- Pójdź przodem, zobacz, czy nie ma nikogo przed
nami i daj nam znać – powiedziałam tygrysicy, która delikatnie przytaknęła. Dała
susa w krzaki, po czym zniknęła w mgnieniu oka. Spojrzałam na białowłosego,
który nawet się nie obejrzał za sobą. Po paru minutach stanęliśmy na rozdrożu.
Spojrzałam na lewo i na prawo. Zaczęłam się zastanawiać, w którą stronę pójść.
Zauważyłam, jak chłopak zaczął się rozglądać, ale stał przez chwilę, ale
później już chciał pójść w lewo. A ja miałam wrażenie, że po prawej było
lepiej. Nie wiedziałam czemu, ale coś mi podpowiadało, że tam jest jakaś
wskazówka związana z misją. Nagle zza drzewa wyskoczyła sylwetka tygrysicy.
Delilah delikatnie potrąciła moją dłoń i spojrzała się na prawo. Zerknęłam na
odchodzącego chłopaka.
- Ja bym poszła w prawo, nie bez powodu Delilah chce
bym za nią tam poszła – powiedziałam spokojnym głosem, jednak nie dostałam
żadnej odpowiedzi. Westchnęłam cicho. – Nie wiem czy mnie słyszałeś, ale
polecam pójście w prawo, najwyraźniej ona coś zauważyła – powtórzyłam nieco
innym słowami, to co powiedziałam wcześniej. Tym razem kompan stanął i spojrzał
na mnie dosyć chłodno.
- Słyszałem za pierwszym razem – rzucił obojętnie. –
I nie mam zamiaru iść tam, skąd jakiś tygrys sobie wrócił, może jej chodzi o
to, że tam niczego nie ma? Przecież nie rozumiesz jej języka – dodał, używając
dosyć sarkastycznego tonu, patrząc na mnie z góry. Rzadko się spotykałam z
takim traktowaniem, zazwyczaj albo traktowano mnie na równi albo nawet z
podziwem. Zauważyłam też, że nie pałało go do pracy drużynowej, co mogło
utrudnić przebieg misji, szczególnie, że nikt nie wiedział, czy mieliśmy do
czynienia z grupą bandytów czy jedynie paru amatorów. A czasami lepiej było się
poruszać chociaż w drużynie, aby uniknąć przewagi liczebnej.
- Istnieje takie coś, jak zaufanie do swojego
partnera – odpowiedziałam szorstkim głosem, a w moich oczach pojawił się
Sharingan. Szybko zamknęłam oczy i się nieco uspokoiłam, można powiedzieć, że
dosyć się ukrywałam z moim kekkei genkai. Ponownie spojrzałam na chłopaka
czarnymi oczami. Westchnęłam cicho. – Skoro nie chcesz współpracować, to idź
swoją drogą, ale jak wpadniesz w tarapaty, to nie będzie już mój problem. Gdyby
nie fakt, że mamy misję na głowie z chęcią bym jeszcze z tobą pogawędziła –
powiedziałam, po czym pogłaskałam Delilah po łbie. – Prowadź – rozkazałam jej,
a samica od razu pobiegła wzdłuż wydeptanej ścieżki. Nie lubiłam za bardzo tego
całego białowłosego Hideyoshiego. Był rzekomo Sarutobim, ale kompletnie się nie
zachowywał, jak jeden z nich. Osoby z tego klanu zazwyczaj były chętne do
współpracy i emanowało od nich ciepło, jednak on był bardziej indywidualistą.
Po paru minutach z Delilah zboczyłyśmy ze ścieżki,
wskakując na lekkie wzgórze. Zasłaniały nas drzewa i krzaki, więc miałyśmy
ograniczoną widoczność, jednak byłam w stanie zauważyć jakąś jaskinię, a sekundę
później jakiegoś mężczyznę, który wyszedł z ukrycia i skierował się w sprawie
załatwienia się. Zauważyłam, jak samica uważnie patrzyła na niego, zupełnie
tak, jakby obserwowała bacznie swoją ofiarę. Instynkt drapieżnika wciąż w niej
siedział, głęboko zakorzenione w jej umyśle. Wyglądała jak posąg, jedynie jej
delikatnie unoszące się żebra zdradzały ją.
- Zostań tu, ja się przejdę niżej i zbadam teren –
szepnęłam do jej ucha. Wydała z siebie cichy pomruk, a ja szybko się wspięłam
na drzewo. Przeskoczyłam na jedno, które stało obok mnie, a później na kolejne.
Byłam niemalże idealnie naprzeciwko wejścia. Zauważyłam jakieś bagaże, jednak
nie były one rozmiarów zwykłego podróżnika, wyglądały tak, jakby w nich noszono
wiele kosztowności, które miały potem być na straganach. Próbowałam się
przysłuchać ich rozmowom, jednak odległość była zbyt duża, abym mogła dokładnie
usłyszeć każde ich słowa. Nagle poczułam metaliczny chłód na moim gardle. Był
to kunai. Spojrzałam się za siebie.
- Krzyknij, albo rusz się, to ci poderżnę gardło –
powiedział chłopak, z zakrytą twarzą. Miał nieułożone brązowe włosy, krótko,
ale nieumiejętnie obcięte. Jego ciemnozielone oczy patrzyły na mnie uważnie. Po
posturze mogłam wywnioskować, że przeszedł kiedyś jakiś trening na ninję a był
niewiele ode mnie starszy, góra trzy lata. Postanowiłam spróbować pewną rzecz,
którą od paru miesięcy ćwiczyłam. Skupiłam czakrę w moich oczach. W mgnieniu
oka przybrały czerwony jak krew kolor, a na obwodzie pojawiły się dwa tomoe.
Łapią natychmiastowy kontakt wzrokowy z nieświadomym mężczyzną, udało mi się
założyć na nim genjutsu snu, ale nie udało mi się tego zrobić perfekcyjnie.
- Kurwa, Uchiha! – krzyknął zanim stracił panowanie
nad swoim ciałem i umysłem. Stracił przytomność, ale jego głos spowodował, że
moja pozycja była już znana przeciwnikom. Skoro mieli już jednego shinobi, w
swoich szeregach nie zdziwiłabym się, gdyby było ich więcej. Gdy chciałam się
wycofać, nie zauważyłam żyłki pod nogami, przez co niefortunnie się o nią
potknęłam. Straciłam równowagę na parę sekund. Byłam parę sekund w plecy, bo właśnie
wtedy powietrze przecięło coś małego i czarnego, a jemu towarzyszył świst.
Pułapka, świetnie, a dokładniej kunaie i shurikeny. Udało mi się uniknąć ataku,
w pewnym stopniu. Jeden z shurikenów wbił mi się w ramię. Zacisnęłam mocno
zęby, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zeskoczyłam z drzewa, a już przed
jaskinią widziałam paru bandytów o sporej masie, którzy potrafili się
posługiwać zwykłą bronią, nie byli szybcy, byli skupieni bardziej na sile niż
zwinności. Jednak obok nich stało z trzech mężczyzn, z zakrytą twarzą. Trzymali
już kunaie w dłoniach. Byli ninjami. Stanowiło to dla mnie spory problem,
szczególnie w pojedynkę. Patrzyłam na nich wszystkich bardzo uważnie.
- Ach, Uchiha. Cóż za rzadkość, podobno cały klan
wyrżnięto, a tu proszę. Młoda sztuka – powiedział jeden z zamaskowanych
mężczyzn. – Jakby ją sprzedać, to można zbić fortunę, albo raczej jej oczy, są
tyle warte – dodał, patrząc na mnie z rządzą. – Brać ją – rozkazał. Dwóch
bandziorów się rzuciło na mnie.
- Delilah – powiedziałam cicho, nie ruszając się z
miejsca, ale moje ręce powędrowały do pleców, gdzie była moja ulubiona broń, kyoketsu
shogue. Jeden z wrogów był szybszy, był parę kroków ode mnie, gdy zza krzaków
wyskoczyła tygrysica. W przeciwieństwie do Griffina zadawała śmiertelne ciosy
jednym atakiem. Precyzyjny, dokładny i silny atak szczękami był śmiertelny dla
nadchodzącego przeciwnika. Wgryzła się w jego szyję. Upadł i poturbowali się na
bok. Z jego gardła wydobył się jeszcze cichy bulgot. Dławił się krwią. Miotał
się, próbując zrzucić z siebie tygrysa, ale samica wiedziała jak zabijać.
Zacisnęła mocniej szczękę. Było słychać cichy dźwięk łamiącej się kości.
Spojrzałam na drugiego napastnika. Wyciągnęłam szybkim ruchem broń. Chwyciłam
sznurek zakończonym metalowym pierścieniem, po czym zakręciłam nim, aby za
sekundę rzucić pierścieniem w głowę wroga, mogłam ogłuszyć go. I tak się stało.
Ogłuszony, stracił równowagę, a ja szybko owinęłam sznurem jego szyję.
Przeskoczyłam nad nim, mocno zaciskając pętlę. Zaczął się dusić, jednak nie
chciałam go zabijać. Nigdy nikogo jeszcze nie zabiłam… Nie potrafiłam. Chciałam
by stracił przytomność.
- Czyżby żółtodziób? Nie masz odwagi zabić człowieka
– powiedział drugi mężczyzna w masce. – Aby być prawdziwym shinobim, trzeba
umieć zabijać, a ty się litujesz nawet nad wrogiem – dodał, patrząc na mnie z
góry. Nie podobało mi się takie zachowanie. Rozluźniłam pętlę, którą zdjęłam z
szyi nieprzytomnego bandyty.
- Zabijanie nie zawsze jest jedynym wyjściem –
odpowiedziałam na jego zaczepkę. Nie zdenerwowałam się. Byłam spokojna. Ofiara
Delilah przestała się ruszać. Tygrysica wydała z siebie głośny ryk. Miałam
nadzieję, że Fuyuko i Hideyoshi usłyszeli jej ryk. Potrzebowałam pomocy
przeciwko trzem wytrenowanym ninja. Zaatakowanie jednego przy pomocy Sharingana
było możliwe, ale gdy już reszta poznała moją tożsamość, to unikała kontaktu
wzrokowego. Teraz mogłam jedynie czytać ich ruchy, jeśli zdecydowaliby mnie
zaatakować. Póki co przed nimi stał rząd z dziesięciu zwykłych zbójów. Chcieli
mnie zmęczyć walką z nimi, bardzo typowa taktyka. Liczyłam na szybkie wsparcie.
Zerknęłam ukradkiem do jaskini, nie było tam nikogo poza bagażami. Ani śladu po
kupcach. Coś mi nie pasowało. Albo gdzie indziej trzymali kupców, albo ich
wszystkich skutecznie zabili. Nagle dwóch ninja pobiegło w inną stronę.
Oddalali się od nas. Zupełnie tak, jakby biegli kogoś powiadomić. Biegli w
stronę, w którą wyruszył wcześniej Hideyoshi. Zaczęłam się zastanawiać czy
Fuyuko się udało coś znaleźć.
Hideyoshi? Fuyuko?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz