niedziela, 6 października 2019

Od Hideyoshiego

Deszcz dzwonił o szyby, wprawiając mnie w prawdziwie dekadencki nastrój. Przysiadłem więc na parapecie, spoglądając na spływające powoli krople, oświetlane szarym, sennym blaskiem. W dni takie jak ten, gdy pogoda nie dopisywała, czułem się całkowicie wyprany z chęci. Nie mogłem trenować, włóczyć się bezcelowo, drażniąc mieszkańców wioski - trwałem więc w letargu, przerywanym jedynie powtarzalnym odgłosem shurikenów uderzających o ścianę pokoju. Sytuacji nie poprawiało przeświadczenie o wymierzonej przez Hokage karze po tym, jak podczas ostatniej z misji niemal doszczętnie spaliłem otaczające Konohę połacie lasu. Westchnąłem ciężko i z ogromną niechęcią zeskoczyłem z parapetu, kierując ku wyjściu. W obliczu rozkazów z góry okazywałem się prawdziwym fatalistą - i choć Jonini stanowili przeszkodę łatwą do obalenia, nawet ja nie odważyłbym się przeciwstawić Tsunade.
~*~
Tydzień sprzątania w Akademii i pobliskich budynkach publicznego użytku nie brzmiał jak idealny plan na spędzenie wolnego czasu, lecz po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że mogłem skończyć znacznie gorzej. Przekonanie zniknęło jednak wraz z chwilą, gdy przemoczony do suchej nitki przekroczyłem próg mego pierwszego przystanku. Woda lała się ze mnie litrami, plamiąc czystą dotychczas podłogę. Przekląłem pod nosem, orientując się, że ta cholerna anomalia pogodowa znacząco wydłuży moje godziny pracy. Sytuacji nie poprawiły widoczne wszędzie ślady błota, pozostawione przez bezmyślną bandę studentów, nieumiejących choćby zadbać o czystość własnych butów. Z pełnego pesymizmu zamyślenia wyrwał mnie głos Iruki - niezmiennie radosnego, pełnego sympatii względem innych shinobi.
- Ach, Hide bałem się, że nie przyjdziesz! - zawołał, przekazując mi godne genina insygnia w postaci mopa i wiadra pełnego wody - Przez tę ulewę będziesz miał sporo pracy. Ale uszy do góry, na pewno nie będzie tak źle!
Lubiłem Irukę i nie zamierzałem zrzucać mu na barki własnego zgorzknienia, dlatego najzwyczajniej przytaknąłem, przechwytując swe narzędzia pracy, w głębi duszy licząc, że gdy zostanę sam, bez cienia wyrzutów sumienia wypuszczę z ust wiązankę przekleństw na tyle parszywych, by zdegustować ewentualnych słuchaczy. Starszy shinobi przekazał mi jeszcze kilka instrukcji i z uśmiechem na ustach powrócił do swych wcześniejszych obowiązków. Nie mając większego wyboru, sam zająłem się powierzonym zadaniem.
~*~
Ostatnie kilka godzin ciągnęło się niemiłosiernie, przyprawiając mnie o ból pleców i pobudzając nieodkryty dotychczas pedantyzm. Akademia, administracja, magazyn - odwiedzane naprzemienne budynki zaczęły zlewać się w jedno, a szalejąca na dworze wichura nie poprawiała i tak paskudnej sytuacji. W końcu, gdy korytarze lśniły czystością, a na półkach nie leżał choćby gram kurzu, odetchnąłem z ulgą, rzucając insygnia sprzątacza w kąt, sprężystym krokiem zmierzając ku wyjściu. Wtem do mych uszu dotarł huk na tyle donośny, że niemal wstrząsnął całym budynkiem.
- Co u licha? - mruknąłem, rozglądając się wokół w poszukiwaniu źródła hałasu 
Zauważyłem je dopiero przy drzwiach, a jego obecność wyrwała z mych ust kolejną falę przekleństw. Anomalia pogodowa całkowicie odgrodziła mi jedyną drogę wyjścia, uniemożliwiając powrót do domu. I pomimo upartych prób wydostana się z budynku na wszelkie znane mi sposoby, wszystkie zawiodły. Westchnąłem ciężko, dochodząc do wniosku, że najpewniej spędzę tu całą noc. Usiadłem więc na jednym ze schodków, bawiąc się ukrytymi przy pasie kunaiami, gdy spostrzegłem czyjąś sylwetkę na drugim końcu korytarza. Wytężyłem zmysły, napinając wszystkie możliwe mięśnie. Nie miałem pojęcia, kogo się spodziewać, a z całą pewnością nie zamierzałem wykluczać możliwości ewentualnego agresora. Siedziałem więc w bezruchu, gotów do obrony, mierząc nieznajomego zaciekawionym spojrzeniem.

[Ktoś chętny na przymusowe spędzenie z Hide kilku godzin? :v ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Template by