- O czym tak myślisz mała? – zapytał się, po czym rozczochrał mi włosy.
- Nic takiego – odpowiedziałam, delikatnie poprawiając fryzurę. Spojrzałam się w lustro i zaczęłam się zastanawiać, czy malować się czy nie na taką uroczystość. Odwróciłam się do brata, trzymając w ręce czerwoną szminkę.
- Jedynie szminka, nic więcej – powiedział, delikatnie przejeżdżając zewnętrzną częścią dłoni po moim policzku. Chłopak wiedział, jak zabajerować kobietę, nie tylko słowami, ale też czynami. Taki dotyk potrafił rozbudzić u niektórych przedstawicielek płci pięknej, wiele emocji, od czułości po pożądanie. Delikatnie przechyliłam głowę, aby dać mu znak, aby zabrał swoją rękę. Spojrzałam się w lustro i przez chwilę się zastanawiałam, w co się ubrać.
- Czarne spodenki i czerwona koszulka z dekoltem? – zapytałam się Tsubaki’ego, wyjmując z szafy wymienione części garderoby.
- I czarne podkolanówki, panowie będą się za tobą oglądać, a bieliznę załóż czerwoną, dobrze w niej wyglądasz – zażartował, po czym rzucił w moją stronę jedną parą. Spojrzałam na niego z niedowierzeniem, trzymając podkolanówki w jednej ręce. Przez chwilę miałam dziwne uczucie, że czasami mnie podglądał, ale cóż, nigdy nic nie wiadomo. Zaczęłam się przebierać. Oczywiście, podczas tego wyjątkowo skomplikowanego procesu, wiele razy zmieniałam koncepcję swojego ubioru, raz na spódniczkę, a potem na niebieską koszulkę, etc etc. Aż w końcu zdecydowałam się na to, co wcześniej ustaliłam. Ubrana poszłam do pokoju brata, który od godziny leżał na łóżku i czytał książkę. Odruchowo spojrzałam na zegar. Zbliżała wielkimi krokami 19, więc niedługo jego koledzy przychodzili do nas.
- Zbieramy się, co nie? – zapytałam się, stając w drzwiach. On jedynie pokiwał głową i leniwie, jak jakiś kot po godzinnej drzemce, podniósł się, patrząc na mnie zmęczonymi oczami. Nic nie mówił, tylko opuścił pokój. Pożegnaliśmy się z mamą, a później staliśmy przed domem, czekając na jego pięciu dobrych kumpli. W sumie, każdego znałam i to nawet dosyć dobrze. W skrócie, najwyższy z nich miał na imię Shin, brunet o zielonych oczach Tomoe oraz jest jeszcze jego starszy brat o podobnej urodzie, ale z delikatnym zarostem, Tsume. Było jeszcze dwóch. Jeden z nich miał białe włosy i nazywał się Yuki, a ostatni, najmłodszy, bo w sumie w moim wieku, Haru. On mało co mówi, jest nieśmiały i w ekipie często jest tym, co siedział na boku i nie podrywał żadnych dziewczyn. Ale najbardziej właśnie go lubiłam, ponieważ nie słyszałam od niego za każdym razem jakiś sprośnych żartów. Gdy opuściliśmy nasz dom, cała piątka stała przed naszym domem. Przywitaliśmy się, jak nie poprzez przytulenie, to buziakiem w policzek. Poszliśmy całą ekipą w stronę festiwalu. W sumie chłopacy od razu ustalili, że idą do baru chlać po ciężkiej pracy w szpitalu. Ja jedynie pokręciłam głową, gdy weszli do budynku. Od razu gdy weszłam, zauważyłam niedaleko Kakashi’ego z Asumą oraz z Iruką… Było jeszcze bardzo joninów, których za dobrze nie znałam. Spojrzałam na brata morderczym wzrokiem, a on puścił w moją stronę oczko. On to wszystko zaplanował… Wiedział, że oni tam będą. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważy, ale się myliłam. Nasz wzrok się spotkał. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dobry wieczór sensei – powiedziałam, przechodząc obok niego.
- Hej, co ty tu robisz? – spojrzał się na mnie lekko zaskoczony moją obecnością.
- Brat mnie przyprowadził – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Poczułam na sobie wzrok jednego z znajomych Kakashi’ego. Patrzył się na mnie, a łokciem trącił swojego kolegę, szeptając mu coś.
- Tylko nie pij za dużo – oznajmił, delikatnie się uśmiechając. W sumie nie byłam pewna czy to był uśmiech czy nie, w końcu miał na sobie maskę. Poszłam do swojej ekipy, która na mnie już czekała. Usiedliśmy przy barze. Oczywiście koledzy zagadywali barmana i co jakiś czas namawiając mnie na delikatny flirt z nieznajomym. Chcieli najwyraźniej darmowe drinki, ale nie było tak łatwo. Niechętnie to robiłam, szczególnie, gdy za mną siedział mój mentor. Gdy już chłopaki trochę wypili, zaczęły się głośne śmiechy, (nie)śmieszne żarty i podrywy. Czułam się nieco zażenowana sytuacją, ale cały mój humor poprawiała obecność Kakashi’ego. Przyglądałam mu się z rumieńcami na policzkach. Po prostu nie umiałam oderwać od niego wzroku. Tak pragnęłam poznać jego prawdziwą twarz… Gdy tak wpatrywałam się na niego, jak szczeniak na ulubiony smakołyk, z dworu rozległ się krzyk. Zerwałam się z miejsca, podbiegając do wyjścia. Na ziemi siedziała kobieta, wyciągająca rękę w stronę uciekającego mężczyzny. Zaklinała go od najgorszych możliwych określeń na faceta. Za mną od razu pojawił się Kakashi, Iruka i Tsubaki.
- Iruka, zostań z tą panią, my pójdziemy za tym chujem – powiedział stanowczo blondyn, po czym od razu rzucił się w tłum za złodziejaszkiem. W momencie, gdy chciałam rzucić się w pogoń, przed sobą ujrzałam dłoń mojego mentora. Spojrzałam na niego pytająco.
- Ty zostajesz – rozkazał. Przewróciłam oczami i nie słuchając go pobiegłam za Tsubakim. Może przez minutę był za mną, ale szybko wyrównał, a nawet przegonił. Podobnie zrobił z moim bratem. Cóż, to jest ta różnica między geninem czy chuninem a tak doskonałym joninem. Co prawda złodziej też nie był najgorszy, ponieważ zdążył uciec, jak najdalej od tłumu, czyli puste ulice dalszych dzielnic. Kierował się w stronę dzielnicy, w której kiedyś mieszkałam, getta dla członków klanu Uchiha. Wróciły do mnie wspomnienia, zarówno te miłe i te mniej. Zamyśliłam się, nawet nie orientując się, że mężczyźni dorwali tego złodzieja. W ostatnim momencie się zatrzymałam, unikając zderzenia z bratem, który stał przede mną, trzymając skradzioną torebkę.
- Zwolnij młoda – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. – Idę oddać tej biednej kobiecie torbę, mam nadzieję, że sobie poradzicie beze mnie – zachichotał się i posłał mi oczko, a potem po prostu rozpłynął się w powietrzu. Spojrzałam na sensei’a, który jedną ręką trzymał wiercącego się złodzieja, jednak ręce miał już związane.
- Skoro już tu jesteś, to idziemy delikwenta zaprowadzić na policję – oznajmił spokojnym głosem białowłosy.
- Dobrze i przepraszam, że nie posłuchałam się ciebie sensei – odpowiedział, spuszczając wzrok. Nieznajomy ciągle coś mówił i zaklinał mojego mentora. Spojrzałam na niego, nieświadomie aktywując Sharingan’a. W mojej głowie za wiele wspomnień i emocji się pojawiło, a ten drący się idiota wcale mi nie pomagał. Wzięłam głęboki wdech, po czym podeszłam do niego.
- Jak będziesz grzeczniutki, to uproszę policję, aby dać ci mniejszą karę – powiedziałam słodkim głosikiem, patrząc mu głęboko w oczy. Zamiast szczęścia, ujrzałam w nich strach. Przestraszył się, nie mnie, ale mojego kekkei genkai. Najwyraźniej nie miał najlepszych wspomnień z członkami klanu Uchiha. Biedak jedynie pokiwał głową i grzecznie za nami szedł. Przez całą drogę milczeliśmy. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Oszczędzono cię w tej rzezi – powiedział nieznajomy.
- Miałam szczęście – odpowiedziałam, cicho wzdychając.
- Chociaż i lepiej, wy Uchiha zawsze mieliście lepiej jeśli chodzi o zostanie genialnym shinobi, a najbardziej mnie wkurzał fakt, że patrzyliście na innych z góry – dodał. W jego głosie słyszałam tyle tej nienawiści… Nie odpowiedziałam, tylko spokojnie szłam przed nim. Gdy dotarliśmy na komisariat, zostawiliśmy delikwenta w rękach policji. Gdy opuściliśmy budynek, spojrzałam się za siebie. Myślałam o słowach tego złodziejaszka.
- Wszystko w porządku? – zapytał się Jonin w drodze powrotnej. Szliśmy skrótem, przez co znaleźliśmy się przez chwilę na delikatnym wzniesieniu. Stanęłam, patrząc smutnymi oczami na mentora.
- Szczerze? Nie za bardzo… Z jednej strony nie za bardzo identyfikuję się jako Uchiha, ale z drugiej… Jestem dumna z swojego pochodzenia, a takie słowa i zachowania, jednak mnie w jakiś sposób ranią – odpowiedziałam, poprawiając swoją grzywkę, która delikatnie zasłoniła moje oko. Podniosłam wzrok, patrząc się na przyjazną twarz Kakashi’ego. – Dziękuję za troskę sensei – dodałam, uśmiechając się delikatnie, starając się zamaskować smutek i zakłopotanie. Nagle usłyszałam głośny huk, a obok nas coś eksplodowało. Odwróciłam się. Ujrzałam sztuczne ognie na niebie, wystrzelone w niebo, a po sekundzie otwierające się, jak kwiat. A jednak scena z książek się w pewnym sensie spełniła, stałam w samotności na jakimś wzniesieniu z mężczyzną, w którym byłam zakochana. Co prawda bez wzajemności i wszelkich innych czynników, ale tyle wystarczyło, aby poprawić mój zniszczony humor.
Kakashi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz