niedziela, 15 września 2019

Od Mitsuki do Kakashi'ego

Od paru dni w wiosce Konoha było głośno o nadchodzącym festiwalu, poświęconym naszemu Hokage, Tsunade-sama. Były jej to urodziny. Oczywiście, nikt otwarcie nie mówił, ile skończy w tym roku, chyba każdy lubił głowę na odpowiednim miejscu. Od jakiegoś czasu Tsubaki mnie męczył o wspólne wyjście na miasto tego dnia. Ciągle powtarzał, że najprawdopodobniej spotkam wtedy Kakashi’ego, który będzie z kumplami imprezował. Cóż, niekoniecznie chciałam wtedy się z nim spotkać, szczególnie, że miałam w planach trochę się napić. A spotkanie z moim mentorem w takich okolicznościach może być niezręczne. Oboje bylibyśmy wstawieni, bałam się, że za dużo bym wtedy powiedziała. Cały ten festiwal miał się odbyć za dwa dni. My, shinobi zostaliśmy poproszeni o pomoc przy organizacji, ponieważ było trzeba coś nosić i tym podobne. Mieli już niestety drobne opóźnienie, więc każda para rąk do pracy się niezwykle przydawała. Co jakiś czas mijałam się z Kakashi’m podczas pomocy. Witałam się z nim jedynie, nie zaczynałam żadnych rozmów. Aż w końcu nadszedł ten długo wyczekiwany dzień festiwalu. Tego dnia nie mieliśmy żadnych treningów, tylko wszyscy przygotowywali się do zabawy. Słyszałam, że nocą mają być fajerwerki. Przez chwilę przypomniały się wszelkie sceny z książek, gdy para stała gdzieś na wzgórzu i oglądała takie pokazy w samotności, trzymając się za ręce. Wtedy przed moimi oczami pojawił się mój mentor. Z tego zakłopotania wyrwał mnie głos Tsubaki’ego, który wyskoczył z nikąd, obejmując mnie. 
- O czym tak myślisz mała? – zapytał się, po czym rozczochrał mi włosy. 
- Nic takiego – odpowiedziałam, delikatnie poprawiając fryzurę. Spojrzałam się w lustro i zaczęłam się zastanawiać, czy malować się czy nie na taką uroczystość. Odwróciłam się do brata, trzymając w ręce czerwoną szminkę. 
- Jedynie szminka, nic więcej – powiedział, delikatnie przejeżdżając zewnętrzną częścią dłoni po moim policzku. Chłopak wiedział, jak zabajerować kobietę, nie tylko słowami, ale też czynami. Taki dotyk potrafił rozbudzić u niektórych przedstawicielek płci pięknej, wiele emocji, od czułości po pożądanie. Delikatnie przechyliłam głowę, aby dać mu znak, aby zabrał swoją rękę. Spojrzałam się w lustro i przez chwilę się zastanawiałam, w co się ubrać.
- Czarne spodenki i czerwona koszulka z dekoltem? – zapytałam się Tsubaki’ego, wyjmując z szafy wymienione części garderoby.
- I czarne podkolanówki, panowie będą się za tobą oglądać, a bieliznę załóż czerwoną, dobrze w niej wyglądasz – zażartował, po czym rzucił w moją stronę jedną parą. Spojrzałam na niego z niedowierzeniem, trzymając podkolanówki w jednej ręce. Przez chwilę miałam dziwne uczucie, że czasami mnie podglądał, ale cóż, nigdy nic nie wiadomo. Zaczęłam się przebierać. Oczywiście, podczas tego wyjątkowo skomplikowanego procesu, wiele razy zmieniałam koncepcję swojego ubioru, raz na spódniczkę, a potem na niebieską koszulkę, etc etc. Aż w końcu zdecydowałam się na to, co wcześniej ustaliłam. Ubrana poszłam do pokoju brata, który od godziny leżał na łóżku i czytał książkę. Odruchowo spojrzałam na zegar. Zbliżała wielkimi krokami 19, więc niedługo jego koledzy przychodzili do nas. 
- Zbieramy się, co nie? – zapytałam się, stając w drzwiach. On jedynie pokiwał głową i leniwie, jak jakiś kot po godzinnej drzemce, podniósł się, patrząc na mnie zmęczonymi oczami. Nic nie mówił, tylko opuścił pokój. Pożegnaliśmy się z mamą, a później staliśmy przed domem, czekając na jego pięciu dobrych kumpli. W sumie, każdego znałam i to nawet dosyć dobrze. W skrócie, najwyższy z nich miał na imię Shin, brunet o zielonych oczach Tomoe oraz jest jeszcze jego starszy brat o podobnej urodzie, ale z delikatnym zarostem, Tsume. Było jeszcze dwóch. Jeden z nich miał białe włosy i nazywał się Yuki, a ostatni, najmłodszy, bo w sumie w moim wieku, Haru. On mało co mówi, jest nieśmiały i w ekipie często jest tym, co siedział na boku i nie podrywał żadnych dziewczyn. Ale najbardziej właśnie go lubiłam, ponieważ nie słyszałam od niego za każdym razem jakiś sprośnych żartów. Gdy opuściliśmy nasz dom, cała piątka stała przed naszym domem. Przywitaliśmy się, jak nie poprzez przytulenie, to buziakiem w policzek. Poszliśmy całą ekipą w stronę festiwalu. W sumie chłopacy od razu ustalili, że idą do baru chlać po ciężkiej pracy w szpitalu. Ja jedynie pokręciłam głową, gdy weszli do budynku. Od razu gdy weszłam, zauważyłam niedaleko Kakashi’ego z Asumą oraz z Iruką… Było jeszcze bardzo joninów, których za dobrze nie znałam. Spojrzałam na brata morderczym wzrokiem, a on puścił w moją stronę oczko. On to wszystko zaplanował… Wiedział, że oni tam będą. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważy, ale się myliłam. Nasz wzrok się spotkał. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dobry wieczór sensei – powiedziałam, przechodząc obok niego. 
- Hej, co ty tu robisz? – spojrzał się na mnie lekko zaskoczony moją obecnością.
- Brat mnie przyprowadził – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Poczułam na sobie wzrok jednego z znajomych Kakashi’ego. Patrzył się na mnie, a łokciem trącił swojego kolegę, szeptając mu coś. 
- Tylko nie pij za dużo – oznajmił, delikatnie się uśmiechając. W sumie nie byłam pewna czy to był uśmiech czy nie, w końcu miał na sobie maskę. Poszłam do swojej ekipy, która na mnie już czekała. Usiedliśmy przy barze. Oczywiście koledzy zagadywali barmana i co jakiś czas namawiając mnie na delikatny flirt z nieznajomym. Chcieli najwyraźniej darmowe drinki, ale nie było tak łatwo. Niechętnie to robiłam, szczególnie, gdy za mną siedział mój mentor. Gdy już chłopaki trochę wypili, zaczęły się głośne śmiechy, (nie)śmieszne żarty i podrywy. Czułam się nieco zażenowana sytuacją, ale cały mój humor poprawiała obecność Kakashi’ego. Przyglądałam mu się z rumieńcami na policzkach. Po prostu nie umiałam oderwać od niego wzroku. Tak pragnęłam poznać jego prawdziwą twarz… Gdy tak wpatrywałam się na niego, jak szczeniak na ulubiony smakołyk, z dworu rozległ się krzyk. Zerwałam się z miejsca, podbiegając do wyjścia. Na ziemi siedziała kobieta, wyciągająca rękę w stronę uciekającego mężczyzny. Zaklinała go od najgorszych możliwych określeń na faceta. Za mną od razu pojawił się Kakashi, Iruka i Tsubaki. 
- Iruka, zostań z tą panią, my pójdziemy za tym chujem – powiedział stanowczo blondyn, po czym od razu rzucił się w tłum za złodziejaszkiem. W momencie, gdy chciałam rzucić się w pogoń, przed sobą ujrzałam dłoń mojego mentora. Spojrzałam na niego pytająco.
- Ty zostajesz – rozkazał. Przewróciłam oczami i nie słuchając go pobiegłam za Tsubakim. Może przez minutę był za mną, ale szybko wyrównał, a nawet przegonił. Podobnie zrobił z moim bratem. Cóż, to jest ta różnica między geninem czy chuninem a tak doskonałym joninem. Co prawda złodziej też nie był najgorszy, ponieważ zdążył uciec, jak najdalej od tłumu, czyli puste ulice dalszych dzielnic. Kierował się w stronę dzielnicy, w której kiedyś mieszkałam, getta dla członków klanu Uchiha. Wróciły do mnie wspomnienia, zarówno te miłe i te mniej. Zamyśliłam się, nawet nie orientując się, że mężczyźni dorwali tego złodzieja. W ostatnim momencie się zatrzymałam, unikając zderzenia z bratem, który stał przede mną, trzymając skradzioną torebkę. 
- Zwolnij młoda – powiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. – Idę oddać tej biednej kobiecie torbę, mam nadzieję, że sobie poradzicie beze mnie – zachichotał się i posłał mi oczko, a potem po prostu rozpłynął się w powietrzu. Spojrzałam na sensei’a, który jedną ręką trzymał wiercącego się złodzieja, jednak ręce miał już związane. 
- Skoro już tu jesteś, to idziemy delikwenta zaprowadzić na policję – oznajmił spokojnym głosem białowłosy. 
- Dobrze i przepraszam, że nie posłuchałam się ciebie sensei – odpowiedział, spuszczając wzrok. Nieznajomy ciągle coś mówił i zaklinał mojego mentora. Spojrzałam na niego, nieświadomie aktywując Sharingan’a. W mojej głowie za wiele wspomnień i emocji się pojawiło, a ten drący się idiota wcale mi nie pomagał. Wzięłam głęboki wdech, po czym podeszłam do niego.
- Jak będziesz grzeczniutki, to uproszę policję, aby dać ci mniejszą karę – powiedziałam słodkim głosikiem, patrząc mu głęboko w oczy. Zamiast szczęścia, ujrzałam w nich strach. Przestraszył się, nie mnie, ale mojego kekkei genkai. Najwyraźniej nie miał najlepszych wspomnień z członkami klanu Uchiha. Biedak jedynie pokiwał głową i grzecznie za nami szedł. Przez całą drogę milczeliśmy. Nie wiedziałam, co powiedzieć. 
- Oszczędzono cię w tej rzezi – powiedział nieznajomy.
- Miałam szczęście – odpowiedziałam, cicho wzdychając. 
- Chociaż i lepiej, wy Uchiha zawsze mieliście lepiej jeśli chodzi o zostanie genialnym shinobi, a najbardziej mnie wkurzał fakt, że patrzyliście na innych z góry – dodał. W jego głosie słyszałam tyle tej nienawiści… Nie odpowiedziałam, tylko spokojnie szłam przed nim. Gdy dotarliśmy na komisariat, zostawiliśmy delikwenta w rękach policji. Gdy opuściliśmy budynek, spojrzałam się za siebie. Myślałam o słowach tego złodziejaszka. 
- Wszystko w porządku? – zapytał się Jonin w drodze powrotnej. Szliśmy skrótem, przez co znaleźliśmy się przez chwilę na delikatnym wzniesieniu. Stanęłam, patrząc smutnymi oczami na mentora.
- Szczerze? Nie za bardzo… Z jednej strony nie za bardzo identyfikuję się jako Uchiha, ale z drugiej… Jestem dumna z swojego pochodzenia, a takie słowa i zachowania, jednak mnie w jakiś sposób ranią – odpowiedziałam, poprawiając swoją grzywkę, która delikatnie zasłoniła moje oko. Podniosłam wzrok, patrząc się na przyjazną twarz Kakashi’ego. – Dziękuję za troskę sensei – dodałam, uśmiechając się delikatnie, starając się zamaskować smutek i zakłopotanie. Nagle usłyszałam głośny huk, a obok nas coś eksplodowało. Odwróciłam się. Ujrzałam sztuczne ognie na niebie, wystrzelone w niebo, a po sekundzie otwierające się, jak kwiat. A jednak scena z książek się w pewnym sensie spełniła, stałam w samotności na jakimś wzniesieniu z mężczyzną, w którym byłam zakochana. Co prawda bez wzajemności i wszelkich innych czynników, ale tyle wystarczyło, aby poprawić mój zniszczony humor.

Kakashi?

czwartek, 5 września 2019

Od Kazuhiko cd. Akiry

Nim jeden ze zbyt ambitnych kandydatów na ANBU, zdążył skoczyć z mieczem na Akirę, zbiłem go z nóg mocnym kopnięciem. Nie mają ze mną szans. Z demonem zresztą również. Miałem nokautować kolejnego napastnika, gdy napotkałem wzrok pani Tsunade. Zatrzymałem się gwałtownie. Mój przeciwnik nie miał nawet szans dobiec, bo demon uderzył go ogromnym ogonem.
Spoglądając na Hokage, czekałem na jej decyzję. Mimo wszystko, to ona tutaj rządzi. Nawet jeśli jej rozkazy mogą mi się nie spodobać, muszę je zaakceptować.
Nim jednak Tsunade zdążyła jednak zareagować, wielki pies wydał z siebie przeraźliwy ryk. Dzięki Byakuganowi doskonale widziałem wypływającą z jego ciała czakrę. Tym razem zachowywała się bardziej nienaturalnie niż dotychczas. Wtedy, dosłownie w ułamku sekundy, na miejscu potwora pojawił się Akira. Nim zdążył rozbić się o ziemię, Akamaru zamortyzował upadek, łapiąc właściciela. Widząc opadające ciało, czuję jak serce zamiera mi ze strachu. Ruszyło ponownie, gdy widziałem chłopaka leżącego bezpiecznie obok swojego psa. Podbiegłem do niego, by sprawdzić czy wszystko w porządku. Akira był nieprzytomny, ale wydawało się, że nie jest poważnie ranny.
***
Po wszystkich wrażeniach dnia dzisiejszego wróciłem do domu. Chciałem iść do szpitala, zostać przy Akirze, ale Tsunade odprawiła mnie. Wprawdzie zastanawiałem się, co aktualnie dzieje się z moją mamą. Chyba nie powinienem zostawiać ją z tym obcym facetem. Tym bardziej, że mu nie ufam. 
- Jestem - zawołałem u progu. Usłyszałem głos mamy z kuchni. Mój humor całkowicie zepsuł się, gdy zobaczyłem mężczyznę. Ryou bardzo zadowolony, siedział na krześle i czytał gazetę. 
- Miło cię widzieć, Kazuhiko - przywitał się, odkładając czytadło. Przytaknąłem, by nie zabrzmieć wrednie. 
- Dlaczego nie wróciłeś wczoraj? - zapytała zmartwiona mama.
- Byłem z Akirą - wyjaśniłem. - Zdarzył się wypadek i musiałem być przy nim...
- Ale wszystko dobrze z twoim przyjacielem? - odezwał się Ryou.
- Nie wiem, pani Tsunade kazała mi wracać do domu, gdy zabierali Akirę do szpitala. Dopiero jutro mogę go odwiedzić. Teraz wybaczcie, chciałbym odpocząć. - Wyszedłem z kuchni.
Kiedy jednak wszedłem do pokoju, dostałem zawału. W pomieszczeniu panował chaos. Porozrzucane rzeczy, pootwierane szafki i wylane coś na podłogę. Po środku tego nieładu stał Yuu.
- Co ty tutaj robisz? - syknąłem w stronę chłopaka.
- Czy ty nie masz w pokoju żadnych shurikenów? - Dzieciak nie odpowiedział na moje pytanie, zabierając się za szperanie w kolejnej półce. Złapałem go za rękę i zmusiłem do wstania z podłogi.
- Po pierwsze, to mój pokój, nie masz tutaj wstępu. Po drugie, kto normalny zostawia broń w domu bez opieki? A po trzecie, nie używam często shurikenów, wolę senbon. Skoro to wiesz, to zapraszam do wyjścia.
- Co to za hałasy? - Do pokoju weszła moja mama. Za nią Ryou. Jeszcze jego tu brakowało.
- Musisz częściej tu sprzątać - stwierdził mężczyzna, całkowicie ignorując obecność swojego syna. Dla jego wiadomości - mój pokój do świątynia. Dbam o porządek, nie ma mowy o bałaganie. Westchnąłem słysząc obelgę.
- Yuu postanowił poszukać tu shurikenów - mruknąłem, podnosząc z ziemi kilka książek, które ponownie odłożyłem na półkę.
- Chciałem poćwiczyć... - powiedział tak słodkim głosem, że zrobiło mi się niedobrze.
- To wspaniały pomysł! - ucieszyła się moja mama. - Kazuhiko, może pokażesz Yuu jak to się robi?
Poczułem, jak spada na mnie wór cegieł. Nie ma takiej opcji. Widząc jednak podekscytowanie mojej rodzicielki, zgodziłem się.
To była najgorsza lekcja mojego życia. Yuu to bezczelny dzieciak i mam wrażenie, że nigdy go nie polubię. Całkowicie mnie zdenerwował, gdy wycelował w Hane, bo niby go "sprowokował". Wtedy też nasza współpraca dobiegła końca.
Wróciłem do pokoju, gdzie ogarnąłem mniej więcej ten bałagan. Wziąłem też kąpiel i założyłem czyste ubrania. Te pożyczone od Akiry postanowiłem uprać i oddać mu przy najbliższej okazji. Zresztą, było już dosyć ciemno. Z samego rana odwiedzę chłopaka. Mam nadzieję, że Tsunade nie będzie miała nic przeciwko.
Rankiem znalazłem się w szpitalu. Spotkałem Shizune, która nie miała nic przeciwko przeciw odwiedzinom. Chociaż Akira dalej nie odzyskał przytomności.
Wszedłem do cichej sali. Z tego co się dowiedziałem, to mama Akiry wyszła niedługo przed moim przyjściem. Akamaru siedział przy łóżku, opierając swoją głowę o materac. Wchodząc, pogłaskałem go po głowie. Nie zareagował. Odłożyłem na szafkę obok łóżka Akiry jabłka. Kupiłem je w drodze tutaj, licząc, że chłopak już się obudził.
- Akamaru, chcesz iść na spacer? - zwróciłem się do psa, który jednak nie zareagował. - Pewnie siedzisz tutaj długo. Akira nie będzie szczęśliwy jeśli dowie się, że cię zaniedbałem.
Futrzak zastrzygł uszami i spojrzał na mnie.
- Zaraz wrócimy, będziesz przy nim, jak się obudzi.
Tak więc z Hane na ramieniu i Akamaru przy nodze wyszedłem na dwór. Musiał to być dziwny widok - ja, kociarz, miłośnik wszystkiego co miauczy, idę z psem na spacer. Było mi żal Akamaru. Musiał cierpieć, widząc swojego właściciela przykutego do łóżka.
Wróciliśmy niedługo później. Akira dalej spał. Postanowiłem poczekać przy jego łóżku. Później dołączyła do mnie jego mama. Co jakiś czas wpadał też Guy czy Tsunade. Zostałem zwolniony z wykonywania misji. Hokage uznała, że lepiej jak mam oko na przyjaciela. Nie przeszkadzało mi to w żadnym wypadku.
Kiedy w końcu zostałem sam na sam z chłopakiem (nie licząc oczywiście zwierzaków), zacząłem do niego mówić. Był to monolog bez większego sensu, chciałem jedynie, żeby chłopak nie czuł się samotny. Słyszałem, że osoby, które nie odzyskują długo przytomności, mogą słyszeć głosy z zewnątrz.
- Mam nadzieję, że niedługo do nas wrócisz - odparłem w końcu. - Musimy się starać, bo zaraz wszyscy zostaną Chūninami, a my będziemy w tyle...
<Akira?>

poniedziałek, 2 września 2019

Od Akiry cd Kazuhiko

Stresowałem się. Nigdy nie czułem się aż tak naciskany przez innych - nawet podczas moich misji z dawną drużyną. Chciałem wypaść jak najlepiej, dlatego nie panowałem nad swoimi emocjami. Już na początku nieco mnie zaskoczyła ilość uczestników. Ale później zrozumiałem, że chcą z tak dużej grupy wydobyć tych najlepszych. Ale uśmiech Kazu nieco mnie podniósł na duchu. Gdybym był nie najlepszy, nawet by się do mnie nie odezwał prawda?
Sprawdzian w lesie nie był zbyt prosty. Schowałem się za jednym z drzew, by ukryć się przed potencjalnymi wrogami. Najgorsze było to, że kojarzyłem ich twarze, lecz nie znałem umiejętności, nie wiedziałem z jakiś klanów nawet pochodzą. Postanowiłem, że najpierw zajmę się chłopakiem, którego numerek wylosowałem.
- Dobra, Akamaru. Musimy go znaleźć - wyszeptałem w stronę psa, który jakby czując wagę sytuacji, siedział cicho i obserwował otoczenie. Westchnąłem i przymknąłem oczy, czując jak moje zmysły się wyostrzają. Usłyszałem za sobą ruch - ktoś się do mnie skradał i to niezbyt cicho. Jeśli pokonam jego, będę musiał też uważać na resztę. Większość pewnie sądzi, że im więcej punktów tym lepiej. Obok mojej głowy przeleciał kunai i trafił w drzewo, dzięki mojemu unikowi. Czyli wolisz walkę na odległość, tak?

~*~

Cały brudny i wykończony, w końcu odnalazłem plac. Przede mną zjawiło się tylko dwóch uczestników, którzy nie wyglądali lepiej ode mnie. Oddałem przypinki, podczas gdy Danzo przyglądał się ruchom Iruki. Czy sądził, że tamten będzie oszukiwał i wpisze inny? Na skraju ujrzałem Kazuhiko, który nadal tam siedział. Myślałem, że nudził się i już dawno jest w swoim domu, jednak dalej tu był. Siedział i rozglądał się wokół siebie, patrząc na to całe zbiegowisko. Widać było, że nie rozumiał nieco o co chodziło nam wszystkim. Ale dla mnie to była jedna z najważniejszych chwil w życiu i nie mogłem jej zmarnować. 
Ramen od chłopaka nieco mnie zaskoczył - nie spodziewałem się od niego żadnych prezentów, nie wygląda na osobę, która lubi sprawiać innym przyjemność. Z uśmiechem jednak przyjąłem podarek i szybko go zjadłem. Od razu poczułem się nieco lepiej, a dzięki krótkiemu odpoczynkowi mogłem zregenerować siły. Rozejrzałem się, korzystając z chwili wolnego czasu. Tsunade rozmawiała z Danzo, pewnie na temat dotychczasowych postępów, natomiast medyczni ninja powoli zbierali się do szukania rannych w lesie. Gdy wszyscy znaleźli się już na placu, powiedziano nam o kolejnym etapie walki. 
Walki z samymi shinobi z ANBU. Przełknąłem ślinę.
- Nie patrz się na nich jak jakaś owieczka.
Zmarszczyłem brwi. Dlaczego ten głos wydobywa się z dziwnego miejsca? Nie sądzę, by powiedział to ktoś znajdujący się obok mnie. Rozejrzałem się szukając osoby, która może patrzyła na mnie czekając na odpowiedz, ale nic takiego się nie wydarzyło. Czułem, że stanie się coś złego, ale odepchnąłem od siebie moje obawy - tyle razy już się tak czułem, a nic się nie stało.
Stanąłem naprzeciw mego przeciwnika, wpatrując się w jego maskę. Czy mam czekać na jakiś znak, kiedy zacznie się walka? Spojrzałem na Danzo, ale w tym momencie, mężczyzna ruszył w moją stronę, wyciągając broń/
- Odskocz. JUŻ!
Wykonałem to od razu, nawet nie zastanawiając się nad swoimi czynami. 
- Odskok, zaatakuj z prawej, uważaj  na jego lewą rękę, próbuje cię zmylić - wciąż słyszałem ten szept w mojej głowie. Ostatnim razem słyszałem go podczas nocowania na biwaku. Powoli czułem jak coś we mnie narastało, gdy ja próbowałem jakoś zagłuszyć ten głos. Ale niestety nic nie działało. 
Podczas gdy ja patrzyłem coraz bardziej intensywnie na mojego przeciwnika, czułem, jak z moim ciałem coś się dzieje. Powoli traciłem na nim władzę, a samo zaczęło zmieniać kształt. 
Po chwili całkowicie byłem bierny w tym co robiłem. Czułem wyłaniającą się ze mnie czakrę, która szukała ujścia na zewnątrz, przybierając kształt psa.
- Czy teraz nie jest lepiej? Spójrz tylko jak na ciebie patrzą.
Spojrzałem oczami demona na ludzi wokół mnie. Odsunęli się, szykując do ataku. A ja nawet nie mogłem nic powiedzieć.
- Dlaczego ma być lepiej?! Oni się mnie boją!
Poczułem delikatne uderzenie i po chwili znajdowałem się w nieznanym mi pokoju. Było ciemno, kilka zapalonych świeczek oświetlało puste pomieszczenie. W drugim końcu znajdowały się drzwi, zza których wylewała się ta dziwna aura. 
- Opierasz się, a właśnie tego chciałeś. Stać się na tyle silnym, by inni cię dojrzeli - głos odbijał się basem od ścian. Podszedłem do drzwi, widząc różne pieczęcie znajdujące się wokół nich. Złapałem za klamkę i z lekkim drżeniem rąk, pociągnąłem je w swoją stronę. Otworzyły się ukazując w środku, dwa szare ślepia patrzące na mnie zza mgły. Odskoczyłem na bezpieczną odległość, patrząc na to dziwne stworzenie. Ono także mi się przyglądało, z lekkim znudzeniem.
- Czemu w tobie są tak sprzeczne uczucia?
Nie odpowiedziałem.
- W głębi serca chcesz stać się na tyle silny by pokazać innym potęgę swojej rodziny. Chcesz by dostrzegli w tobie potencjał, który odrzucali od samej akademii, sądząc, że nic z ciebie nie będzie. Wiesz, że mogę ci to zapewnić? Jeśli tylko powiesz, sprawię, że będą cię szanować. Będziesz ich p r z e r a ż a ć. 
Spojrzałem w jego ślepia. Czułem jak słowa same cisnęły mi się na usta, zaślepiony gniewem, który mnie wypełnił.
 - Czy ty siebie słyszysz? Potęga nie polega na zastraszaniu przyjaciół! To właśnie bliskie mi osoby sprawiły, że jestem na tyle silny, by być z siebie dumnym.
- Czy właśnie tak zachowują się przyjaciele? Nawet Hokage właśnie się od ciebie odsuwa, pozwalając atakować cię ANBU. Zdradza cię.
- Nie prawda. Wypełnia swój obowiązek, jakim jest ochrona wioski. Sam bym się zabił, gdyby nastała taka potrzeba. Ona wie co robi, dlatego właśnie ona została naszym bohaterem,naszą ostoją bezpieczeństwa. Nie takie demony jak ty. 
Jego aura nieco się zmniejszała, z każdym moim słowem. 
- Jak się zwiesz?
- Hainu - wymruczał, szczerząc swoje psie kły.
- Więc, Hainu, nie masz prawa atakować moich przyjaciół. Nie wiem co we mnie robisz, nie wiem jak się tu znalazłeś, ale nie masz prawa robić tych wszystkich rzeczy. 
- Nie chcesz mojej mocy? Gardzisz nią?
- Gardzę wszystkim co zmienia ludzi poprzez strach. 
- A więc dobrze - demon najwyraźniej nieco się zawiódł - Skoro mówisz, że to oni dają ci siłę, pomogę ci ich chronić. Moja moc jak i czakra są od dzisiaj twoje.
Poczułem jak na moim lewym policzku pojawia się mała, czerwona pieczęć. Poczułem delikatne ukłucie, a po chwili głos dochodzący z bardzo daleka. Czy to głos Kazu?
- Kto to?
Nawet nie zastanawiałem się nad odpowiedzią.
- Przyjaciel, który odmienił moje życie - wyszeptałem, po czym straciłem przytomność.

<Kazuhiko?>
Template by