Dziewczyna pojawiła się nagle, niemal natychmiastowo nawiązując rozmowę. Słuchałem jej z uwagą, nieszczególnie przejmując się jednak sensem całej wypowiedzi - nie stanowiła zagrożenia i to było w tej sytuacji najważniejsze. Nieznajoma nie opuściła jednak gardy, trzymając broń w gotowości, zupełnie jakbym miał rzucić się na nią przy pierwszej możliwej okazji. Prychnąłem na samą myśl, nie byłem dzikim zwierzęciem, żeby tracić czas na przypadkowo spotkaną kunoichi. Brunetka zmarszczyła brwi, być może myśląc, że to w jej stronę skierowałem zdecydowanie nieuprzejmy gest. Wzruszyłem jedynie ramionami, wbijając w nią spojrzenie złotych oczu.
- Możesz to opuścić, nie mamy po co walczyć. - odparłem, ostentacyjnie przejeżdżając wzrokiem po dzierżonym przez nią uzbrojeniu - Chyba że o czymś nie wiem i przyszłaś mnie zabić. - Wyszczerzyłem się głupio, opierając podbródek o rękojeść katany.
Dziewczyna zaczęła zaprzeczać, jakby sprowokowana i być może z lekka zdziwiona nagłymi zarzutami z mojej strony, by po chwili wyciągnąć drobną dłoń w moją stronę, przy okazji zaszczycając spojrzeniem swych zdecydowanie wyjątkowych tęczówek. Najwidoczniej nie wyglądałem tak strasznie, jak myślałem, skoro zdecydowała się odezwać.
- Mam na imię Ayame. - odparła - Ayame Hosokaya.
Przez chwilę zwlekałem z odpowiedzią, celowo przedłużając przyjazną wymianę zdań. Miałem paskudny humor potęgowany dodatkowo obolałymi plecami i przebijającymi się powoli odciskami na dłoniach, wywołanymi kilkugodzinnym trzymaniem mopa. Gdy brunetka dotarła do stadium, w którym wyglądała, jakby zamierzała zaprzestać dalszych prób i najzwyczajniej się poddać, uścisnąłem jej dłoń, ponownie nawiązując kontakt wzrokowy.
- Hideyoshi Sarutobi. - Na mojej twarzy znów pojawił się blady uśmiech. - Moje imię jest do bani, wystarczy Hide.
Towarzyszka niedoli zdążyła się jedynie uśmiechnąć, nim ciszę przerwał kolejny huk - tym razem zdawał się jeszcze głośniejszy, niż poprzedni. Akademia zatrzęsła się niebezpiecznie, zagłuszając rzucane pod nosem przekleństwa. Odkąd pamiętam, wioski nigdy nie nawiedziła pogoda, która wyrządziłaby aż takie szkody. Spojrzałem spode łba na wciąż zablokowane wejście, by po chwili przenieść wzrok z powrotem na Ayame, która również nie wyglądała na szczególnie zadowoloną z takiego obrotu spraw. Westchnęła ciężko, podchodząc do okien, próbując je otworzyć, jakby w nadziei, że w ten sposób zdołamy uciec z budynku. Przyglądałem się jej bezcelowym próbom, nie wydając choćby dźwięku.
- Już tego próbowałem. Wygląda na to, że coś się zawaliło i ani drgną. - W końcu wzruszyłem ramionami, niszcząc wszystkie plany nowej towarzyszki. - Cholerna misja, cholerny Kakashi i jego głupia praca w zespole. Nie musiałbym tu siedzieć, gdyby nie to. - mruknąłem do siebie pod nosem, powracając do wcześniejszej zabawy kunaiami
Dziewczyna najwidoczniej dosłyszała drugą część wypowiedzi, a zawiedzioną brakiem wyjścia ekspresję szybko zastąpiło zainteresowanie. Usiadła na schodach obok mnie, widocznie zbierając myśli. Nie przeszkadzałem, mieliśmy mnóstwo czasu do spożytkowania i głupotą byłoby pospieszanie kogoś, w czyich oczach nie figurowałem jeszcze jako skończony kretyn bez cienia moralności.
- Jaki to ma związek z Kakashim? - zapytała w końcu, wbijając wzrok w środek korytarza, z którego przyszła zaledwie kilka minut temu
- Jest mentorem mojej drużyny. Narobiliśmy problemów na misji, więc skończyłem z mopem w ręce, sprzątając tę nieszczęsną akademię. - burknąłem, odruchowo łapiąc się za lewe przedramię, które wciąż nosiło na sobie ślady poparzeń, niczym przypomnienie o pierwszym ukończonym zadaniu - Koniec historii.
Nastała cisza, przerywana jedynie przez dudnienie deszczu o szyby i świsty wiatru, który nieustannie przebijał się przez szpary w drewnianych ścianach budynku. Temperatura nieznacznie spadła, wywołując chwilowe dreszcze na plecach, które minęły na szczęście jeszcze szybciej, niż się pojawiły. Rozmowa również stanęła w miejscu, a bezcelowe siedzenie na schodach zaczynało mnie nudzić. Wstałem więc, rozprostowując obolałe kończyny. Strzyknięcie kości odbiło się echem wśród pustych korytarzy, przyciągając również wzrok Ayame z powrotem na moją osobę. Uniosła brwi, niewerbalnie pytając o moje dalsze zamiary. Wyglądało na to, że z naszej dwójki to ja wychodzę na gadułę. A to niespodzianka.
- Na pewno jest jakiś sposób, żeby stąd wyjść. - mruknąłem, ostentacyjnie się przeciągając - Poza tym wypadałoby znaleźć jakieś zapasy, jeśli chcemy spędzić tu noc. - Wzruszyłem ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni, nim postawiłem kilka ospałych kroków naprzód. - Idziesz?
[Ayame?]