli?
Przycupnąłem na czworaka przy ziemi, szczerząc kły. Zaufam Hainu, zrobię wszystko by nie być dla Roszpunki bezużyteczną kulą u nogi. 


<Kazuhiko?>

niedziela, 12 kwietnia 2020

Od Kazuhiko cd. Akiry - Event

Zaraz po tym, kiedy ziemia osunęła się pod moimi nogami od wybuchu, przeturlałem się po zakurzonej ulicy i niemal momentalnie wstałem. Walka zapowiadała się niezwykle energicznie. Nacierające ataki nie pozwalały mi chociaż na chwilę zebrać myśli. Zdenerwowany przygryzłem wargę i użyłem Byakugan'a.
Cienkie, błękitne strużki charky połączone były z wirującymi nad naszymi głowami kukłami. Władający nimi shinobi obserwował bacznie każdy z naszych ruchów. Jego towarzysz zaś grzebał rękoma w zwisającej z jego ramienia torby. Złotowłosy uśmiechał się szeroko, zdając sobie sprawę z łatwego zwycięstwa.
W tamtym też momencie, Akira użył jedną z silniejszych technik klany Inuzuka. Dzięki Shikyaku no Jutsu chłopak przypadł do ziemi. Niemal natychmiastowo przybrał postać bardziej podobną do bestii. Szanse, że przeżyjemy do przybycia pomocy wzrosły. Wierzyłem w swojego kompana i jego siłę.
Wysłany przez Akirę Akamaru, przebiegł obok mnie i po chwili zniknął w zgliszczach. Zrozumiałem intencje swojego przyjaciela - wysłał psa, by odnalazł Guy'a. Zadanie niemal niemożliwe, znając naszego mistrza.
Kolejnym zręcznym unikiem, przeciąłem ledwo dostrzegalne nici. Lalka z trzaskiem rozbiły się o ziemię. Z niemałą satysfakcją spojrzałem na swojego przeciwnika Na jego twarzy nie malowały się jednak żadne uczucia.
- Twój kundel wziął nogi za pas - odparł spokojnie, kierując głowę ku Akirze. Kiedy cudem pojawi się tutaj Guy, wątpię, że nasz wróg będzie dalej tak pewny siebie. Mistrz może i jest głupi, ale siły mu nie brakuje.
Sekundę rozproszenia wykorzystał drugi członek Akatsuki. Otoczyły nas malutkie lewitujące będące jego dziełem pajączki. Dzięki Byakugan'owi dostrzegłem znajdujące się w nich ogniska chakry. Wybuch jednego spowoduje ekspozycję eksplozję kolejnych. Widząc pierwszą iskrę, zrozumiałem, że nie mam czasu do stracenia.
Momentalnie przysunąłem do siebie Akirę. Kolejno, szybkim uderzeniem w znajdującą się pod nami ziemię, wzbiłem w górę kamienne ściany. Naturalna tarcza ochroniła nas przed wybuchami, rozpadając się w czasie ostatniej eksplozji.
Całkowicie pokryci ziemią, ale na szczęście cali, stanęliśmy do dalszej walki. Nim chmura kurzu opadła, Akira bez słowa zaatakował blondyna, zbijając go z nóg. Mój kompan z zaciętością zadawał kolejne ciosy. Chciałem choć trochę podzielać jego wiarę. Dla mnie, byliśmy już straceni na starcie. Nasze szanse właściwie nie istnieją. Westchnąłem ciężko, wpatrując się w swojego przeciwnika. Zginąć za wioskę to największy zaszczyt, prawda?
Lalkarz posiadał wyjątkową budowę linii chakry - po kilku dekunkach wpatrywania się w niego, zdałem sobie sprawę, że nie mam do czynienia  z człowiekiem. Centrum jego mocy stanowił obiekt pośrodku ciała. Serce? Nie wyglądało.
Jedna rzecz była jednak pewna. Zniszczenie głównego ogniska chakry to mój cel. Przystąpiłem do ataku. Najpierw skok z lewej, później dopadłem z lewej. Lalka. Szybki unik i uderzenie. Kilka desek posypało się po ziemi, jednak zmuszony zostałem do wycofania się. Zmniejszenie dystansu będzie niełatwe.
Poleganie wyłącznie na Byakuganie w tym momencie nie wystarczy. Kolejny raz przygryzłem wargę i zerknąłem w stronę walczącego Akiry. Żyje. Po upewnieniu się, powróciłem myślami do problemu zmierzenia się z lalkarzem. Zniszczenie jego lalek nie należy do najprostszych rzeczy. Każda kolejna wydaje się silniejsza.
Postanowiłem więc postawić wszystko na swój żywioł. Zdawałem sobie jednak sprawę, że operowanie podłożem na tak ograniczonej przestrzeni będzie trudne. Nie mogę pozwolić na większe zniszczenia wioski. Uderzyłem tonfą w ulicę, a w miejscu, w którym niedawno stał mój przeciwnik wystrzelił w górę kawał ziemi. Członek Akatsuki odskoczył zaskoczony, a ja powtórzyłem atak jeszcze kilkakrotnie. Każdorazowo bez oczekiwanych skutków. Dystans jedynie się zwiększał, a szalejące nad moimi głowami lalki uniemożliwiały bardziej produktywny atak.
Wtedy też kątem oka dostrzegłem zielony błysk za którym rozbrzmiewało głośne szczekanie. Sekundę później mym oczom zmaterializował się nie kto inny, jak sam Mistrz Guy. Mężczyzna z zadziornym uśmiechem na ustach, poprawiał włosy, obrzucając wyzywającym spojrzeniem przeciwników.
Akira podbiegł do Akamaru i pogłaskał psa. Pojawienie się nauczyciela sprawiało, że nasze marne szanse wzrosły na mniej marne, ale dalej tragiczne. Fakt, Guy to niesamowicie silny i sprawny shinobi, ale w starciu z dwoma wytrenowanymi członkami Akatsuki również jest bezsilny. Oczywiście nie dawał tego po sobie poznać. Zginie z uśmiechem na ustach. Chyba, że pojawi się jakiś dobrze wytrenowany ninja i nam pomoże. Oczywiście, ja i Akira również jesteśmy świetnie zapowiadającymi się wojownikami, ale do poziomu naszych wrogów brakuje nam wielu lat. Chociaż swoją drogą, nasza przyszłość stoi aktualnie pod znakiem zapytania.
 - Gdzie się Mistrz podziewał? - zapytałem, podchodząc do Guy'a. Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek będę się cieszyć na jego widok. Akira dołączył do nas chwilę później.
- Wiosna młodości przybywa zawsze na czas! - odpowiedział wymijająco, gładząc swoją grzywkę Westchnąłem zmarnowany i pokręciłem głową. Jesteśmy straceni.
- Świetnie - odparłem zmarnowany. - Co mamy robić?
Guy na chwilę spoważniał i zmierzył wzrokiem nieniecierpliwionych (i lekko zaskoczonych) przeciwników.
- A co to za dziwadło? - Blondyn wskazał ręką na naszego mistrza. Zielona Bestia zaśmiał się jednak głośno i wyprostował.
- Wybaczcie chłopcy, że was to tego zmuszam - Mistrz zwrócił się do nas. - Ale nie mamy wyjścia. Musimy bronić naszej wioski. Skupcie się i włóżcie w tę walkę całą waszą młodość!
Kończąc wypowiedź, rzucił się na przeciwników. Zapowiada się długi dzień. Chyba, że wszyscy zginiemy przed nadejściem wieczoru.
Akira?

niedziela, 5 kwietnia 2020

Od Akiry cd Kazuhiko - Event

Już z pierwszymi promienieniami słońca czułem, że nadchodzi jeden z niewielu teraz ciepłych dni. Jeszcze przez chwilę leżałem pod kołdrą, napawając się ciepłem kołdry, by po chwili zrzucić ją w części na ziemię i wstać na równe nogi. Akamaru od razu pojawił się przy mojej nodze zapewne nie śpiąc już od dłuższego czasu. Moje myśli powędrowały do mojego parntera, kóry obiecał poczekać na mnie przed siedzibą Hokage.
- Trzeba się ruszyć, Kazu nie lubi czekać - mruknąłem drapiąc go pod brodą. Spojrzałem na mój podręczny plecak z bronią w środku. Dlaczego Hokage kazała teraz codziennie nosić ją ze sobą?

~*~

Wybiegłem z budynku za psem. Najwyraźniej musiało się coś stać, bo nigdy tak nie robił. Poślizgnąłem się kilka razy na schodach biegnąc za nim, ale nawet na chwilę nie zwolniłem kroku. Wybiegliśmy na ulicę, wokół wybuchły już mniejsze i większe potyczki, niszcząc powoli naszą wioskę. Nie umiałem oszacować ilu jest wszystkich przeciwników, ale wskakując na jeden z budynków zobaczyłem, że najwięcej walczących jest przy wjeździe. Akamaru przystanął na chwilę i już wiedziałem dlaczego tak postąpił. Pod gruzami leżała dziewczynka, której matka bezsensownie próbowała ją wyciągnąć, nie zważając na co dzieje się wokół. Cywile przez nagły atak nie dali rady się ukryć.
Zeskoczyłem na ziemię, podbiegając do nich. Sprawdziłem po drodze czy droga jest czysta i stanąłem obok kobiety każąc jej się przesunąć. Na początku nie chciała mnie posłuchać, wylewając łzy i krzycząc o pomoc. Powoli zacząłem usuwać gruz wokół dziewczynki z małą pomocą Akamaru. Uważając by ściana się nie zawaliła, podniosłem ją delikatnie czekając aż mój towarzysz wyciągnie spod niej dziecko. Delikatnie złapał ją za kołnierz i zaczął ciągnąc w naszą stronę. Już po chwili kobieta przytuliła ją mocno do siebie, a ja odprowadziłem je do najbliższego oddziału, który zajmował się ewakuacją. Postanowiłem wrócić do swojej drużyny, pewnie mnie teraz szukają. Pobiegłem w drogę powrotną nagle zauważając znaną mi sylwetkę. Kazu wbiegł w jedną z uliczek, nie zauważając mnie. Już miałem go zawołać, gdy zobaczyłem, że budynek obok niego zaczął się zapadać, wydłużyłem krok w porę, by pociągnąć go w swoją stronę, samemu unikając mniejszych kamieni.

C h o l e r a.
Dwie postacie stojące przed nami nie wyglądały jakby miały pójść dalej, nie przejmując się takimi dwoma młodziakami jak ja i Kazu. Same ich szaty nie wskazywały na nic dobrego - Akatsuki i to już na początku wyjścia. Westchnąłem, nadal trzymając chłopaka za ubranie, czułem się tak bardziej pewny siebie. 
- Skończmy tą robotę szybko - usłyszałem głos jednego z nich. Na początku nie przysłuchiwałem się ich rozmowie, analizując nasze położenie i rozkład siły. I do czego doszedłem? Do naszego kompletnego upadku.
- Słuchaj, musimy ich jakoś zająć dopóki mistrz się nie znajdzie, co znając jego może zając dłuższą chwilę - wyszeptałem tak cicho by tylko Roszpunka mogła mnie usłyszeć. Zobaczyłem delikatne kiwnięcie głowy co oznaczało, że myślał o tym samym. Tylko jak my mamy to zrobić? 
Nagły ruch przerwał moje przemyślenia i jak jeden mąż odskoczyliśmy od siebie. W miejscu gdzie przed chwilą byliśmy znajdowała się dziura. Nawet nie dadzą się zastanowić. Chyba będę musiał się zdać na intuicję partnera i na swój instynkt. Kazu wylądował na dachu pobliskiego budynku, przyglądając się naszym przeciwnikom. Blond kucyk zawirował w powietrzu a w moje nozdrza dostał się dość dziwny zapach. Z wyższej pozycji miałem widok na całą wioskę. W niektórych miejscach w powietrze podnosiła się chmara dymu, słychać było zewsząd odgłosy walki. Akatsuki znalazło sobie chyba jakiś sprzymierzeńców. 
Naszego mistrza nie było nigdzie widać.
Mężczyźni nie atakowali, jedynie przyglądali się naszym poczynaniom tak samo jak my. Miałem dość tej niepewności, a Akamaru jedynie zapiszczał. Za jednym z przybyszy na walkę czekały dwie lalki, lewitując spokojnie w powietrzu.
- Sasori, może byś pomógł? - Kazuhiko spojrzał się na niego, dostrzegłem wokół jego oczu charakterystyczne żyłki. Widziałem, że w jego głowie toczyła się masa myśli jak najlepiej to wszystko rozegrać. A ja oczywiście stałem i nie wiedziałem co robić.
Zabij ich, przecież to proste.
Przymknąłem zirytowany oczy. Naprawdę?
Nie odpowiedziałem mu, widząc, że niejaki Sasori szykuje się do ataku. Jego lalki poszybowały w naszą stronę, niszcząc wszystko co napotkały. Po chwili wokół nas latały dachówki oraz kawałki domów, a my jedynie co mogliśmy robić to unikać ich ataków. Kunai zabłysnął w powietrzu gdy Roszpunka zaczęła oddawać ataki. Podczas gdy on zręcznie unikał ciosów dwóch marionetek na raz, zobaczyłem dziwne białe istoty zaczynające biegać wokół nas. Gdy jedno z nich wlazło mi na rękę, zobaczyłem niewielkiego rozmiaru pająka - to od niego bił ten dziwny zapach, który wyczułem na początku. Wtedy zrozumiałem, że nie mamy czasu na czekanie. Musimy działać sami.
Walka trwała w najlepsze. Podczas gdy Kazu walczył dostojnie z bijącą od niego pewnością siebie, ja po krótkiej wymianie ciosów odskakiwałem na bok. Może byłem dobrym wojownikiem, ale w takich sytuacjach nie umiałem panować nad swoimi emocjami. Bałem się o Akamaru, Hokage, naszego mistrza, a przede wszystkim o...Kazuhiko. Gdy z pełną siłą dotarło to do mnie, poczułem odmienne uczucie niż do które czułem do tej pory.
- Shikyaku no Jutsu - moje ręce momentalnie ułożyły się by wykonać technikę. Poczułem jak moje kły wydłużają się, pazury rosną, a oczy wyostrzają obraz. Hainu poruszył się gdzieś w moim umyśle, patrząc na całą sytuację moimi oczami. Więc co teraz Roszpunko? Spojrzałem w jego kierunku, widziałem jak jego wzrok ląduje na psie, stojącym obok mnie.
- Akamaru, idź poszukaj naszego mistrza i go tu przyprowadź - powiedziałem stanowczym tonem, jednak zobaczyłem, że się waha. Nie chciał mnie zostawić samego. - Idź.
Po chwili poczułem za sobą delikatny wiatr i pies zniknął.
- Twój kundel wziął nogi za pas - lalkarz nawet na chwilę się nie uśmiechnął.
Blondynek uśmiechnął się za to, a moje oczy rozszerzyły się. Pajączki otoczyły nas z każdej nie stron, przez to że ich nie obserwowaliśmy.

<Kazuhiko?>

sobota, 21 marca 2020

Od Taogetsu do Saeko

Ostatni raz spojrzałem na zniszczone budynki. Cała nasza wczorajsza praca poszła na marne! Jeżeli naprawdę ktoś był za to odpowiedzialny, zapłaci za to najwyższą cenę. Nie zamierzam mu wybaczać.
Kiedy Kurenai skończyła wyznaczać zadania, Sora i Saeko wyruszyli szukać śladów, ja zaś zająłem się pomaganiem mieszkańcom. Ich dotychczasowy entuzjazm przygasł znacząco. Szeptali między sobą, widocznie zasmuceni. W odbudowę miasteczka włożyli całe swoje serce. Stłumiłem w sobie typowy entuzjazm, zachowując powagę. Tragedia tych ludzi dotknęła mnie osobiście. Za każdym razem, gdy spoglądałem na twarze mieszkańców, dostrzegałem na nich niezwykły smutek. Kolejny raz utracili swój dom. 
Pierwszym zadaniem, z jakim wraz z robotnikami musieliśmy się zmierzyć było odzyskanie spod gruzów wszystkich narzędzi. Wczoraj wieczorem zostawiliśmy je pod rusztowaniami wierząc, że będą tam bezpieczne. Nie były. Większość z odzyskanych przyborów na szczęście nadawała się do dalszego użytku. Inne zaś wyrzuciliśmy na starcie. 
Kończyłem właśnie przekopywanie jednej z ostatnich konstrukcji. Przerzuciłem ciężką deskę, spod której wydobyłem młotek i siekierę. Odrzuciłem je na bok. Wtedy też odwróciłem się i niemal poczułem, jak moje serce przestaje bić. 
Powiewający na wietrze, zaczepiony o wystający kij kawałek materiału wyglądał wyjątkowo znajomo. Jak poparzony, zrzuciłem z siebie moją ulubioną kurtkę w poszukiwaniu dziury. Czy przez chwilę nieuwagi zaczepiłem o coś? 
Ubranie jednak było całe. Na szczęście. Westchnąłem ciężko z ulgą. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby cokolwiek stało się z jedną z moich nielicznych pamiątek z Kirigakure. 
Zdjąłem więc zaczepiony materiał. Nie myliłem się - był niemal identyczny jak ten, z którego wykonana jest moja kurtka. Dla pewności wylałem na niego trochę wody. Tak jak się spodziewałem, nie została wchłonięta przez materialik, a skroplona spłynęła po nim. 
Nie przypominałem sobie, żeby ktokolwiek w wiosce nosił ubrania stworzone z tego materiału. A zwróciłbym na to uwagę na pewno. 
Wrzuciłem dowód do kieszeni i ruszyłem na spotkanie z Kurenai. W głowie ułożyłem już sobie całą wypowiedź. Jeśli dobrze myślę, ten niepozorny kawałek ubrania może nam wiele powiedzieć. 
W momencie, kiedy udało mi się odnaleźć naszą mentorkę, Saeko i Sora właśnie wyłonili się zza pobliskiej kupy gruzu. Po ich minach, łatwo wywnioskowałem, że również coś znaleźli. 
- Trafiliśmy na dziwny ślad - zaczęła Saeko. Wraz z Sorą na zmianę opowiadali o niezwykłym odkryciu. Tajemniczy napis był dość kontrowersyjny. Oszustwo? Co miała oznaczać pozostawiona wskazówka? A najważniejsze, kto ją uczynił? Czy odnaleziony przeze mnie kawałek materiału również był celowym zabiegiem? Przygryzłem wargę. To nie miało sensu. Czy ktoś pragnie się z nami bawić w kotka i myszkę? 
- Taogetsu, również chciałeś coś nam powiedzieć, prawda? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos Kurenai. W odpowiedzi pokiwałem głową i demonstracyjnie wyciągnąłem z kieszeni kawałek materiału.
- TA-DA! - Pomachałem przedmiotem przed twarzami towarzyszów. 
- Czy podarłeś swoją kurtkę? - zapytała z powątpiewaniem Saeko. 
- Nie tym razem - odparłem dumnie. - Ale gratuluję spostrzegawczości. Moja kurtka jest uszyta z tego samego materiału. Robi się go z lnu rosnącego wyłącznie na podmokłych terenach Kirigakure. Nie należy on do tanich - wyjaśniłem, dodając po chwili namysłu: - Bez obrazy, ale wątpię, że kogokolwiek stąd stać na sprowadzenie tego materiału. Nie widzę nawet powodów, by to robić. Tkanina jest wodoodporna, tym samym używają jej głównie shinobi mający kontakt z wszelkimi rodzaju cieczami. Dzięki mojej kurtce jeszcze nie przemokłem. - W tym momencie zaprezentowałem niezwykłe właściwości swojego odzienia, sekundę później kontynuując: - Wnioskuję więc, że materiał pozostawił ktoś z zewnątrz. Mógł pochodzić właśnie z Kirigakure. Jeśli nie, zapewne jest to osoba dość bogata. Biorąc pod uwagę okoliczności, najpewniej pała się czymś nieszczególnie nielegalnym. Na przykład najemnictwem. 
Zakończyłem wywód, spoglądając na zaskoczone twarze członków drużyny. Przez chwilę miałem wrażenie, że wszystko, co powiedziałem, było całkowicie pozbawione sensu, kiedy Sora zaczął powili kiwać głową. 
- Osoba lub osoby, tak spragnione majątku, że byłyby w stanie za pieniądze zniszczyć całą wioskę - stwierdził, zdobywając tym samym aprobatę całej grupy. Zakładając, że atak na miasteczko był opłacony, napis "oszustwo" miałby sens. Powoli wszystko łączyło się w całość. Pozostawała jednak jedna sprawa. Kto pociągał za sznurki? 
Kurenai zmarszczyła brwi, wpatrując się w ziemie. Po chwili milczenia wydała rozporządzenie:
- Nie mówcie nikomu, co odkryliśmy. Zachowujcie się tak, jakby to naprawdę wszystko było skutkiem burzy. Nie traćcie jednak czujności. Idźcie teraz pomóc mieszkańcom, ja porozmawiam z naszym zleceniodawcą. Cel naszej misji chyba właśnie się zmienił. 
W ciszy rozeszliśmy się w różnych kierunkach. Zabrałem się do dalszej pracy. Nie potrafiłem się jednak skupić na wyznaczonych zadaniach. Cały czas nie mogłem przestać myśleć o całej sprawie. Zostaliśmy rzuceni w centrum jakiegoś konfliktu, o którym nic nie mamy pojęcia. 
Wieczór nastał szybko. Kurenai nalegała, żebyśmy dzisiejszej nocy stanęli na straży wioski, jednak zleceniodawca odprawił nas, zapewniając, że sam wyznaczy do tego ludzi. Tak więc zmęczeni całym dniem powróciliśmy do naszych namiotów. Tam zjedliśmy ubogą kolację i odpoczęliśmy przed snem. Wcześniej też udało mi się wziąć kąpiel w pobliskiej rzece. 
Położyłem się w namiocie, nasłuchując, czy wokoło wszystko zamilkło. Kiedy upewniłem się, że wszyscy najpewniej usnęli, wstałem z miejsca i obudziłem Sorę. Chłopak spojrzał na mnie pytająco. 
- Sądzę, że sami powinniśmy sprawdzić, co dzieje się w nocy w wiosce - szepnąłem do towarzysza. - Idziesz ze mną? 
 Nie czekając na jego odpowiedź, zabrałem swoją kurtkę i wyjrzałem na zewnątrz. Nie dostrzegając żadnego ruchu, wyszedłem poza namiot. Sora ruszył za mną. Przeszliśmy kawałek, kiedy zauważyłem w mroku znajomą sylwetkę. 
- Mieliśmy najwyraźniej ten sam pomysł. - Dogoniliśmy Saeko i w trójkę skierowaliśmy się w stronę zniszczonej wioski. 

Saeko?

Od Hideyoshi'ego do Ayame, Mitsuki - Event

Skręt, wyskok, gwałtowne cięcie z prawej - wykonywane przeze mnie ruchy zdawały się wręcz mechaniczne, jakby niepodparte żadną konkretną emocją. Katana błysnęła jasnym światłem, odbijając promienie wędrującego leniwie słońca. Jeśli zdolność obserwacji i nienagannej analizy otoczenia nie wprowadzała mnie w błąd, dobijała właśnie dziewiąta. Cudownie, została jeszcze godzina. Odetchnąłem głęboko, pozwalając sobie na chwilę upragnionego odpoczynku. Usiadłszy pod drzewem, zacząłem zastanawiać się nad wyjątkowo konkretnymi planami na spędzenie dzisiejszego popołudnie i, co wydało mi się dość absurdalne, przyłapałem się na mimowolnym uśmiechu. Od czasu poważnej rozmowy z Mitsuki i odbytej rzetelnie kary, spędzanie czasu z resztą drużyny okazało się znacznie mniej problematyczne i nieprzyjemne, aniżeli z początku uważałem. I choć nić porozumienia pomiędzy mną a dwoma kunoichi wciąż nadrywała się i ginęła pod ciężarem licznych niedopowiedzeń, odkąd zgodziły się akceptować me silne pragnienie indywidualności, współpracowało nam się znacznie lepiej.
- Kto by się spodziewał. - mruknąłem do siebie, podnosząc się do pionu
Samodzielny trening trwał jeszcze przez chwilę, nim kierowany poczuciem obowiązku ruszyłem ku umówionemu miejscu zbiórki. Droga nie była długa, dlatego nie zamierzałem zbędnie się spieszyć - wiedziałem zresztą, że Kakashi nie pojawi się planowo, dając nam sporo czasu w zapasie. Przechadzając się ulicami Konohy, nie mogłem wyzbyć się dziwnego niepokoju, potęgowanego dodatkowo dziwnym zachowaniem wszystkich wokół. Patrole starszych rangą shinobi wezbrały na sile, zalewając krajobraz swymi zielonymi kamizelkami i błyskiem licznie posiadanych ostrzy. Zmarszczyłem brwi, zwalniając kroku, mając nadzieję, że zdołam w ten sposób niepostrzeżenie podsłuchać prowadzone żarliwie dyskusje, jednak zasłyszane urywki wypowiedzi nie wskazywały na nic konkretnego. Być może wyobraźnia mnie oszukiwała i sam ubzdurałem sobie problemy. Z drugiej strony w głowie wciąż rozbrzmiewała mi poranna rozmowa z rodzicami i zaniepokojony wyraz twarzy Ryouty - i choć fakt, że rodzice nagle przypomnieli sobie o moim istnieniu, można wytłumaczyć na wiele różnych sposobów, tak nagła przemiana starszego brata budziła wątpliwości. Nie pamiętałem, by mężczyzna kiedykolwiek okazał strach. Może Hatake będzie wiedział coś więcej. Dalsze rozmyślania zostały jednak szybko przerwane przez nagłe pojawienie się znajomych twarzy, które, w przeciwieństwie do naszego pierwszego spotkania, tym razem zareagowały całkiem pozytywnie na mój widok. Skinąłem głową na przywitanie, siadając obok Ayame, z uwagą przysłuchując się toczonej przez dziewczyny rozmowie, co pewien czas wtrącając własne trzy grosze. Gdy mistrz w końcu zaszczycił nas swoją obecnością, niemal natychmiastowo przeszliśmy do treningu. Wspólna walka przeciwko Kakashiemu doprowadzała mnie do szału - choć darzyłem mężczyznę ogromnym szacunkiem przez wzgląd na jego zasługi, nie potrafiłem zdzierżyć tego, z jaką łatwością przychodziło mu odbijanie naszych ataków. Czy naprawdę byliśmy na tyle słabi, by nie musiał nawet spoglądać w naszą stronę? Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy Mitsuki postanowiła bezwstydnie zagadać nauczyciela, zdradzając tym samym swe literackie upodobania. Przewróciłem oczami, spoglądając na dziewczynę z politowaniem, nie czując się na siłach, by jakkolwiek to skomentować. Z lekka niezręczną sytuację przerwało nagłe pojawienie się innego shinobi, prezentującego dokładnie tę samą, zaniepokojoną postawę, co pozostali mieszkańcy wioski. To nie mógł być przypadek. Rozmowa trwała ułamki sekund i już po chwili, bez żadnego dokładniejszego wyjaśnienia, ruszyliśmy przed siebie w pogoni za nienazwanym zagrożeniem. Sytuacja nie podobała mi się ani trochę, a przyglądając się pozostałym członkom drużyny, mogłem zauważyć, że nie byłem jedyny. Wszyscy wyglądaliśmy, jakby podpisano nad nami wyrok śmierci. Najgorzej prezentowała się młoda Uchiha, która, prowadząc nas swym sharinganem, zdawała się maleć w oczach. Trzęsła się niemiłosiernie, choć ruchy jej ciała wskazywały, że z całego serca starała się powstrzymać targające nią emocje. I choć wielokrotnie spoglądałem w jej stronę, nie czułem się wystarczająco kompetentny, by choćby spróbować ją uspokoić. Najpewniej pogorszyłbym całą sytuację o stokroć bardziej. Wtem zatrzymaliśmy się gwałtownie, z zaskoczeniem wymalowanym na twarzach obserwując zbliżające się ku nam, skąpane w czerni i czerwieni sylwetki. Akatsuki. To niemożliwe. Zastygłem w bezruchu, czując, jak wszystkie mięśnie mojego ciała odmawiają posłuszeństwa - nie wiedziałem, czy bardziej paraliżowało mnie przeświadczenie, jak słabi byliśmy w porównaniu z intruzami, czy wzrastające przekonanie, że każdy, nawet najmniejszy ruch może sprowokować ich do ataku. Czego oni szukali w wiosce? Czy Konoha była naprawdę tak wartościowym punktem, by przyciągnąć do siebie członków przestępczej organizacji, w tym owianego osobliwą legendą zbrodniarza?
Dwukolorowe płaszcze trzepotały na wietrze, wtórując wylewającym się z ich ust obelgom skierowanym w ledwo trzymającą się na nogach Mitsuki. Wszyscy milczeliśmy, jakby obawiając się skutków ewentualnej dyskusji. Dziewczyna wyglądała, jakby z trudem powstrzymywała cisnące się do oczu łzy i drżenie ciała. Z każdą kolejną sekundą spędzoną na obserwacji roztrzęsionej kunoichi, czułem się coraz bardziej zmieszany, pełen osobliwej odmiany irytacji. Różniło nas naprawdę wiele i ciężko powiedzieć, byśmy byli sobie choć odrobinę bliscy, jednak jej ogromna charyzma i jeszcze większe serce otworzyły mi oczy, pomagając obrać nową, mniej destrukcyjną ścieżkę. Bezinteresownie wyciągnęła ku mnie rękę, gdy nieświadomie potrzebowałem czyjegoś wsparcie, kimże bym więc był, gdybym teraz nie zrobił tego samego.
- Rozprawimy się z nimi? Szczególnie, że ona jest jakimś niedobitkiem. - Przypominający rekina mężczyzna mówił spokojnie, sprawiając, że Mitsuki cofnęła się kilka kroków w tył.
Gdy jej głos zadrżał ze strachu, a palce owinęły się ciaśniej wokół dzierżonej broni, poczułem nagły, nieznany dotychczas impuls, który zmusił mnie do działania. Nim zdążyłem się choćby obejrzeć, obnażyłem ostrze katany, spoglądając na niebieskoskórą bestią spode łba.
- Niedobitek, też mi coś. - warknąłem, ignorując rozlegające się za mną zakazy ze strony pozostałych towarzyszy - Przeżyła rzeź i ma się świetnie, więc skończ, do jasnej cholery, szczekać. - Starałem się zabrzmieć najpewniej, jak tylko potrafiłem, choć każdy mięsień ciała podpowiadał mi, że wykazywałem się właśnie wzorową głupotą i nieodpowiedzialnością. - Kundlu. - Nawet paraliżujący strach nie zdołał powstrzymać cisnących się na usta obelg.
Skoro i tak dałem ponieść się impulsom, dobrowolnie wdając się w słowne potyczki z członkami Akatsuki, wyszedłbym na tchórza, gdybym teraz się wycofał. Z drugiej strony czułem jednak, jak poważne konsekwencje spotkają mnie, jeśli jakimś cudem wyjdziemy z tego cało - z bezmyślnych pobudek naraziłem całą drużynę na zatrważające niebezpieczeństwo. Oby było warto. Nim ostatnie ze słów zdążyło zginąć wśród głuchej ciszy, poczułem zaciskającą się na moim ramieniu dłoń Kakashiego, który siłą odciągnął mnie z powrotem do tyłu. W jego ruchach czuć było niepokój i zdenerwowanie moją postawą.
- Odważny jesteś. - Rekin pokręcił z politowaniem głową. - Albo wyjątkowo głupi. - Obnażył szereg niewątpliwie ostrych zębów, dobywając monstrualnego ostrza, spoczywającego dotychczas na jego plecach. - Skończmy to szybko.
Następne wydarzenia zdawały się jedynie zlepkiem pojedynczych obrazów, przeskakujących zdecydowanie zbyt błyskawicznie, by móc w spokoju pomyśleć. Brzdęk metalu o metal, uderzenia ciała o ciało i przeszywające powietrze ninjutsu - wszystkie elementy zlały się w jedno w tym wirze desperackich prób przetrwania. I choć starałem się z całych sił, by choćby drasnąć któregoś z agresorów, nie narażając przy tym reszty drużyny jeszcze bardziej, nim zdążyłem to już zrobić, różnica w doświadczeniu skutecznie udowodniła, jak ogromna przepaść oddzielała nas od członków Akatsuki. Silne, sprawne pchnięcie wystarczyło, bym przeleciał kilka metrów, z głuchym trzaskiem uderzając o rosnące nieopodal drzewo. Z niesmakiem otarłem ściekającą po twarzy strużkę krwi. 
- Po cholerę się odzywałeś, idioto. - zganiłem samego siebie, w ostatniej chwili odskakując przed uderzeniem zabandażowanej broni 
Uniki stawały się męczące, a wywołane gwałtownym zderzeniem mroczki ograniczały widoczność. Zbyt słaby. Z nienawiścią wypisaną na twarzy odsunąłem się raz jeszcze, ze zdziwieniem zauważając, że niebieska bestia jakby rozpłynęła się w powietrzu. Zmarszczyłem brwi, czekając jeszcze chwilę, by upewnić się, że agresor nie wyskoczy nagle ze starannie dobranej kryjówki. Czyżby chcieli nas rozdzielić i powybijać pojedynczo? Nie, nawet w grupie nie stanowilibyśmy dla nich godnego przeciwnika. Czy bestia poświęciła mi tę krótką chwilę uwagi, by osobiście ukarać mnie za niewyparzony język? A może już po pierwszych minutach spotkania za cel obrali Kakashiego, a nasza obecność jedynie spowalniała ich działanie? Przekląłem pod nosem i pomimo przeszywającego plecy bólu pobiegłem przed siebie. Nie było czasu na kłótnie i egoistyczny pokaz siły. I choć sam nie wierzyłem w to, co zamierzałem zrobić, czułem, że współpraca u boku mistrza była obecnie jedynym, dzięki czemu mieliśmy jakiekolwiek szanse przeżycia.

[Ayame? Mitsuki? Tak, to idiota :v ]

Od Taogestu do Sory - Event

Wyszedłem z domu kolejny raz niemal godzinę przed zbiórką. Wizja kolejnej misji u boku moich przyjaciół napełniała mnie optymizmem. Nudziłem się wyjątkowo przez ostatnie kilka dni. W końcu jakaś rozrywka!
Nim udałem się na miejsce spotkania, odwiedziłem pobliski sklep, gdzie uzupełniłem zapas wody i kupiłem batonika "na później". Kolejno, wolnym krokiem, skierowałem się w stronę budynku, w którym znajdowało się biuro Hokage. Swoją drogą, od kilku dni atmosfera w wiosce jest dość napięta. Nieszczególnie jednak wiedziałem, o co w tym wszystkim chodzi. Miałem nadzieję, że dzisiejsze spotkanie z panią Tsunade przybliży nam sedno sprawy.
Usiadłem na ławce i resztę zaoszczędzonego czasu spędziłem na obserwowaniu nieba. Choć wszystko wydawało się najzwyklejsze, dziwne przeczucie nie pozwalało mi się uspokoić. Chwilę jeszcze pokręciłem się zniecierpliwiony, kiedy w końcu zjawiła się reszta mojej drużyny. Saeko i Sora również wydawali się dość podekscytowani wiadomością o nowej misji. Zamieniliśmy parę słów, w których podkreśliłem, jak niezwykłe zadanie będzie nas czekać, kiedy pojawiła się Kurenai. Po szybkim przywitaniu wspólnie udaliśmy się do pani Hokage.
- Saeko, Taogetsu, Sora… zbliżcie się do mnie. - Pani Tsunade wyglądała dzisiaj wyjątkowo przerażająco. Coś ją trapiło. - Przygotujcie się na niełatwą misję. Słyszeliście o ataku na shinobi blisko naszej wioski? Wszystko zostało doszczętnie zniszczone i wychodzi na to, że czegoś szukają. Mówi się o nich Akatsuki. Jedna osoba przeżyła, jednak była w tak tragicznym stanie, że chwilę po udzieleniu tych informacji, umarła.
Przygryzłem wargę, słuchając opowieści Hokage. Akatsuki? Ta szalona, mityczna organizacja? Ona naprawdę istnieje? Przełknąłem głośno ślinę. Nawet ja nie chciałbym się z nimi zmierzyć w walce.
Po krótkiej, nerwowej wymianie zdań Saeko z naszą mistrzynią, postanowiłem przejść do sedna sprawy. Siedzenie z założonymi rękoma nic nam nie da.
- Więc na czym polega nasza misja?
- Naszym zadaniem jest ich wytropić. Już szukają ich inne drużyny, ale im szybciej znajdziemy Akatsuki, tym mniejsze ryzyko, by zniszczyli naszą Wioskę. Musimy chronić mieszkańców, którzy już teraz żyją w strachu - wyjaśniła Tsunade, stukając palcami o blat stołu. Rzadko widziałem ją w takim stanie.
Umówiliśmy się na jutrzejszy poranek. Teraz naszym zadaniem było przygotowanie się do misji i wypoczęcie. Jeśli oni myślą, że naprawdę spędzę resztę dnia na odpoczynku, to się grubo mylą. Ledwo pożegnałem się z drużyną, momentalnie ruszyłem w stronę placu treningowego. Akatsuki to nie byle jaki przeciwnik.
***
Rankiem ostatni raz sprawdziłem, czy wszystko mam. Przeliczyłem zapas wszelkiej broni rzucanej, wyczyściłem trójząb i założyłem wygodne ubrania. Byłem gotów do walki.
Po drodze na miejsce zbiórki spotkałem swojego przyjaciela Kazuhiko. Młodszy shinobi jak zwykle starał się mnie zignorować, ale szybko się poddał, podejmując rozmowę ze mną. Chłopak, podobnie jak ja wczoraj, zmierzał na spotkanie z Hokage. Podzielił się ze mną obawami - według niego również coś było nie tak. Postanowiłem nie udzielać mu jednak szczegółów zagrożenia. Pani Tsunade wyjaśni to lepiej.
Pożegnaliśmy się dopiero przed biurem. Niedaleko też czekała już na mnie moje drużyna. Wszyscy wyglądali na dość zdenerwowanych. Próbowałem podnieść ich jakoś na duchu, ale wszelkie próby rozbawienia ich nie przynosiły efektu.
Ledwo znaleźliśmy się w pobliskim lesie, żeby przedyskutować plan działania, kiedy rozległ się huk. Ziemia zaś zadrżała pod moimi nogami.
- Co to, do cholery, było? - rzuciłem, patrząc w stronę wioski. Chwilę później spojrzałem na towarzyszy. Wszyscy wyglądali na dość przestraszonych. Sam czułem, jak moje serce szaleńczo bije. Czyżby było za późno?
- Wracajmy - zarządziła Kurenai, ruszając w stronę wioski. Bez słowa podążyliśmy za nią.
Wstrzymałem oddech, kiedy zobaczyłem, co stało się w wiosce. Część budynków została zburzona, mieszkańcy krzyczeli rozpaczliwie, a gdzieniegdzie kątem oka było możliwe dostrzec ludzi ubranych w charakterystyczne, ciemne płaszcze.
- Pomóżcie cywilom - rozkazała sensei, kierując się w stronę pierwszego zwalonego domu. Wraz z Sorą i Saeko dopadliśmy do rannych, udzielając im pierwszej pomocy. Przeklinałem w myślach Akatsuki. Zapowiadał się ciężki dzień.

Sora?

piątek, 20 marca 2020

Mitsuki do Hideyoshiego/Ayame - Event

Stałam oko w oko z jednym z największych zbrodniarzy tego okresu, Uchiha Itachim. Mężczyzna ten wybił cały mój i swój klan... Czyli moich znajomych, koleżanki, kolegów, dalszą rodzinę... Wszystkich, co do jednego. Pragnęłam go w tamtym momencie zabić, jednak byłam świadoma tego, że była za słaba. A jak do tego doszło? Wróćmy do początku...
Tego dnia nie było żadnych misji, więc postanowiliśmy z drużyną je spędzić na szlifowaniu naszych umiejętności. Ayame zgodziła się na ten pomysł, a Hide, jak to Hide, musiałyśmy go do tego przekonać. Kakashi w sumie też się zgodził, uznał to za dobry moment, aby sprawdzić nasz progres. Byliśmy umówieni na dziesiątą przy Pomniku Pamięci. Jednak nie wstałam na ostatnią chwilę, aby na styk, tylko o szóstej. Jakoś tego dnia nie umiałam sobie dłużej pospać... Coś mnie drażniło. Gdy zeszłam na śniadanie, Tsubaki wyglądał na zaniepokojonego. Oczywiście, moja matka, Yuki była spokojna i pogodna. Podczas śniadania blondyn wyjaśnił, że ma jakieś złe przeczucia co do tego dnia. Jego rodzicielka spojrzała się na niego z politowaniem, sugerując mu, że wstał lewą nogą. Mężczyzna jedynie wzruszył ramionami, zjadając w ciszy posiłek. Sama za wiele nie mówiłam podczas śniadania, nie miałam najlepszego humoru. Około dziewiątej opuściłam dom i poszłam w stronę umówionego miejsca. Szłam spokojnym i powolnym spacerkiem, rozglądając się dookoła. Aż w końcu dotarłam do Pomniku Pamięci. Niedługo potem przyszła Ayame. Porozmawiałyśmy ze sobą o wszystkim i o niczym. Na początku nie byłam przekonana czy na pewno uda mi się jakąś więź stworzyć z dziewczyną, a, okazało się, że była niezwykle kochaną osobą, której dosyć szybko zaufałam. Niedługo potem dołączył do nas Hideyoshi, który już nie był tak skory do ploteczek. Chociaż ostatnio się nieco zmienił, szczególnie po naszej średnio udanej misji, w której zostałam dosyć poważnie ranna. Najwyraźniej udało mi się go delikatnie przekonać do jakiś prób współpracy. Cieszyło mnie to, że próbował to jakoś zmienić. Zaś ja pokładałam wszelkie starania, aby akceptować jego indywidualizm i zaczęłam przymykać oko na jego samowolkę. Było już pół po dziesiątej, a wciąż Kakashiego nigdzie nie było. Na początku było to irytujące, jednak z czasem się do tego przyzwyczajałam. Fakt, czasami mnie to irytowało, że musieliśmy na niego czekać, szczególnie, że to własnie sam mentor nam godziny ustalał.Gdy w końcu się pojawił, spojrzałam na niego ze zrezygnowaniem, chociaż był progres. Spóźnił się o czterdzieści minut, a średnio przychodził spóźniony o godzinę. Jako rozgrzewkę walczyliśmy we trójkę przeciwko joninowi. Oczywiście, zamiast skupić się na nas, to wyjął sobie książkę do czytania. Dosyć szybko zorientowałam się, że właśnie czytał tę samą książkę, co skończyłam parę dni temu. Odchrząknęłam i posłałam delikatny uśmiech do mentora.
- A zdradzić senseiowi sekret? - powiedziałam, patrząc uważnie na reakcję Kakashiego.
- Jaki? - mówiąc to, nawet nie spojrzał w moją stronę.
- Jak się ta książka "Bijatyka flirtujących" zakończy - odpowiedziałam, chichocząc cicho pod nosem, celując kunaiem w stronę mężczyzny. Ayame spojrzała się na mnie pytająco, a Hide wyglądał na załamanego moją próbą rozproszenia jonina.
- A to nie jest przypadkiem książka dla pełnoletnich? I czy ty przypadkiem nie masz siedemnastu lat? - zapytał się dosyć rozbawiony białowłosy jonin. No tak... Zapomniałam, że ta seria książek była przeznaczona dla pełnoletnich. Zaśmiałam się nerwowo i delikatnie się zarumieniłam.
~ Znowu z siebie głupka zrobiłaś... Ergh ~ pomyślałam, próbując znowu zaatakować.
Nagle, niedaleko nas zjawił się jakiś inny jonin. Wyglądał na bardzo zmartwionego i zdyszanego. Zatrzymaliśmy nasz trening, gdy tylko się pojawił.
- Cześć Kakashi, słuchaj, weź geninów i sprawdźcie pobliskie lasy za dzielnicą, która kiedyś należała do klanu Uchiha - powiedział zdyszanym głosem.
- A co się stało? - zapytał się Kakashi, chowając książkę.
- Są jacyś intruzi w tamtych rejonach. Sprawdźcie kto to, jednak starajcie się nie angażować w walkę - odpowiedział mężczyzna. - Wracam na posterunek, liczę na was - pożegnał się z nami i od razu zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Gdy tylko usłyszałam, że mieliśmy się zbliżyć do miejsca, w którym kiedyś żyłam i w którym doszło do masakry, nie byłam uradowana tym faktem. Sensei najwyraźniej zauważył mój dyskomfort i zmartwienie.
- Dasz radę z nami pójść? - zapytał się, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Tak... Tak, dam radę - odpowiedziałam spokojnym, ale lekko drżącym głosem. Bez większego namysłu pobiegliśmy w stronę dzielnicy, w której kiedyś przebywali członkowie mojego klanu... Przez całą drogę milczałam. Gdy w końcu znaleźliśmy się w lesie, zaczęłam się rozglądać za intruzami. Uaktywniłam Sharingana, abym mogła lepiej dostrzec jakiś najmniejszy ruch w pobliżu. Znikąd, pojawiły się przed nami dwie postacie w długich czarnych płaszczach, przyozdobione w czerwone chmury. Jeden z nich, wyższy niósł coś podobnego do miecza, ale był owinięty w bandaże. Dziwny i niecodzienny widok. Ten niższy mężczyzna o ciemnych włosach uniósł wzrok, wpatrując się we mnie. Przeraziłam się widokiem jego oczu.
- Sharingan... - powiedział cichym i chłodnym głosem, patrząc mi prosto w oczy. Przełknęłam głośno ślinę i instynktownie się cofnęłam. Byłam przerażona. Przede mną stał sam Itachi, jeden z najzdolniejszych zbrodniarzy tej ery.
- Itachi... - cała się trzęsłam ze strachu. W tamtym momencie pragnęłam być silna zarówno fizycznie jak i psychicznie. A jednak... W przeciwieństwie do wielu moich współklanowiczów byłam słaba i niczego nie potrafiłam dobrze zrobić.
- Kojarzę cię - oznajmił obojętnym głosem. - W twojej rodzinie jedynie twój brat był zdolny jak na Uchihę. O ile się nie mylę, to w akademii nie szło ci najlepiej. Gdyby nie twój Sharingan bym nie pomyślał, że należymy do tego samego klanu - dodał. Jego głos był taki zimny. Znów się cofnęłam. Nie wiedziałam, co mnie bardzo bolało, fakt, że nie potrafiłam sprostać oczekiwaniom czy spotkanie mordercy moich znajomych i dalszej rodziny.
- Rozprawimy się z nimi? - zapytał się mężczyzna o niebieskiej skórze. - Szczególnie, że ona jest jakimś niedobitkiem - oznajmił, przyglądając mi się. Chciałam zaatakować, jednak strach sparaliżował moje ciało. Tak bardzo pragnęłam by w tamtym momencie przy mnie był Michio.
- Przepraszam... - wyszeptałam, zaciskając dłoń na rękojeści kyotesku shoge.

Hideyoshi? Ayame? 

Od Hideyoshi'ego CD Mitsuki

Motywujący monolog Mitsuki rozbrzmiewał mi w uszach, gdy próbowałem wziąć sobie do serca każde wypowiadane przez nią słowo. I choć ostatnie wydarzenia nieco otworzyły mi oczy, napełniając przekonaniem, że być może faktycznie powinienem porzucić wpojone za dziecka wartości, robiąc miejsce na nowe, przyjemniejsze dla wszystkich wokół, nie wiedziałem, czy byłem gotowy porzucić budowaną latami maskę obojętności, napędzaną skrytymi w sercu uprzedzeniami. Więzy są krzywdzące, a każdy z nich kończy się jedynie rozczarowaniem. Mimo wszystko nie przerywałem dziewczynie - chociaż w ten sposób mogłem okazać jej szacunek po tym wszystkim, przez co musiała przeze mnie przejść. Błyszczące w jej oczach iskry, gdy dzieliła się ze mną własnymi radami, wydawały mi się czymś zupełnie obcym i nieznanym. W głębi duszy zazdrościłem jej uporu i radości, jaką tryskała, pomimo tego, że siedziała ramię w ramię z osobą, przez którą niemal straciła życie. Chwilę sielanki szybko przerwało jednak pojawienie się osoby trzeciej, której widok sparaliżował mnie od środka. Kakashi był ostatnią osobą, która powinna była przyłapać nas na gorącym uczynku. Przekląłem pod nosem, szykując się na kolejną reprymendę i wymierzoną przezeń karę, jednak ta nie nadeszła.
- Jestem z was dumny, że próbujecie nawiązać jakieś więzi i próby współpracy. - Słowa mistrza ociekały wręcz absurdem, którego za nic nie potrafiłem zrozumieć.
Zmarszczyłem brwi, doszukując się drugiego dna w jego wypowiedzi, czekając na zwiastujące nasz koniec ale, jednak pomimo upływu czasu nie nadeszło. Mężczyzna pożegnał się ze mną skinieniem głowy, zabierając Uchihę z powrotem do szpitala. Skonsternowany wpatrywałem się w nich jeszcze przez dłuższą chwilę i dopiero w chwili, gdy ich rozmyte sylwetki zniknęły za zakrętem, ruszyłem w stronę domu. Stawiając ostrożnie każdy krok, raz jeszcze analizowałem wszystkie wypowiedziane przez Mitsuki słowa, wskazujące, jak ważna była dla niej współpraca z resztą drużyny - czy powinienem więc porzucić wszystko to, czym kierowałem się przez całe swe życie, podporządkowując się nowym ideom? Czy pomimo parszywego charakteru byłem zdolny do takiego poświęcenia? Pytania wisiały w powietrzu, gdy zrezygnowany przekroczyłem próg mieszkania. Zdjąwszy płaszcz, bez słowa skierowałem się do swojego pokoju, jednak zamiast spowitego mrokiem korytarza, natrafiłem na rażącą zielenią sylwetkę. 
- Dawno się nie widzieliśmy. - Jego głos momentalnie podrażnił wszystkie moje nerwy, napełniając nienawiścią większą, niż bym tego chciał.
Od niechcenia zadarłem głowę ku górze, łapiąc kontakt wzrokowy z wyższym o głowę białowłosym. Ryouta wpatrywał się we mnie z wyższością, sprawiając, że czułem coraz większą potrzebę odwrócenia się na pięcie i wyjścia z domu. Odkąd starszy Sarutobi został Jōninen, rzadko powracał do rodzinnego domu, poświęcając swe życie wyczerpującym misjom - nie narzekałem na taki obrót spraw, rozkoszując się każdą chwilą samotności, jaka się napatoczyła. Obecność któregokolwiek z braci wiązała się z koniecznością wysłuchiwania o ich osiągnięciach, z którymi według rodziców nie miałem szans się mierzyć. 
Prychnąłem z irytacją, próbując wyminąć mężczyznę, jednak zaciśnięta na moim ramieniu dłoń skutecznie sprawiła, że nie poruszyłem się nawet o centymetr.
- Słyszałem, że zawaliłeś misje. - Ryouta wydawał się bawić doskonale. - Żałosne.
- Wypełniłem cel. - warknąłem, wyrywając się z uścisku - To, że ktoś został ranny, to zupełnie inna sprawa. Nie masz własnych problemów?
Białowłosy nie zaprzestał jednak swych pełnych jadu docinek. Z wściekłością wypisaną na twarzy starałem się więc ignorować jego obecność, czym prędzej zatrzaskując drzwi pokoju. Jeszcze zobaczymy, kto jest żałosny. Targany wyjątkowo ogromnym ładunkiem emocjonalnym miałem spore problemy z zaśnięciem, lecz w końcu, wyczerpany trudami minionego dnia, padłem z wyczerpania.
***
Wpadłem do szpitala niczym burza, czując ogromny przypływ determinacji. Jeśli dzięki wskazówkom Mitsuki zdołam stać się silniejszym, udowadniając wszystkim wokół swą prawdziwą wartość, nie zamierzałem wahać się już ani chwilę dłużej. Zrobię wszystko, byle stać się silniejszym. Otworzyłem gwałtownie drzwi skąpanego w ciemności pokoju, niemal natychmiastowo kierując się ku przydługim, grubym zasłonom. Odsłoniłem je jednym, sprawnym ruchem, słysząc za swymi plecami stłumione syknięcie. Obudzona mimowolnie Mitsuki powoli rozwarła powieki, próbując złapać kontakt z otaczającą ją rzeczywistością. Nie odezwałem się ani słowem, siadając nieopodal, czekając cierpliwie, aż dziewczyna dojdzie do siebie.
- K-Kakashi-sensei? Kakashi? - Głos Uchihy był cichy, niemal niesłyszalny.
Zmarszczyłem brwi, nie do końca rozumiejąc, o co chodziło zaspanej dziewczynie. Odrzuciłem wyciągniętą ku mnie dłoń, ze zdziwieniem obserwując wymalowane na jej twarzy, zmieniające się nieustannie emocje. Z zaskoczenia przeszła w zawstydzenie, by ostatecznie ukryć twarz pod kołdrą, mrucząc niewyraźne przeprosiny. Przekrzywiłem głowę, czując się jeszcze bardziej zagubiony, niż kiedykolwiek wcześniej. Czy tak właśnie wyglądały kontakty z ludźmi? Po chwili, gdy dotarła do mnie możliwa solucja dziwnego zachowania czarnowłosej, zaniosłem się śmiechem, wykrzywiając usta w niespodziewanym, z lekka złośliwym uśmiechu. 
- Nie wiedziałem, że przeszliśmy już na ten poziom relacji. -  zakpiłem, usadawiając się wygodniej na szpitalnym krześle - Nie rozpędzaj się, Mitsuki. Mamy czas. Nie sądziłem, że aż tak ci zależy.
W odpowiedzi usłyszałem jedynie szereg stłumionych, bliżej niezrozumiałych słów. Skryta pod kołdrą kunoichi okryła się nią jeszcze szczelniej, niewątpliwie zawstydzona takim obrotem spraw. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej, czując, jak mięśnie mimiczne twarzy zaczynają boleć od niespodziewanego wysiłku - nie pamiętałem, kiedy ostatnio okazałem jakiekolwiek szczere emocje. Nie żałowałem jednak - jeśli w ten sposób zbliżę się do zapewniającej siłę współpracy, którą tak zachwalała zarówno Uchiha, jak i dowodzący nami Kakashi, gotów byłem na poświęcenie. Nie miałem jednak pojęcia, od czego powinienem zacząć, wciąż czując się z lekka zagubionym w relacjach z drugą osobą. Westchnąłem więc ciężko, stukając palcami o znajdujący się obok stolik nocny.
- No już, możesz wyjść. - rzuciłem obojętnie - Przecież cię nie zjem. 
Chwilę zajęło, nim dziewczyna wynurzyła się z kryjówki, zaszczycając mnie swą zaczerwienioną ze wstydu twarzą i przeszywającym spojrzeniem. Wzruszyłem jedynie ramionami, powracając do swej codziennej, obojętnej powłoki.
- Myślałem sporo nad tym, co powiedziałaś mi wczoraj. - zacząłem ostrożnie - Jeśli dzięki współpracy staniemy się silniejsi, zaryzykuję. - W głowie wciąż rozbrzmiewała wczorajsza kłótnia z bratem, napełniając mnie przytłaczającym wręcz uczuciem furii. - Jak tylko wyjdziesz ze szpitala, chciałbym z tobą potrenować. Może dzięki temu lepiej się zgramy. Kakashi prędzej czy później i tak kazałby nam to zrobić, żebyś nie wyszła z formy. - Wstałem z krzesła, tłumiąc parsknięcie na wspomnienie zaistniałego kilka minut temu incydentu. - A teraz, jako twój sensei powinienem zadbać o twoje samopoczucie. Potrzebujesz czego? - Posłałem jej widmo uśmiechu.
Dziewczyna znów się zaczerwieniła, rzucając w moją stronę leżącą niedaleko poduszką. Złapałem ciśnięty ku mnie przedmiot, podśmiechując się pod nosem.
- To twoje słowa. - Wzruszyłem ramionami. - Obiecałem, że postaram się współpracować. Nikt nie wspomniał o byciu miłym. - Rzuciłem trzymaną poduszkę w nogi jej łóżka. - To jak? Potrzebujesz czegoś?

[Mitsuki? :v ]

Od Sory do Taogetsu

Z uwagą przysłuchiwałem się rozmowie Kurenai z młodszą kunoichi, próbując poskładać rozsypane wciąż kawałki układanki. Dziewczyna była spostrzegawcza i niewątpliwie inteligentna - w głębi duszy cieszyłem się, że większość skleconych przeze mnie w głowie scenariuszy pokrywało się z jej własnymi obserwacjami. Gdzieś z tyłu głowy rozbrzmiewało jednak przekonanie, że skoro oboje wpadliśmy na podobny trop, sytuacja mogła okazać się znacznie bardziej skomplikowana, niż z początku zakładaliśmy. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowaliśmy na swojej pierwszej misji, było starcie z shinobi potrafiącymi niezauważenie zniszczyć całą wioskę. Nadąłem policzki, pogrążając się w myślach, próbując porównać zaistniałą sytuację do jakiejkolwiek misji, o której czytałem wcześniej. Możliwe scenariusze przelatywały mi przed oczami, przepełniając umysł niekoniecznie pozytywnymi rozwiązaniami. Wewnętrzne przemyślenia pochłonęły mą uwagę do tego stopnia, że gdyby nie gromiące spojrzenie Saeko, która ni stąd, ni zowąd zmaterializowała się tuż pod moim nosem, zupełnie straciłbym kontakt z rzeczywistością. 
- Idziesz? - rzuciła lekko zirytowana, spoglądając wymownie w stronę szczątek zawalonej konstrukcji
Zmarszczyłem brwi, z początku nie rozumiejąc, co nagle strzeliło jej do głowy, lecz kilka sekund później uśmiechnąłem się nerwowo, zdając sobie sprawę, że przez chwilowe rozkojarzenie najprawdopodobniej nie usłyszałem wydanego przez Kurenai polecenia. Skinąłem więc głową, starając się ratować własną reputację w oczach towarzyszki. Ta nie odezwała się już ani słowem, ruszając przed siebie. Westchnąwszy ciężko, bez zbędnych przeciągań, podążyłem za nią, nie przerywając jednak nieustannych oględzin - każdy, nawet najdrobniejszy szczegół może okazać się kluczowy do rozwikłania zagadki, a ja z całego serca pragnąłem udowodnić wszystkim wokół, że jestem wart znacznie więcej, niż splamione klanowe nazwisko.
***
Ogrom zniszczeń okazał się wręcz przytłaczający - wczorajsze starania, wzniesione w pocie czoła konstrukcje runęły niczym domek z kart, przygniatając swym ciężarem resztki pozostałej mieszkańcom nadziei. Ludzie w różnym wieku klękali wokół skrawków drewna i kamienia, zalewając się łzami lub przeklinając nieprzychylne warunki atmosferyczne. Załamaliby się najpewniej jeszcze bardziej, gdyby niepotwierdzone jeszcze knowania o udziale osób z zewnątrz okazały się prawdziwe. Obserwując społeczną tragedię z tak bliska, poczułem, jak serce zamiera mi w piersi - i choć życie nauczyło mnie, że shinobi zdolni są do najbardziej plugawych czynów, wciąż nie potrafiłem zaakceptować faktu, z jaką łatwością przychodziło im niszczenie cudzego życia w imię własnych ideałów. Z widmem pocieszającego uśmiechu próbowałem odciągnąć mieszkańców od ruin budowli, obawiając się, że w porywach rozpaczy nieumyślnie zniszczą ewentualne wskazówki, narażając się tym samym na kolejny atak agresorów. I choć zapewnienia, że nasza drużyna przybyła im z pomocą, dokładając wszelkich starań, by nie dopuścić do dalszych zniszczeń, mieszkańcy zdawali się mnie ignorować. Westchnąłem ciężko, zaprzestając w końcu prób uspokojenia zebranych wokół osób - wysłano nas tutaj w konkretnym celu, nie mogę zmarnować danej mi okazji na bezowocne, pełne desperacji próby uszczęśliwienia wszystkich wokół. Odwróciłem się więc na pięcie, dołączając do działającej już Saeko. Przeczesaliśmy wskazany teren, przyglądając się każdej belce, nie omijając żadnego z dziurawych skrawków materiału, trzepoczących na wietrze. Nic nie wskazywało jednak na ingerencje osób z zewnątrz - ktokolwiek stał za tym wszystkim, dołożył wszelkich starań, by uniknąć wykrycia. Brnęliśmy więc dalej, analizując coraz większe połacie terenu, dyskutując na temat niepotwierdzonych jeszcze hipotez. I właśnie wtedy, gdy zamierzaliśmy zawrócić, zdając Kurenai wyjątkowo okrojony raport złożony głównie z drobnych, mało znaczących dowodów, naszą uwagę przykuł ten sam, osobliwie wyglądający element. Spojrzeliśmy na siebie z Saeko, niemal natychmiastowo przeskakując bliżej obiektu zainteresowania. Fragmenty zrujnowanego budynku leżały wśród kurzu i wypalonej trawy, strasząc apokaliptyczną wręcz obrzydliwością. 
- Nie wydaje ci się, że są ułożone trochę zbyt regularnie? - Pytanie retoryczne zawisło w powietrzu, gdy kunoichi przykucnęła, przeskakując spojrzeniem pomiędzy każdym kamieniem z osobna. - Domy nie zawalają się w taki sposób.
Mruknąłem potwierdzająco, krążąc pomiędzy osobliwym labiryntem, próbując zrozumieć skomplikowany wzór. Nie miałem żadnych wątpliwości, że ukryto w nim kluczową wiadomość, która przybliży nas do celu. Obszedłem teren dwukrotnie, i właśnie wtedy, gdy miałem rozpocząć kolejny obchód, wizja uderzyła we mnie niczym grom z jasnego nieba. Czy to może być to? Czując nagły przypływ energii, podbiegłem do Saeko, wyrywając ją ze stanu skupienia. Jeśli nie miałem racji, kobieta najprawdopodobniej zabije mnie za przerwanie jej pracy.
- Twoim żywiołem jest woda, prawda? Potrzebuję twojej pomocy. - rzuciłem w pospiechu
Dziewczyna uniosła brew w pytającym geście. W skrócie wytłumaczyłem jej więc mój plan i już chwilę później stworzony przez nią strumień wody zamarzł, wynosząc mnie ponad ruiny budynków. Przymarzłem do lodowatej konstrukcji, chroniąc się w ten sposób przed upadkiem, by zaledwie chwilę później omieść wzrokiem obserwowany przez nas obiekt. Bingo. Porozrzucane wokół kamienne skrawki rzeczywiście ułożono zbyt regularnie, by uznać to za przypadek - labirynt zniszczeń okazał się w istocie niezgrabnie spisaną wiadomością. Oszustwo. Wskazówka nie miała większego sensu, kiedy spoglądało się na nią bez większej wiedzy. Zasiała jednak ziarna niepewności, otwierając dziesiątki możliwości - czyżby była to informacja zostawiona przez oprawców? Czy może fałszywy dowód, mający odciągnąć nad od faktycznego źródła problemu? Czy którykolwiek z mieszkańców zrozumie znaczenie pojedynczego wyrazu spisanego wśród brudu i pyłu? Słowo dźwięczało mi w głowie jeszcze przez chwilę, gdy ostrożnie schodziłem w dół, by opowiedzieć towarzyszce o nagłym odkryciu. Podzieliłem się z Saeko własnymi przekonaniami, by kilka minut później, ulegając jej prośbom, wynieść ją w górę, by mogła własnoręcznie przeanalizować niecodzienne zjawisko. Gdy ponownie stanęła u mego boku, zdecydowaliśmy, że najwyższy czas zdać raport naszej mistrzyni. Być może ona, jako bardziej doświadczona kunoichi, rzuci światło na nieodkryte przez nas fragmenty układanki. Ruszyliśmy więc ku miejscu, gdzie rozstaliśmy się z resztą drużyny, natychmiastowo opowiadając o wszystkim, co udało nam się odnaleźć.

[Taogetsu?]
Template by