czwartek, 26 grudnia 2019

Od Kazuhiko cd. Akiry

Zirytowany wpatrywałem się w dzieciaka. Miałem dosyć aktualnej sytuacji w moim domu. Ruchem ręki przywołałem do siebie Akirę. Ten jednak odparł jedynie:
- Denerwują mnie te istotki.
Nie tylko ciebie. Przebiegło mi przez myśli. Westchnąłem głośno. Nie miałem jednak wyboru, musiałem pomóc temu dzieciakowi.
- Nie jest tak źle, zaraz sobie pójdą. - A taką właściwie mam nadzieję.
- Niech się stąd wynoszą. Moja cierpliwość do tych małych kreatur nie jest zbyt wysoka. - Słysząc padającą z jego ust wypowiedź, zdałem sobie sprawę, że nie rozmawiam z Akirą. Odwróciłem się szybko, pociągając towarzysza za sobą. Musiałem szybko odciągnąć go od ludzi. Tym bardziej dzieci.
Odciągnąłem go na bezpieczną odległość, wysłuchując kłótni Akiry z mieszkającym w nim demonem. Mimowolnie dotarła to mnie informacja, iż mój towarzysz nie chce mi o czymś powiedzieć. Odwróciłem się w jego stronę, patrząc pytająco. Jasnowłosy dalej walczył z monstrum. Musiałem szybko zareagować, a pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy, była terapia szokowa. Wbiłem kunai w jego nogę. Oczywiście nie zrobiłem tego głęboko. Nie chciałem go skrzywdzić. Akira odzyskał przytomność, a jego oczy, wcześniej zwężone jak u kota, powróciły do normy. Akamaru podbiegł do właściciela, liżąc go po twarzy. 
Wyjaśniłem chłopakowi zależność źrenic w stosunku do poczytalności. Cała ta sytuacja była dziwna. Akira obiecywał, że demon nie stanowi zagrożenia. Dzisiaj przekonałem się, że to nie do końca prawda. Wolałem jednak zachować zdarzenie w tajemnicy przed Tsunade i mistrzem. Inaczej mogło się to skończyć mniej przyjemnie. 
Spojrzałem na towarzysza. Wyglądał na zmieszanego i trochę przestraszonego. Westchnąłem cicho. Muszę jakoś odciągnąć jego myśli od tego, co się stało. Przypomniałem sobie o wspomnianej przed demona tajemnicy. 
- Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale... Wiesz o co mu chodziło? - zapytałem, siadając pod drzewem. - Sądził, że nie chcesz bym się o czymś dowiedział.
Mówiąc to, zobaczyłem jak blada twarz Akiry momentalnie nabrała rumieńców. Spojrzałem na niego zaskoczony. Czy jest chory? Kucnął między moimi nogami, przez co instynktownie cofnąłem się delikatnie do tyłu. Czy to znowu demon? Zaczerwieniony chłopak złapał moją dłoń i przybliżył do swojego serca. Poczułem szybkie i rytmiczne bicie. Podniosłem wzrok, by ujrzeć delikatny uśmiech spowijający jego twarz. 
- A-akira - zacząłem, próbując znaleźć odpowiednie słowa, jednak w tamtym momencie, chłopak osunął się na moje nogi. Tracąc przytomność. Zrozumiałem, jak utarczka z monstrum musiała być dla niego męcząca. Westchnąłem głośno i podniosłem leżącego chłopaka. Początkowo rozważałem zaniesienie go do szpitala. Później odrzuciłem tę opcję. Stan Akiry nie wyglądał niepokojąco. Postanowiłem odnieść go do jego domu. Odpoczynek mu się przyda. 
Stanąłem przed domostwem towarzysza z drużyny. Sam chłopak opierał się o mnie bezwładnie. Był wyższy niemal o głowę, przez co miałem utrudnione utrzymanie go. Dodatkowo biega jacy wokoło nas pies nie ułatwiał sprawy. 
Mimo tego, że pukałem wiele razy do drzwi, nikt nie odpowiadał. Na szczęście były one otwarte. Włamałem się do środka. Wiedziałem jednak, że Akira nie miałby nic przeciwko. Dokładnie pamiętając, jak dojść do pokoju chłopaka, zaniosłem go do łóżka. Tam kładąc dłoń na jego czole, sprawdziłem, czy ma temperaturę. Będąc na boisku treningowym zauważyłem, że jest rozpalony. Teraz wydawało się, że jego stan się poprawił. Usiadłem niedaleko leżącego Akiry, czekając, aż się obudzi. Wolałem mieć na niego oko do czasu, gdy wróci się jego mama. 
Zostając sam ze swoimi myślami, próbowałem domyślić się, o co chodziło chłopakowi. Jego zachowanie było dosyć dziwne. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim. Odtwarzał w pamięci całe zdarzenie. Co jeśli Akira...? 
Spojrzałem na niego zaskoczony, czując, jak na mojej twarzy pojawiają się podobne rumieńce. Nie. Niemożliwe. To tylko działanie demona. Przetarłem twarz rękawem, starając się ukryć ukazane przed chwilą uczucia. Wtedy poczułem ruch. To Akira właśnie się obudził. 
Jasnowłosy rozejrzał się powoli po pomieszczeni, pewnie próbując zrozumieć, jak się tu znalazł. Kiedy nasze spotkały się, chłopak wyglądał na lekko przestraszonego, a nawet zażenowanego. Wbił wzrok w koc, którym go przykryłem. 
- Jak się czujesz? - zapytałem, przysiadając się bliżej, uważając, by nie spocząć na ogonie Akamaru. - W parku wyglądałeś, jakbyś miał zaraz zejść. Może chcesz się wybrać do Tsunade?

[Akiraa? :3]

poniedziałek, 23 grudnia 2019

Od Akiry cd. Kazuhiko

Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze, opierając czoło o zimną taflę. Moje oczy wpatrywały się w znak wyryty na mojej twarzy. Pomimo tego, że znajdował się on tak od dobrych kilku dni, nadal nie mogłem się do niego przyzwyczaić. Wydawał mi się on obcą częścią mojego ciała, jednak istota która go stworzyła nadal siedziała w moich myślach, gdzieś z tyłu głowy. Westchnąłem, palcem dotykając znaku. Po dłuższej chwili odsunąłem się od przedmiotu, omijając wzrokiem pokój. Potrzebowałem na chwilę z niego wyjść. Gwizdnąłem cicho na Akamaru, zbierając z szafki bluzkę i ruszyłem w stronę wyjścia. Matki nie było od rana, więc nawet nie trudziłem się, żeby poinformować ją gdzie idę. I tak pewnie wie.
 ~*~ 
Zdziwiło mnie całe zachowanie tego dzieciaka. Widziałem go pierwszy raz na oczy, jednak widać było, że ma on coś wspólnego z Kazu. Który, jakby nie patrzeć, nie wyglądał na zadowolonego z jego wizyty. Mój wyraz twarzy stał się kamienny natomiast brew powędrowała do góry. Wiedziałem, że chłopak nie chciał spędzać z nim czasu. Reszta dzieciaków przyglądała się tej dwójce, jakby bali się podejść. 
- Akiro - usłyszałem głos Kazuhiko, tak cichy że musiałem podejść bliżej niego. 
- Przepraszam za to wszystko. Wierz mi, że też mam dość. Spojrzałem na jego twarz, szukając na niej oznak irytacji. Lecz nie wyrażała ona żadnych emocji. 
- Denerwują mnie te istotki - słowa wypłynęły z moich ust niespodziewanie, wbrew mojej woli. Zrobiłem krok do tyłu, patrząc na Akamaru. 
- Nie jest aż tak źle, pewnie zaraz sobie pójdą - Kazuhiko chyba nic nie zauważył, nawet nie patrząc w moją stronę. Hainu sobie znalazł cudowny moment na rozmowę, nie ma co. 
- Niech się stąd wynoszą. Moja cierpliwość do tych małych kreatur nie jest zbyt wysoka. Nie wiedziałem co takiego się działo, ale podczas gdy dzieciaki z przerażeniem w oczach zaczęły ode mnie uciekać, w końcu na mnie spojrzał. Nie wiem co takiego zobaczył, ale chyba dotarło do niego, że nie ja to mówiłem. Pokręciłem głową, jakbym chciał przeprosić za to co mówię. Mój partner złapał mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć w za sobą. Nie zwracałem nawet uwagi gdzie idziemy, przeklinając demona w myślach. Miałem nadzieję, że słyszy tą cudną wiązankę na swoją cześć. 
- Ładnie to nazywać mnie potworem, chłopcze? - Kazuhiko stanął, zerkając na mnie przez ramię - Cóż, wiem co kryje się pod tą jasną czupryną i chyba nie chcesz żeby twój kolega z drużyny dowiedział się, że jeste- 
Kunai wbił się w moją nogę zanim demon skończył mówić. Oddychałem głęboko, próbując uspokoić swoje ciało. Nie wiem ile czasu minęło zanim pies podszedł do mnie i polizał po policzku. Długowłosy złapał za mój podbródek, zmuszając mnie bym się na niego spojrzał. Patrzył intensywnie w moje oczy, podczas gdy Hainu naśmiewał się z mojej próby uspokojenia serca. Co się ze mną działo? 
- Twoje oczy są znów normalne - mruknął, puszczając mnie. Staliśmy w ciszy, nawet na siebie nie spoglądając. 
- Teraz przynajmniej będę wiedział kiedy cię odseparować od reszty. Nie rozumiejąc jego słów, zmarszczyłem nos co wywołało u chłopaka cichy śmiech. 
- Miałeś zwężone źrenice jak kot. 
- Przepraszam za kłopot - wyszeptałem. Moje ręce zacisnęły się w pięści, nie mogąc zrozumieć czemu demon to robił. Miał być jego sprzymierzeńcem, a przed chwilą wyjaśnił by tak po prostu sekret który trzymał w sobie od długiego czasu. Czy chciał zobaczyć na ile mu pozwoli? Czy teraz chciał zabić czas? 
- Wiem, że nie powinienem o to pytać, ale... Wiesz o co mu chodziło? - Kazu usiadł pod drzewem, podczas gdy ja nadal stałem w miejscu, przełykając głośno ślinę. - Sądził, że nie chcesz bym się o czymś dowiedział. 
No i po mnie. Zaraz zejdę na zawał. Podczas gdy inni umrą bohatersko na misjach, broniąc wioski bądź na misjach, ja zaraz umrę pod tym drzewem, z niewiadomych dla innych przyczyn. Ruszyłem w  jego stronę, kucając między jego nogami, czując jak moje policzki robią się coraz bardziej ciepłe. Ująłem jego dłoń, kładąc na mojej klatce piersiowej, tam, gdzie znajduje się serce, które teraz szaleńczo biło, próbując wyrwać się na wolność. Spojrzałem mu w oczy, uśmiechając się delikatnie.
 <Kazuhiko?>

piątek, 20 grudnia 2019

Od Reijiego

Cicho zamknąłem za sobą drzwi w taki sposób by nie było mnie słychać. Zdjąłem buty przy wejściu a kiedy się wyprostowałem, wzdrygnąłem się widząc przed sobą postać mojej matki. Zamrugałem parę razy wciągając głośno powietrze do płuc. Saki zauważając moją reakcje posłała w moją stronę przepraszający uśmiech. Jej delikatna dłoń spoczęła na moim ramieniu a wzrok był pełen troski. Położyłem swoją dłoń na jej zaczynając opowiadać o tym jak minął mi dzisiejszy dzień. Na mojej twarzy gościł przyjazny wyraz. Moja matka straciła mowę ale nie straciła słuchu. Nigdy nie czytałem o tym w jaki sposób nagle przestała mówić ale wiem że pierwsze dni były dla niej traumatyczne. Nie mogła się z tym pogodzić, wielokrotnie wpadała w panikę i mimo że nie miała żadnej fizycznej rany, bardzo cierpiała. Była niebezpieczna nie tylko dla innych ale przede wszystkim dla siebie. Na szczęście Tetsuya, mój ojciec był w stanie doprowadzić Saki Watari do normalnego funkcjonowania. A przynajmniej na tyle na ile mógł obdarowując kobietę silnym uczuciem. Po dziś dzień widać skutki w jej umęczonej twarzy. Utrata jednego ze zmysłów jest okropnym doświadczeniem. Nie wydaje mi się żeby można było je odzyskać, a nawet jeśli wymaga to zakazanych technik z użyciem elementu poświęcenia. 
Z każdym moim wypowiedzianym słowem robiła przeróżne miny. Kobieta bogata w wiele reakcji, z której nauczyłem się czytać jak z otwartej księgi. 
-A teraz jestem już tutaj, w domu. Jak tobie minął dzień? -spytałem szukając wzrokiem kartki papieru. 
Saki podczas mojej nieobecności spisywała notatki z całego dnia w swoim dzienniczku. Tytuł dzienniczka nie jest mi znany, pierwszą stronę z tytułem wyrwała i gdzieś ukryła albo spaliła. W każdym razie kiedy pragnęła mi coś powiedzieć wystarczyło, że podsunęła mi pod nosem zapisaną stronę dziennika albo osobną kartkę, jeśli to prośba. Dziś nie było wyjątku, moja matka dumnie podała mi zapisaną stronę dziennika. Czytałem go na głos robiąc przerwy że coś skomentować krótko w uprzejmy sposób. Po zakończeniu zamknąłem dziennik i uśmiechnięty podałem go matce. 
-To był bardzo udany dzień, dla mnie i dla ciebie matko - powiedziałem kładąc dłonie na jej ramionach. Kobieta pocałowała mnie w czoło pokazując swoją miłość i wdzięczność. 
W dalszym ciągu zjedliśmy obiad, który uprzednio przygotowała. Zachwycałem się jej kuchnią, ponieważ była w tym wyśmienita. Podobno przemycała elementy z kuchni Ishigakure. Zastanawiam się jednak co było powodem opuszczenia rodzinnej wioski. Mogłem się jedynie domyślać. Drugą część dnia spędziłam na treningu genjutsu, które koszmarnie mi idzie. Na tle innych umiejętności wypada najgorzej. Mam zdecydowanie lepsze predyspozycje do Ninjutsu oraz szeroko pojętego Bukijutsu. Widząc, że jednak trenowanie tej dziedziny jest frustrujące, postanowiłem przerzucić się na techniki Taijutsu. To również w pewien sposób u mnie kuleje, lecz przynosi jakiekolwiek efekty. Brakowało tylko osoby, z którą mogłem trenować, a do Might Guy’a niekoniecznie chciałem iść. Szanuję jego zdolności, ale to naprawdę irytujący człowiek. Dla rozluźnienia, na sam koniec użyłem dobrze mi znanej techniki uwolnienia stali. Złożyłem dłonie formując pieczęć ptaka i skupiłem się zamykając oczy. Stal była wszechobecna więc skupiłem swój umysł na konkretnym kształcie. Musiałem doprowadzić podstawową umiejętność do perfekcji. Szukałem kunai’ów oraz shurikenów świadczących o ludzkiej obecności. Ku mojemu zdziwieniu, naprawdę to poczułem. Na ułamek sekundy ale jednak. Otworzyłem gwałtownie oczy lekko się rozpraszając lecz dłonie nadal trzymając w tym samym ułożeniu. Stal wciąż do mnie mówiła, niewyraźnie, bezkształtna. 
-Nie wiem kim jesteś ale jeżeli też chciałeś albo chciałaś trenować, nie krępuj się - odezwałem się ze skupieniem próbując na nowo wyczuć w tym samym miejscu stal. 

 [Ktoś?]

czwartek, 19 grudnia 2019

Reiji Watari

Acceptance of what has happened is the first step to overcoming the consequences of any misfortunes
Godność Reiji Watari
Klan Watari
Wiek 17 lat
Płeć Mężczyzna
Orientacja Heteroseksualny
Charakter Kim może być chłopak pochodzący z innego kraju? Niczym nie wyróżnia się od nastoletnich shinobi z Konohy. Mimo poważnego wyrazu twarzy, jest osobą otwartą na nowe znajomości. Każdej nowo poznanej osobie daję szansę na poznanie się, stara się unikać oceniania przez wzgląd na wygląd czy pierwsze wrażenie. Wiadomo jednak, że niestety chłopakowi po złym pierwszym wrażeniu ciężko jest zmienić nastawienie i czasami nie jest w stanie utrzymywać dalej rozmowy. W dogodnym momencie w dość naturalny sposób stwierdzi, że musi coś załatwić albo pomóc matce. Reiji jest bezpośredni, słowo, które usłyszy od danej osoby może wykorzystać przeciwko niej samej. Robi to jednak w momentach, żeby udowodnić hipokryzję i kłamstwo, zdemaskować oszustów i manipulatorów słownych. Nie cierpi tego, docenia dar możności mówienia, uważa że powinno wypowiadać się w sposób dobry i szczery. Po pewnym czasie również wykształcił cechę rozpoznawania nieszczerych osób, ukrywających coś w sobie. Kieruje się zasadą ‘czystości umysłu’, który tłumaczy w następujący sposób: “Aby uzyskać przejrzystość umysłu musisz zaakceptować przeszłość, pogodzić się z samym sobą i żyć ze sobą w zgodzie”. Nie przywiązuje wagi do czasów zamierzchłych, nie roztrząsa ich i unika tematu zemsty, uważając za totalny bezsens przeczący idei pokoju. Cieszy się każdym dniem, sprawiając, że każdy dzień jest dla Reijego wyjątkowy. Jak też można było się domyśleć, mimo jego pasji do Bukijutsu jest zwolennikiem pokojowych rozwiązań. Co ciekawsze, nie ma zbyt dobrej cierpliwości co do niektórych spraw, jednakże nie ma skłonności do wybuchów podczas kłótni. W całym jego życiu bardzo się wściekł jedynie parę razy co jest niebywale dobrym wynikiem przy tak nikłej cierpliwości. Swoje emocje pokazuje rzadko, a jeśli już to w sposób dość delikatny i subtelny, sprawiając że miękną serca wielu dziewcząt. Zdaje sobie sprawę ze swojej popularności wśród płci pięknej, jednakże nie wykorzystuje tego. Raczej ciężko idzie mu w relacjach damsko-męskich. Nie potrafi znaleźć wspólnego z nimi języka, co czyni kobiety czarną magią dla chłopaka. Najprawdopodobniej wynika to z ich umiejętności obrażania się o wszystko. Nie próbuje kreować swojej osoby, jest szczery w tym co robi i jak się zachowuje. Jeśli widzi kogoś w potrzebie, okaże chęć udzielenia pomocy ale należy uważać. Kiedy ktoś zażarcie się wzmaga przed pomocą a potem na to narzeka, może spotkać się z pewnymi nieprzyjemnościami ze strony shinobi. Nie dba o to jak go postrzegają inni, bezpodstawna krytyka innych osób jest mu totalnie obojętna. To w pewien sposób robi wrażenie osoby o silnej psychice, choć Reiji zwyczajnie zajmuje swoje myśli innymi sprawami. Nie kryje się również ze swoją miłością do matki, dla której pragnie stać się najlepszy. Troszczy się o swoją jedyną, bliską mu członkinie rodziny i zarazem klanu. Wystarczy że z matką wymienią się spojrzeniami i jedno drugiemu wie co w duszy gra. Owszem, porozumiewają się na migi lub przy pomocy pisania, ale z reguły nie potrzebują nic więcej tylko ich spojrzenia. To pokazuje jak silnie Reiji przywiązuje się do ludzi i jakimi uczuciami może obdarzyć swoją wybrankę. Niestety ciężko zdobyć jego zaufanie, ponieważ musi ktoś na nie zasłużyć, spędzić dużo czasu i odbyć wiele rozmów by móc się przed nim całkowicie otworzyć. Sam wydaje się być godny zaufania, jest dobrym słuchaczem ale kiepski doradcą. Bardziej niż pomoc psychiczna, służy jako ramię do wypłakania się, przytuli i w ciszy będą rozmawiać o sprawach jakby nieistotnych. Względem swoich przeciwników okazuje im szacunek i w żadnym wypadku nie jest tym, który prowokuje. Respektuje każdego wroga i docenia jego umiejętności, biorąc go zawsze za kogoś silniejszego niż w rzeczywistości może być. Zawsze na końcu, po zakończonej walce szybko się kłania w stronę pokonanego i jeśli żyje, dziękuje za walkę czym nieczęsto zaskakuje. Stara się szybko zakończyć walkę, jest bezlitosny niezależnie od tego kim jest jego przeciwnik. Dziecko, kobieta, staruszka, ranny mężczyzna. To nie ma znaczenia. Kiedy dostaje jakieś zadanie, wykonuje je sumiennie. Pragnie stać się najlepszym, być dumą Konohy. 
Umiejętności Shinobi zdecydowanie wśród innych rówieśników wyróżnia się swoim talentem do Bukijutsu. Od małego ciągnęło go do broni, w których posługiwaniu przykłada się chyba najbardziej. Jest miłośnikiem korzystania z różnych ostrzy, w swoim arsenale posiada również miecz i katanę, których używa w sposób nienaganny. Jest lepszy w bezpośrednim starciu na bliskiej odległości niż na dystans. Podczas bliskich starć może się wykazać szybkością i przemyślanymi ruchami. Można by rzec, że pomylił swoje powołania i powinien urodzić się w Kraju Żelaza jako Samuraj. Umie pracować w zespole, niekoniecznie jako ktoś kto słucha czyichś rozkazów. Ponadto Reiji w wolnych chwilach jest miłośnikiem czytania lektur niosących przekaz czytelnikowi. 
Zdolności Nauka ninjutsu nie jest niczym wybitnie trudnym dla chłopaka w momencie kiedy uczy się technik związanych z jego naturalnym uwolnieniem ziemi oraz wynikającym z klanu Kekkei Genkai - uwolnieniem stali. Początkowo skupił się na nauce czakry podstawowej. Z pewnością opanował technikę Doton: Iwagakure no Jutsu, polegającą na połączeniu się ze skałą by potem móc przez nie przechodzić będąc niewykrywalnym. Opanował również w większym stopniu technikę Doton: Tobi Tsubute, która zmienia ziemie w skalne pociski. Nauczył się również Doton: Dosekidake. Jeżeli chodzi natomiast o uwolnienie stali, to jest ono o wiele bliższe naturze Reijiego. Najszybciej nauczył się techniki Koton: Farukon'ai, polegająca na wykrywaniu elementów stalowych w pobliżu. Dzięki tej technice może sprawdzić, czy nie ma w pobliżu niebezpieczeństwa, w postaci wrogich shinobi lub pułapek. Jest w stanie również posłużyć się techniką Uwolnienia Stali: Nieprzenikliwa Zbroja, będąca cechą charakterystyczną Kekkei Genkai. Technika ta pozwala na zmianie różnych części ciała w czarną stal, co sprawia, że niebezpieczeństwo związane z utratą kończyn jest mniejsze.
Odbyte misje 0
Rodzina Tetsuya Konjiki - ojciec, nigdy nie poznał go osobiście, ale z listów jakie pisał mógł wywnioskować, że to troskliwy mężczyzna. Dbał o matkę i mimo że byli razem nadal starał się o jej względy. Był charyzmatyczny, najprawdopodobniej zginął. 
Saki Watari - matka, od nastoletnich lat niemowa. Kiedy Reiji był jeszcze niemowlakiem, wzięła chłopca za namową Tetsuyi i odeszła z kraju do Konohy. Jest kobietą o złotym sercu, przepełniona miłością do syna i męża. Porozumiewa się już z Reijim bez słów, co świadczy o zażyłości ich więzi. Specjalizuje się w pisaniu, niejednokrotnie Reiji ukradkiem czytał pojedyncze wpisy dowiadując się więcej o swojej rodzicielce. 
Sympatia Nie przywiązuje wagi do miłości, a już szczególnie do zauroczeń.
Inne
  • Zanim trafił do Konohy ze swoją matką odbył daleką podróż z Ishigakure, z której się wywodzi. Niestety chłopak był zbyt młody by cokolwiek pamiętał z tamtego okresu, a matka straciła głos przed wyemigrowaniem z wioski. 
  • Jego imię zapisane w kanji 澪士, "szlak wodny, samuraj"
  • Jest w posiadaniu wszystkich listów wymienianych między rodzicami. 
  • Wdał się w ojca zarówno z wyglądu, jak i z charakteru. 
  • Uwielbia ostre i smażone potrawy.
  • Ma przekute uszy i nosi czerwone, okrągłe kolczyki.
  • Klan Watari i klan Konjiki są sobie pokrewne, ale to klan Watari opanował w większym stopniu Uwolnienie Stali.
  • Rodzice Reijego nigdy nie wzięli ślubu. Sam Reiji uważa, że ślub to nic innego jak formalność, ponieważ kiedy kogoś się kocha, to jest mu się wiernym całe życie. 

niedziela, 1 grudnia 2019

Hi Assai

Zemsta jest dla ust najsłodszym kęskiem, jaki kiedykolwiek ugotowany został w piekle.

Godność Hi Assai
Klan Assai
Wiek 16 lat
Płeć Kobieta
Orientacja Heteroseksualna
Charakter To bardzo dobra dziewczyna pozytywnie nastawiona do życia. Jest wrażliwa na cierpienie innych. Stara się pomagać jak tylko może. Dlatego też jej celem jest zostanie medykiem.
Hi jest istotą bardzo przyjacielską. Uwielbia spędzać czas ze znajomymi. Asuma również się wlicza do tego grona. Oczywiście nie traktuje go na równi z rówieśnikami. Darzy go należytym szacunkiem. Czas spędzony na grze w shogi z mentorem jest dla niej bardzo cenny. Staje się coraz lepsza. Sarutobi to dostrzega i widzi w niej doskonałego stratega.
Assai nie ma trudności w zawieraniu nowych znajomości. Zazwyczaj to ona zaczyna konwersację. Nawet jeśli nie ma o czym rozmawiać dziewczyna narzuci temat pogody, który w krótkim czasie potrafi przeistoczyć się w coś naprawdę porywczego. Czasami powie coś nie tak albo znajdzie się w towarzystwie, do którego ani trochę nie pasuje. Zawsze daje radę jakoś wyjść z opresji i po cichu oddalić się od krępujących ją osób.
Hi jest bardzo zawzięta. Jeśli wyznaczy sobie cel będzie do niego dążyć za wszelką cenę. Uparcie próbuje połączyć dwa typy chakry, wodę i ziemię, żeby stworzyć własne Kekkei Genkai. To samo tyczy się medycznych zdolności. Jest samoukiem. Wiedzę czerpie wyłącznie z książek i niewielkiej pomocy Asumy. Jej celem jest zostać najlepszym medycznym ninja nie tylko w wiosce liścia ale i na całym świecie.
Wielu ludzi po stracie najbliższych potrafiłoby spędzić całe życie na szukaniu mordercy i możliwości zemsty. Nie w tym przypadku. Hi nie żywi urazy do człowieka, który zabił jej rodziców. Oczywiście jest jej bardzo przykro i cholernie boli ją fakt, że ich straciła. Po prostu uważa, że zemsta nie rozwiąże sprawy. Dzięki niej nie poczuje się lepiej. Bardzo chciałaby porozmawiać z człowiekiem, który zabił jej rodziców. Pragnie dowiedzieć się dlaczego to zrobił i co czuli jej najbliżsi. Strach? Nienawiść? Bezsilność? Te pytania nie dają jej spokoju.
Czy jest coś czego się obawia? Dużo rzeczy. Chyba najważniejszą z nich jest to, że Hi bardzo boi się śmierci. Obawia się, że będzie cierpieć i ludzie których kocha również. Boi się również, że kiedyś będzie musiała stanąć przed wyborem, w którym i tak straci coś bardzo ważnego nieważne, którą drogę wybierze. Jak już zostało wspomniane dziewczyna jest bardzo wrażliwa na cierpienie innych. Czuje strach na samą myśl, że nie będzie w stanie komuś pomóc i przez to niewinna osoba straci życie. Czasami przez te myśli Assai nie może w nocy spać. Miewa też dni kiedy jest nieobecna, zachowuje się jak duch.
Umiejętności Jeśli chodzi o umiejętności związane z walką Hi jest bardzo spostrzegawcza i uważna. Nigdy nie chce dać się zajść od tyłu więc najczęściej na to zwraca największą uwagę. Jest szybka i zwinna. Najpewniej czuje się w walce na krótkie dystanse. Zazwyczaj używa tylko i wyłącznie gołych pięści wspomaganych wodą. „Rękawice” w kształcie głów rekina to jej ulubiona forma.
Bardzo dobrze odnajduje się w zespole. Nigdy nie czuła się dobrze w roli przywódcy, nie chce nim być. Lubi dostawać polecenia, których wiernie się trzyma.
Hi bardzo dobrze gotuje. Jej ramen to arcydzieło. Za to nawet babcia ją chwali co jest nie lada osiągnięciem. Jest perfekcyjną panią domu. Pierze, sprząta, nawet dziećmi potrafi się zająć. Posiada również bajeczny głos. Jej jeszcze nienarodzone pociechy będą codziennie wysłuchiwały magicznych kołysnaek.
Zdolności Pierwotną naturą jej chakry jest woda. To niespotykane, gdyż każdy z członków jej klanu podczas testu z papierkiem wykazywał ziemię. Wszystkich to zaskoczyło. Oczywiście używanie natury ziemi nie sprawia jej problemów. Zaczęła myśleć nad połączeniem ich. Od kilku lat próby nic nie przynoszą jednak dziewczyna się nie poddaje. (nie chodzi tu o drewno!)
Klan Assai znany jest z silnych kobiet. Babcia dziewczyny posiada Byakugō no In. Matka przed śmiercią również. W żadnym wypadku rodu tego nie można łączyć z medycznymi jutsu. Jedyne co ich interesuje to siła. Każdy pragnie stać się najsilniejszym shinobi… z wyjątkiem Hi. Dziewczyna chce rozwijać medyczne zdolności by nieść harmonię, nie chaos. Jej marzeniem jest stanąć na równi z Tsunade.
Na chwilę obecną babcia zmusza ją do treningów by ta stała się silniejsza. Od dwóch lat dziewczynie udaje się kontrolować czakrę na tyle by utrzymać ją w punkcie na czole.
Codziennie musi wysłuchiwać, że nie ma gorszego członka klanu od niej, że matka pojęła wszystko w przeciągu zaledwie tygodnia, że jest podrzutkiem. Przywykła do tego i z każdym dniem zastanawia się czy to nie jest prawda.
Odbyte misje 0
Rodzina
- Iwa Assai – matka Hi. Kobieta twarda jak skała. Wieść o jej śmierci wstrząsnęła całą wioską. Nikt nie spodziewał się, że tak silny shinobi polegnie w tak młodym wieku. Nikt do końca nie wie co się stało.
- Kazan Assai – ojciec Hi. Tak jak żona poległ w tej samej walce. Plotki mówią, że chciał oddać za nią życie żeby ta mogła żyć z córką. Duma jej na to nie pozwoliła i walczyła do ostatniej kropli krwi. Oczywiście to tylko bujdy. Na polu walki byli tylko oni i przeciwnicy.
- Yama Assai – babcia Hi. Wychowuje ją od kiedy zmarli rodzice dziewczynki. Jest bardzo surowa. Wymaga od dziewczyny tego by stała się jeszcze silniejsza od rodziców. Wynika to z tego, że nie chce stracić i jej. Oczywiście nie daje tego po sobie poznać. Chce żeby dziewczyna czuła do niej respekt i ogromny szacunek.
Sympatia Na chwilę obecną brak.
Inne
- Kazan nie jest jej biologicznym ojcem. Nikt, dosłownie nikt o tym nie wie. Jej matka zabrała do grobu imię mężczyzny, z którym zdradziła męża. (mini spojler, ma białe włosy)
- Zielona herbata to jej paliwo.
- Uwielbia moczyć się w łaźni, gorących źródłach, ogólnie wszystkich miejscach gdzie woda jest gorąca.
- Na dłoniach nosi bandaże, które sięgają praktycznie aż do łokci. Zasłania nimi poranioną skórę, która jest wynikiem bezlitosnego treningu babci Yama.
- Kocha zwierzęta.
- Długie, brązowe włosy najczęściej nosi związane w wysokiego kucyka bądź niedbałego koka u dołu głowy.
- Jak każdy członek klany Assai na karku ma tatuaż „山”oznaczający górę. Słownie jest to też imię jej babci.
Partner 


Taiyoo – samiec fretki, który jest inteligentniejszy niż niejeden człowiek. Doskonały strateg. W roli szpiega również sprawdza się idealnie dzięki swojemu małemu wzrostowi i skrętnemu ciału. Dużo gada i zawsze mówi co myśli. Twierdzi, że lepiej znać najgorszą prawdę niż żyć w kłamstwie. Najczęściej można go spotkać śpiącego na szyi Hi. Tworzą świetną drużynę zwłaszcza grając przeciwko Asumie w shogi. Swoją malutką opaskę wioski liścia nosi na szyi.  

niedziela, 10 listopada 2019

Od Hide cd Ayame

Dziewczyna pojawiła się nagle, niemal natychmiastowo nawiązując rozmowę. Słuchałem jej z uwagą, nieszczególnie przejmując się jednak sensem całej wypowiedzi - nie stanowiła zagrożenia i to było w tej sytuacji najważniejsze. Nieznajoma nie opuściła jednak gardy, trzymając broń w gotowości, zupełnie jakbym miał rzucić się na nią przy pierwszej możliwej okazji. Prychnąłem na samą myśl, nie byłem dzikim zwierzęciem, żeby tracić czas na przypadkowo spotkaną kunoichi. Brunetka zmarszczyła brwi, być może myśląc, że to w jej stronę skierowałem zdecydowanie nieuprzejmy gest. Wzruszyłem jedynie ramionami, wbijając w nią spojrzenie złotych oczu.
- Możesz to opuścić, nie mamy po co walczyć. - odparłem, ostentacyjnie przejeżdżając wzrokiem po dzierżonym przez nią uzbrojeniu - Chyba że o czymś nie wiem i przyszłaś mnie zabić. - Wyszczerzyłem się głupio, opierając podbródek o rękojeść katany.
Dziewczyna zaczęła zaprzeczać, jakby sprowokowana i być może z lekka zdziwiona nagłymi zarzutami z mojej strony, by po chwili wyciągnąć drobną dłoń w moją stronę, przy okazji zaszczycając spojrzeniem swych zdecydowanie wyjątkowych tęczówek. Najwidoczniej nie wyglądałem tak strasznie, jak myślałem, skoro zdecydowała się odezwać.
- Mam na imię Ayame. - odparła - Ayame Hosokaya.
Przez chwilę zwlekałem z odpowiedzią, celowo przedłużając przyjazną wymianę zdań. Miałem paskudny humor potęgowany dodatkowo obolałymi plecami i przebijającymi się powoli odciskami na dłoniach, wywołanymi kilkugodzinnym trzymaniem mopa. Gdy brunetka dotarła do stadium, w którym wyglądała, jakby zamierzała zaprzestać dalszych prób i najzwyczajniej się poddać, uścisnąłem jej dłoń, ponownie nawiązując kontakt wzrokowy.
- Hideyoshi Sarutobi. - Na mojej twarzy znów pojawił się blady uśmiech. - Moje imię jest do bani, wystarczy Hide.
Towarzyszka niedoli zdążyła się jedynie uśmiechnąć, nim ciszę przerwał kolejny huk - tym razem zdawał się jeszcze głośniejszy, niż poprzedni. Akademia zatrzęsła się niebezpiecznie, zagłuszając rzucane pod nosem przekleństwa. Odkąd pamiętam, wioski nigdy nie nawiedziła pogoda, która wyrządziłaby aż takie szkody. Spojrzałem spode łba na wciąż zablokowane wejście, by po chwili przenieść wzrok z powrotem na Ayame, która również nie wyglądała na szczególnie zadowoloną z takiego obrotu spraw. Westchnęła ciężko, podchodząc do okien, próbując je otworzyć, jakby w nadziei, że w ten sposób zdołamy uciec z budynku. Przyglądałem się jej bezcelowym próbom, nie wydając choćby dźwięku.
- Już tego próbowałem. Wygląda na to, że coś się zawaliło i ani drgną. - W końcu wzruszyłem ramionami, niszcząc wszystkie plany nowej towarzyszki. - Cholerna misja, cholerny Kakashi i jego głupia praca w zespole. Nie musiałbym tu siedzieć, gdyby nie to. - mruknąłem do siebie pod nosem, powracając do wcześniejszej zabawy kunaiami
Dziewczyna najwidoczniej dosłyszała drugą część wypowiedzi, a zawiedzioną brakiem wyjścia ekspresję szybko zastąpiło zainteresowanie. Usiadła na schodach obok mnie, widocznie zbierając myśli. Nie przeszkadzałem, mieliśmy mnóstwo czasu do spożytkowania i głupotą byłoby pospieszanie kogoś, w czyich oczach nie figurowałem jeszcze jako skończony kretyn bez cienia moralności.
- Jaki to ma związek z Kakashim? - zapytała w końcu, wbijając wzrok w środek korytarza, z którego przyszła zaledwie kilka minut temu
- Jest mentorem mojej drużyny. Narobiliśmy problemów na misji, więc skończyłem z mopem w ręce, sprzątając tę nieszczęsną akademię. - burknąłem, odruchowo łapiąc się za lewe przedramię, które wciąż nosiło na sobie ślady poparzeń, niczym przypomnienie o pierwszym ukończonym zadaniu - Koniec historii.
Nastała cisza, przerywana jedynie przez dudnienie deszczu o szyby i świsty wiatru, który nieustannie przebijał się przez szpary w drewnianych ścianach budynku. Temperatura nieznacznie spadła, wywołując chwilowe dreszcze na plecach, które minęły na szczęście jeszcze szybciej, niż się pojawiły. Rozmowa również stanęła w miejscu, a bezcelowe siedzenie na schodach zaczynało mnie nudzić. Wstałem więc, rozprostowując obolałe kończyny. Strzyknięcie kości odbiło się echem wśród pustych korytarzy, przyciągając również wzrok Ayame z powrotem na moją osobę. Uniosła brwi, niewerbalnie pytając o moje dalsze zamiary. Wyglądało na to, że z naszej dwójki to ja wychodzę na gadułę. A to niespodzianka.
- Na pewno jest jakiś sposób, żeby stąd wyjść. - mruknąłem, ostentacyjnie się przeciągając - Poza tym wypadałoby znaleźć jakieś zapasy, jeśli chcemy spędzić tu noc. - Wzruszyłem ramionami, wsuwając dłonie do kieszeni, nim postawiłem kilka ospałych kroków naprzód. - Idziesz?

[Ayame?]

czwartek, 7 listopada 2019

Od Kazuhiko cd. Akiry

Cała ta sytuacja była dla mnie dziwna. Akira płaczący w łóżku w obecności Hokage i mistrza. Przyglądałem się wszystkiemu zaskoczony. Czy właśnie z powodu tego demona Tsunade kazała mi mieć chłopaka na oku? Było to pewne. Najbardziej jednak zdziwiło mnie zaparcie kolegi z drużyny, gdy zostałem wyproszony z sali. Czy naprawdę moja obecność była dla niego tak ważna? W pewien sposób ucieszyłem się, że mi ufa. Inaczej nie chciałby żebym został, prawda? 
Wywołanie Hainu okazało się trudniejsze, niż sądziliśmy. Akira prosił go, by udowodnił Hokage, że jest niegroźny, ale demon postanowił milczeć. Ostatecznie skończyło się na "spróbujemy jeszcze raz, gdy będziesz gotowy panować nad jego mocą". Jasnowłosy chłopak siedział zdenerwowany na łóżku. Wzrok na nim skupiły wszystkie osoby w sali. Domyślałem się, że na pewno czuje się niekomfortowo. Sprawy nie polepszył Guy, który w pewnym momencie zaczął się cicho śmiać, mrucząc pod nosem "siła młodości". Tsunade chyba zauważyła niezręczność momentu i szepnęła coś na ucho do pielęgniarki. 
- No dobrze, Akira jest już pewnie zmęczony, porozmawiamy o tym jutro - zarządziła. W tamtym momencie wszyscy zaczęli iść w stronę drzwi.
- Kazu? - usłyszałem za sobą znajomy głos. - Możesz na chwilę zostać?
Poczekałem więc, jak reszta opuści salę. Podszedłem do łóżka chłopaka, omijając leżącego na ziemi psa.
- Coś się stało? - zapytałem, siadając na krześle obok.
- Ja... - zaczął niemrawo, wpatrując się w kołdrę na swoich kolanach. - Nie wiem...
Pokiwałem głową. Rozumiałem, o co chodziło Akirze. Został postawiony przed nowym wyzwaniem. Niesamowicie trudnym. Wiedziałem jednak, że poradzi sobie. Nie jest słaby, a zdobywając panowanie nad demonem, osiągnie całkowicie inny poziom mocy.
- Nie masz przecież czego się bać - odparłem. Nie wyglądał na przekonanego. Westchnąłem przeciągle. W tamtym momencie nie wiedziałem, co mną kierowało, ale położyłem na jego głowie rękę i rozczochrałem jego jasne włosy. - Nikt przecież nie pozwoli cię tu skrzywdzić.
Akira spojrzał na mnie zaskoczony. Widząc jego oczy, domyśliłem się, że poczuł się trochę lepiej.
- Nie zapominaj tylko, że wielka moc wiążę się z wielką odpowiedzialnością. Demon to demon, nie możesz polegać na nim cały czas i tak dalej - zacząłem. Czułem ogromną potrzebę powiedzenia mu wszystkiego, co myślę na ten temat. - Nie powinieneś wierzyć na słowo Hainu, od tej chwili jesteś za niego odpowiedzialny.
Ostatnie zdanie raczej nie podniosło go na duchu. Wydawało się, że analizuje każde moje słowo. Słusznie. Nawet jeśli sam domyślał się konsekwencji swojego wyboru, czułem, że ktoś powinien go o tym uświadomić.
- Nie pocieszacz - zaśmiał się nerwowo, spoglądając na mnie.
- Nie po to tu jestem. - Wzruszyłem ramionami. - Postrzegaj mnie jako ten pesymistyczny, cichy głos swojego rozsądku.
Wbrew pozorom, trochę zazdrościłem Akirze. Jeśli dobrze to rozegra, może zdobyć ogromną moc. Ryzyko jest duże, ale na pewno sobie poradzi. Konoha na tym zyska.
- Robi się późno. - Wstałem z krzesła i spojrzałem w stronę okna. Na zewnątrz było już dosyć ciemno. - Spotkamy się jutro, dobrze? Śpij dobrze!
***
Czekałem na Akirę. Minęło kilka dni od kiedy opuścił szpital. Mimo wszystko, dopiero teraz mogliśmy się spotkać. Według Guy'a, na misje było jeszcze za wcześnie, ale to tylko kwestia czasu, gdy gdzieś nas zabierze.
Siedziałem na kamiennych schodach na obrzeżach miasta. Hane leżał na moich kolanach, mrucząc wesoło. Głaskałem go po brązowym łebku. Zajęty swoim kotem, dopiero po chwili zdałem sobie sprawę z obecności chłopaka. Swoją drogą, to on mnie zaprosił.
- Cześć, Kazuhiko! - powiedział i przysiadł się obok mnie. Akamaru stał obok niego, merdając ogonem.
- Dobrze wyglądasz - odparłem na przywitanie. - Hainu cię już nie męczy?
- Ostatnio milczy - odpowiedział, opierając twarz o ręce oparte na kolanach. - Nie mam pojęcia, co się dzieje.
- Rozumiem - przytaknąłem. - Swoją drogą, coś się stało? Nieczęsto spotykamy się poza misjami. Czy to ta mistyczna przyjaźń w drużynie?
Akira uśmiechnął się delikatnie.
- Myślałem, że moglibyśmy razem poćwiczyć... Ostatnio wspomniałeś, że chciałbyś wybyć z domu na jakiś czas.
- Pamiętałeś? Powadź więc. - Wstałem z miejsca, uprzednio biorąc kota na ręce.
Plac treningowy był częstym miejscem spotkań shinobi. Wielu geninów i uczniów akademii właśnie ćwiczyło rzuty do celu lub podstawowe ruchy walk. Znalezienie dogodnego miejsca na trening nie należało do najprostszych.
- Zimno - marudziłem, okrywając się szczelniej puchatym szalikiem. Akira zostawił plecak na ziemi, gdy w końcu udało nam się zająć odpowiedni teren. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że trening będzie polegał na walce. Jasnowłosy musi w końcu wrócić do pełni sprawności nim wyruszymy na misję. 
Ledwo zaczęliśmy, a usłyszałem za sobą znajomy, najbardziej irytujący na świecie głos. 
- Kazuhiko! - Odwróciłem się w stronę Yuu. Dzieciak i jego znajomi stał za mną. Dlaczego musieliśmy ich spotkać? 
- Co chcesz? - mruknąłem. Przerwali nam ćwiczenia. I to najpewniej z błahego powodu. Zerknąłem w stronę zaskoczonego Akiry. Nigdy nie mówiłem mu o sytuacji w moim domu. Zaczynało być coraz bardziej niezręcznie. 
- Mama powiedziała, że nauczysz mnie rzucać shurikenami! 
"Mamą"? To nie jest jego matka. Skrzywiłem się nieznacznie. Wiedziałem jednak, że chłopiec nie podda się łatwo. 
- Idź znaleźć jakiś cel. Nieruchomy tym razem, zaraz przyjdziemy, weźmiemy tylko rzeczy - poleciłem. Yuu wraz z kolegami zaczął biec w stronę jakiejś tarczy. 
- Nie wiedziałem, że masz brata. - Reakcja Akiry nie zdziwiła mnie. Nie chciałem go teraz tym męczyć i wyjaśniać wszystkiego od początku. 
- Bo jestem jedynakiem - odparłem spokojnie. - To długa historia. Chodźmy, bo ten dzieciak nie da mi spokoju w domu. 
Yuu stał już obok tarczy i starał się rzucić shuriken tak, by trafić w sam środek. Aczkolwiek za każdym razem chybiał. 
- Kazuhiko! - zawołał na mój widok. Wyglądał na zadowolonego. - Co mam robić?
- Trafiać - mruknąłem. - Na początku musisz przyjąć dobrą postawię. Nie bądź sztywny i skup się na celu. To prostsze być nie może. 
Yuu wlepił we mnie zaskoczone spojrzenie. 
- Mam ci pokazać? - Nie był to szczyt moich marzeń. Podniosłem jeden z shurikenów i rzuciłem nim w stronę tarczy. Trafiłem w sam środek. 
- Jesteś niesamowity! Celujesz tak dobrze jak tata!
Jego słowa zaskoczyły mnie. "Jak tata"? Ryou, zwykły piekarz potrafi perfekcyjnie rzucić do celu? Spojrzałem na Akirę, zastanawiając się czy nie podzielić się z nim przemyśleniami. Ostatecznie porzuciłem ten pomysł. Bałem się, że odbierze to źle i uzna, że jestem przewrażliwiony. Może tylko ja szukam dziury w całym? 
- Akiro - zwróciłem się do kolegi z drużyny, tak by zajęte rzucaniem dzieci nie dosłyszały. - Przepraszam za to wszystko. Wierz mi, że też mam dość.

<Akira?> 

wtorek, 5 listopada 2019

Od Ayame cd Hide

Dzień zapowiadał się okropnie od samego ranka. Było niemiłosiernie zimno, a jakby tego było mało to jeszcze lało jak z cebra. Modliłam się tylko abym nie musiała dzisiaj nigdzie wychodzić z domu. Dopóki miałam możliwość przeczekania paskudnej pogody w ciepłych czterech ścianach z herbatą w ręku to miałam zamiar z tego korzystać ile się tylko da. Jednak jak to czasami się zdarza, życie bywa przewrotne i chcąc nie chcąc nie wszystko idzie po naszej myśli. Tym razem nie było mi dane przespać smacznie tej ulewy, a wręcz przeciwnie, dostałam jeszcze zadanie od mamy które wymagało wyjścia z domu. Czyli tego, co mijało się z moim celem tego niezbyt przyjemnie zapowiadającego się dnia. Mianowicie miałam udać się do akademii w celu odebrania jakichś papierów dla kuzynostwa. Ciotka trochę przychorowała, a była to rzecz pilnie jej potrzebna i niecierpiąca zwłoki. Dlatego też odkładałam pójście tam ile tylko się dało. Dopiero pod wieczór rodzicielka pogoniła mnie do załatwienia tej iście ważnej sprawy, niemalże wyrzucając z domu. O tyle dobrze, że po chwili dorzuciła mi jeszcze bluzę z kapturem. Z perspektywy czasu nie był to zbyt dobry pomysł, bo pogoda stała się jeszcze gorsza, a ja musiałam iść do akademii, która jednak znajdowała się kawałek od mojego domu. Starałam się dotrzeć tam jak najszybciej i jeszcze szybciej wrócić, ale wcześniej wspomniana jakże cudowna pogoda skutecznie mi to utrudniała. Wszystko było śliskie, a każdy mniej przemyślany i szybszy krok mógł doprowadzić do upadku w kałużę błota, których akurat było nie mało. Dlatego gdy dotarłam na miejsce byłam przemoczona do suchej nitki. Robiło się coraz później, więc zaczęłam biegać w poszukiwaniu jakiegokolwiek nauczyciela. Niestety, żadnego już chyba nie było w akademii. Nie było tam już nawet żadnej żywej duszy, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Podczas poszukiwań po całej szkole zdążyłam nieco wyschnąć. Nagle do moich uszu dotarł głośny huk. Nawet trochę podskoczyłam, ale miałam przeczucie, że ten dźwięk nie zwiastował nic dobrego. Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych i tam moje podejrzenia się sprawdziły. Z daleka widać było, że ów jedyna droga wyjścia została zablokowana. Westchnęłam tylko z niedowierzaniem, że taka sytuacja przytrafia się właśnie mnie. Kiedy miałam już zamiar szukać jakiegoś dobrego miejsca na przecierpienie tej nocy, na drugim końcu korytarza, nieco w mroku, dostrzegłam jakąś postać. Nie ruszała się, nawet nie drgnęła. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że być może mam jakieś zwidy, więc dla pewności przetarłam oczy, ale nic to nie dało. Sylwetka jak wcześniej tam siedziała, tak siedziała tam dalej. Pożałowałam, że jedyne co akurat przy sobie miałam, to kilka senbon, ale z dwojga złego lepsze to niż nic. Wzięłam więc to co miałam między palce prawej dłoni i zaczęłam powoli zbliżać się do postaci siedzącej nieopodal. Serce zaczynało bić coraz bardziej, niemalże miałam je w gardle gdy byłam coraz bliżej tego czegoś. Kiedy byłam już wystarczająco blisko, spod kaptura błysnęły mi złote oczy, co spowodowane było światłem pochodzącym od uderzenia pioruna tuż obok szkoły. Nie wiem, czego przestraszyłam się bardziej. Tego niespodziewanego grzmotu czy złotych ślepi, ale drgnęłam i upuściłam moją jedyną broń. Jednak chwilę później okazało się, że był to tylko jakiś chłopak, który najwyraźniej również tutaj utknął. Odetchnęłam głęboko i byłam gotowa opuścić gardę, ale białowłosy nadal bacznie mnie obserwował nie spuszczając ze mnie wzroku i zachowując pozycję gotową do ataku.
-Wystraszyłeś mnie. Myślałam że mam jakieś przywidzenia, ale najwyraźniej nie tylko ja zostałam zmuszona do spędzenia nocy w szkole - odparłam, podchodząc bliżej, ale nadal zachowując gotowość do ataku.
Zaczęłam zbierać te kilka senbon, które upuściłam, kątem oka obserwując ruch chłopaka i być gotowa do uniku w razie gdyby coś mu odbiło i chciałby mnie zaatakować.

<Hideyoshi? Towarzyszy w niedoli>

niedziela, 3 listopada 2019

Ayame Hosokaya


Godność Ayame Hosokaya
Klan Hosokaya
Wiek 18 lat
Płeć Kobieta
Orientacja Heteroseksualna
Charakter Ayame należy do tego typu osób, które od razu budzą twoje zaufanie. Wokół jej osoby rozprzestrzenia się przyjazna, ciepła aura. Przyjaźnie nastawiona do każdej nowo poznanej osoby, nigdy nikogo nie skreśla po pierwszym spotkaniu. Zawsze wyciągnie pomocną dłoń o ile jest w stanie naprawdę pomóc. Chętnie służy radą oraz ramieniem do wyżalania się, jest niesamowitą słuchaczką. Niezbyt gadatliwa i trochę nieśmiała w nowym towarzystwie, rozkręca się gdy już kogoś bliżej pozna. Stara się myśleć pozytywnie i znajdować dobre strony nawet jeśli sytuacja jest nie najlepsza. Zaraża innych swoim śmiechem. Stara się być zdeterminowana i wytrwała, ale czasami nawet niewielkie przeszkody albo potknięcia ją demotywują. Daje świetne rady innym, chociaż sama nie potrafi z nich skorzystać. Czasami trochę zapomina o sobie, przekładając dobro i potrzeby innych nad własne. Uważa swoje problemy za mało ważne i że sama sobie z nimi poradzi. Nawet jeśli jest jej ciężko, trudno Ayame poprosić kogoś o pomoc. Wydawać by się mogło, że jest jak otwarta księga bo wiele o sobie mówi, ale zarazem nie zdradza o sobie zbyt wiele. Jakby miała jakieś ukryte strony, które tylko nieliczni mogą zobaczyć. Łatwo idzie jej nawiązywanie znajomości dzięki jej charyzmie. Mimo wielu znajomych, przyjaciół ma tylko niewielu i są to też osoby naprawdę wybrane. Zwłaszcza o przyjaciół potrafi być niekiedy bardzo zazdrosna, nawet jeśli tego nie okazuje tak jak i smutku. Niezwykle ceni sobie osoby, które bez względu na wszystko stoją przy jej boku, toteż zawsze będzie ich bronić za wszelką cenę. Bliscy są dla niej jak największy skarb, którego musi chronić. Pozornie grzeczna, ułożona dziewczyna potrafi zmienić się w istnego demona, gdy coś lub ktoś ją zdenerwuje, a o to nie trudno. Przez jej nerwowość czasami nawet błahostka może doprowadzić ją do białej gorączki, jednak taki gniew przechodzi równie szybko, jak się zaczyna. Podczas napadu złości zazwyczaj nie kontroluje swoich myśli oraz języka, dlatego po kłótni często żałuje, że coś powiedziała. Nigdy nikogo celowo nie zrani, dzieje się to zazwyczaj pod wpływem negatywnych emocji. Niekiedy podczas kłótni zachowuje się jak dziecko albo wybucha płaczem, chociaż sama nie jest pewna czym to drugie jest spowodowane, ale bardzo tego nie lubi. Jeśli kogoś nie lubi to pokazuje to w subtelny sposób. Czasami nieco niezdarna, palnie coś w nieodpowiednim momencie. Mimo swojego dosyć chwiejnego charakteru, podczas misji potrafi skupić się na powierzonym jej zadaniu i nie stwarza problemów. Również podczas innych sytuacji, które tego wymagają, potrafi być poważna. 
Umiejętności Praca w drużynie nie sprawia jej większych problemów, nawet ją preferuje, ale sama też potrafi sobie dobrze radzić. Świetnie posługuje się senbon czy kunaiami, chociaż woli raczej te pierwsze. Od jakiegoś czasu podoba jej się także drut. Nie lubi starć wręcz, dlatego bezustannie ćwiczy skradanie i ukrywanie się. Chociaż jeśli sytuacja tego wymaga nie ucieka od walki. Ma refleks i jest zwinna jak mało kto. Staje się teraz coraz szybsza, a i siły też w niej sporo. 
Zdolności Oprócz podstawowych jutsu, których uczono w akademii, Ayame upodobała sobie używanie Chōjū Giga. Uwielbia przywoływać do życia to, co narysowała i idzie jej to całkiem nieźle. Od niedawna próbuje także swoich sił w Suiton Mizurappa, gdzie wypuszcza ze swoich ust dużą ilość wody. Skupia uwagę na jutsu ofensywnych dalekiego zasięgu. Z technik ziemi dobrze radzi sobie z Doton: Iwagakure no Jutsu, które świetnie pomaga jej w skradaniu się. Podczas używania tej techniki łączy się ze skałą i może przechodzić do innych, pozostając niewykrytą. Ostatnią z technik, jaką jak dotąd opanowała, jest Doton Ganchūsō. Ayame tworzy skalne filary, które wyrastają z ziemi w celu przebicia przeciwnika. Technika ta ma dowolny zasięg, więc młoda kunoichi nie musi za bardzo martwić się o wykrycie, jeśli używa go z ukrycia.
Dla równowagi i własnej satysfakcji, pod okiem ojca, od najmłodszych lat uczy się taijutsu. Mimo, że czasami bywa naprawdę ciężko to nie poddaje się i zdarza się, że ćwiczy do upadłego.
Drużyna Drużyna Kakashi'ego (2)
Rodzina 

  • Katsuro Hosokaya - głowa rodziny i jeden z lepszych shinobi w wiosce. Mimo pracy, która zabiera mu sporo czasu, zawsze znajdzie chwilę aby wpaść do domu i posiedzieć z rodziną. Gdy Ayame była mniejsza spędzał więcej czasu w wiosce aby poświęcić czas na wychowanie jej oraz syna. 
  • Mitsuko Hosokaya - troskliwa i opiekuńcza, a zarazem twarda jak na matkę przystało. Świetnie poradziła sobie z ułożeniem dzieci podczas nieobecności męża. Mimo jej czasami męczącego charakteru, zawsze okazuje wsparcie swoim dzieciom i stanie w ich obronie. Choć czasami dostaną od niej nieźle po głowie.  
  • Ryota Hosokaya - starczy o pięć lat brat Ayame. Gdy była mniejsza Ryota często jej dokuczał, zaś z wiekiem stał się bardziej troskliwym bratem. Jest dla młodej kunoichi najlepszym przyjacielem.
Sympatia -
Inne
  • Imię ,,Ayame” oznacza irys, co wzięło się od koloru jej oczu. 
  • Całkiem nieźle gotuje, choć od czasu do czasu zdarzy jej się, że coś przypali.
  • Zna okolicę wokół wioski jak własną kieszeń przez to że za młodu dużo wymykała się z domu wraz z bratem.
  • Kocha wszelaką sztukę, często coś bazgra na znalezionym skrawku papieru albo podśpiewuje coś pod nosem choć na tym drugim mało komu udało się ją nakryć.
  • Nie lubi gdy na zewnątrz jest zimno. No chyba, że może wtedy siedzieć w domu pod kocykiem.
  • Uwielbia spacerować nocą i oglądać gwiazdy, to też dosyć często wymyka się wieczorami z domu.
  • Gdy tylko znajdzie wolną chwilę to czyta. 
  • Uwielbia słodycze, nie przepada zaś za słonymi przekąskami.
Partner

Kobe, bo takim imieniem obdarowała go Ayame, to lis, który właściwie się do niej przyplątał. Spotkała go kilka razy podczas spacerów do lasu czy łąk, można by rzec, że ją obserwuje. Zazwyczaj zachowuje dystans, ale zdarzy się, że podejdzie gdy domaga się pieszczot. Dziewczyna uważa go jako swojego stróża, który obserwuje z daleka, ale pojawia się, gdy jest potrzebny. 

Od Akiry cd Kazuhiko

Nie wiem co się ze mną działo. Niby wiedziałem i czułem co dzieje się wokół mnie, lecz nie mogłem nic zrobisz, ani się ruszyć, ani powiedzieć, że ich słyszę. Czułem tępy ból, który rozchodził się po całym moim ciele. Odczuwałem obecność demona, pulsowała we mnie, wraz z każdym moim oddechem. Nie wiem co stało się po egzaminie. Pamiętam tylko tych wszystkich shinobi, którzy przygotowywali się do ataku na mnie. Czyżby był aż tak niebezpieczny?
Słyszałem, że ktoś do mnie mówił. Nie rozumiałem większości słów, ale wiedziałem do kogo należy owy głos. Kazuhiko. Czyżby siedział tu przez cały czas? Nie, to nie możliwe. Pewnie przyszedł na chwilę w odwiedziny, sprawdzić jak się czułem. Ale nie chciałem by się martwił. Sam go zaciągnąłem na ten egzamin. Czułem się słaby już na samym początku. Nie chciałem zawieść mojej mamy, Iruki i nie chciałem by Kazu pomyślał, że jestem słaby.
Powoli postarałem się otworzyć oczy. Poraziło mnie jasne światło, więc jak najszybciej je zamknąłem. Byłem w szpitalu? Ponowiłem swoją próbę i przemogłem chęć zmrużenia oczu. Zobaczyłem biały sufit, i zapalone światło lamp. Przemogłem się i mimo bólu, przekręciłem głowę w stronę okna. Było zasłonięte zieloną zasłoną by do środka wpadało jak najmniej słońca.
- Kazu... - wyszeptałem, gdy moje oczy ujrzały ciemną czuprynę. Chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a już po chwili poczułem jak coś skacze na mój brzuch. Akamaru od razu dokończył do mojej twarzy, nie dając mi wziąć nawet oddechu. Złapałem go za pysk z lekkim uśmiechem.
- No już, już. Przecież nie umarłem. - spojrzałem na chłopaka - Co się stało? Mało co pamiętam... Miałem jakiś wypadek podczas sprawdzianu?
Na chwilę zapanowała cisza.
- Wiesz, to dość długa historia. Tsunade chce też z tobą porozmawiać, pójdę powiedzieć komuś, że się obudziłeś.
Po chwili zostałem sam z psem. Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Hainu nie wydawał się kłamać, ale czy mogłem zaufać mu na poważnie? Za dużo myśli kłębiło się w mojej głowie, nawet nie zauważyłem że Kazuhiko wrócił, a za nim szedł jeden z medycznych ninja.
- Nic poważnego ci nie grozi. Upadłeś z dość dużej wysokości, lecz nie wiadomo jaki był powód twojego dość długiego snu. Ale myślę, że jutro rano będziesz mógł już udać się do domu, zdrowy z ciebie chłopak! - kobieta uśmiechnęła się, poprawiając mi poduszkę. Westchnąłem z ulgą. Moja mama pewnie się o mnie martwi. Właśnie. Czy on...
- Ciągle tu siedziałeś? - wyszeptałem. Nie patrzyłem na nikogo konkretnego, ale on wiedział, że mówię do niego. Nim zdążył odpowiedzieć, wtrąciła się kobieta.
- On codziennie tu przychodził. Siedział najdłużej ze wszystkich i wciąż do ciebie mówił. Widać, że dobrzy z was partnerzy i dużo dla siebie znaczycie. Wasz mistrz musi być z was dumny. No dobrze, teraz was zostawię.
Kazu zaczerwienił się i zaczął nerwowo odsłaniać okno. Prawie wyrwał roletę, co niego mnie rozbawiło. Ziewnąłem, patrząc na jego ruchy. To było miłe z jego strony, że nade mną czuwał, ale... Dotknąłem policzka, czując wybrzuszenie. Znak wyglądał jakby był wypalony, ale nikt nawet o nic nie zapytał. Czyżby nie chcieli mnie martwić? Co takiego zrobiłem?
Drzwi otworzyły się. Do środka wszedł Guy, zaraz po nim Tsunade i Iruka oraz Danzo. Przełknąłem ślinę, gdy wszyscy w jednym momencie spojrzeli na mnie. Akamaru warknął cicho, ostrzegają by goście do mnie nie podchodził, lecz Tsunade nic sobie z tego nie zrobiła. Podeszła do mnie pewnym krokiem i usiadła na moim łóżku, nie odwracając ode mnie wzroku.
- Kazuhiko, proszę wyjdź. Musimy z nim porozmawiać.
Chłopak posłusznie zaczął iść w stronę wyjścia, lecz gdy przechodził obok mojego łóżka, chwyciłem go za nadgarstek.
- Proszę, niech zostanie...
Hokage spojrzała na nasze dłonie i westchnęła. Kiwnęła tylko głową pozwalając mu zostać. Iruka podszedł do mnie i poczochrał po włosach. Odkąd pamiętam zawsze tak robił, gdy widział, że zaczynam się stresować. On nigdy nie wiedział kiedy należy dziecko przestać traktować jak dziecko.
- Więc Akira, pewnie wiesz o czym chce z tobą porozmawiać. Jeden z lekarzy medycznych powiedział mi, że od czasu do czasu podczas znów można było wywnioskować że z kimś rozmawiasz. Możesz mi powiedzieć z kim?
Zawahałem się. Przecież jeśli jej powiem uzna mnie za niebezpieczeństwo i zamknie pod kluczem. Będzie nadzorować każdy mój ruch. Ale nigdy mnie nie zostawiła. Nawet jak cała nasza rodzina miała problemy z resztą klanu, wstawiła się za nas i pozwoliła zamieszkać właśnie tutaj.
- Z Hainu...
Zapadła cisza.
- To on ci zrobił ten znak?
- To umowa.
Tsunade delikatnie złapała mnie za podbródek i odwróciła moją twarz by lepiej mogła się przyjrzeć symbolowi.
- Demon... Akira, na czym miała polegać ta umowa?
- Powiedział, że nie skrzywidzi nikogo, ani nie zniszczy wioski.
Wszyscy patrzyli na mnie nie odzywając się słowem. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, wiedziałem, że zaraz stanie się to czego tak najbardziej się obawiałem. Że zawiodę nowego mistrza, Tsunade, Kazu...
- Guy.
- Tak?
- Twoim obowiązkiem jest pilnowanie go oraz nauczenie korzystania z jego nowego kolegi. Masz mieć na niego oko, a na misjach nie zostawiać go samego. Jeśli coś się dzieje, Kazu od razu mówisz. Guy nie może spędzać z nim całego dnia. Lecz narazie nie możemy puścić cię do domu. Musimy "porozmawiać" z tym twoim Hainu...

<Kazuhiko?>

sobota, 2 listopada 2019

Od Hideyoshi'ego cd Mitsuki & Fuyuko

Ruszyłem w swoją stronę, wciąż nieznacznie zirytowany wymianą zdań z Mitsuki. Zaufanie do swojego partnera. Od dawna nie słyszałem większej głupoty - znaliśmy się zaledwie kilka godzin, powierzanie własnego życia w jej ręce byłoby czystym szaleństwem i nie rozumiałem, jak inni shinobi mogli tego nie zauważyć. Absurd, żałość, niedorzeczność - wystarczyły trzy słowa, by opisać całą misję, którą nam powierzono i wyznawane przez resztę drużyny wartości. Byłem pewien, że gdyby nie przynależność do Sarutobich, cieszących się wyjątkowo pozytywną sławą, nigdy nie przydzielono by mnie do drużyny Kakashiego, skazując tym samym na wymuszoną, ociekającą fałszem iluzję współpracy. Przystanąłem więc na jednym z drzew, obserwując otoczenie w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek. Minęło zaledwie kilka minut, nim dwójka ninja przebiegła leśną ścieżką, zostawiając za sobą chmarę dymu. Wstrzymałem oddech, gdy przystanęli tuż pod moją tymczasową kryjówką, by odpocząć.
- Uchiha. Kto by pomyślał, że przyślą taki skarb prosto w nasze sidła. - Jego śmiech był gardłowy, wyjątkowo paskudny i zdecydowanie nieprzyjemny. - Ciekawe gdzie uciekła reszta ptaszyn.
- Jesteś pewien, że kogoś znajdziemy? To jak szukanie igły w stogu siana. - Drugi z mężczyzn splunął, nim oboje ruszyli w dalszą drogę, uniemożliwiając mi usłyszenie reszty rozmowy.
Zmarszczyłem brwi i upewniwszy się, że nieznajomi oddalili się na wystarczający dystans, niemal natychmiastowo zmieniłem tor podróży, powracając na nieszczęsne skrzyżowanie, gdzie skoczyliśmy sobie z Mitsuki do gardeł. Nie miałem wątpliwości, że chodziło o nią, nie znałem żadnego innego Uchihy - niewielu ich zostało, a z całą pewnością jeszcze mniej kręciło się w lesie tak daleko od wioski. Przekląłem siarczyście, czując nasilające się bicie serca. Oby nie było za późno. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałem, były martwe towarzyszki - mogłem nie zgadzać się z ich poglądami, ale z całą pewnością żadna z nich nie zasługiwała na śmierć. 
Skok, świst powietrza, wrzask - wszystko działo się na tyle szybko, że nie potrafiłem wyczuć momentu, w którym trafiłem w sam środek rzezi, cudem omijając ociekające krwią ciało. Wysunąłem z pochwy ukochaną katanę, wbijając jej koniec wprost w udo stojącego najbliżej shinobi. Rozcięta tętnica błysnęła szkarłatem, zlewając się w jedno z arią agonalnych wrzasków jednego z oprawców. Hałas zwrócił uwagę reszty agresorów oraz samej Mitsuki, wyglądającej w obecnej sytuacji, jak siedem nieszczęść. Zwróciła ku mnie spojrzenie swych wyjątkowych oczu, choć nie potrafiłem określić, czy bardziej cieszyła się na widok przyjaznej twarzy, czy miała mi za złe, że swym egoizmem w ogóle doprowadziłem do takiego obrotu spraw. Niezależnie od odpowiedzi doskoczyłem do niej, złączając nasze plecy. Oddychała ciężko, jakby walczyła już od dłuższego czasu.
- Zachowałem się jak ostatni kretyn, wiem. - rzuciłem niedbale, korzystając z braku potencjalnych oprawców w okolicy - Zobaczymy, co wyjdzie z tej twojej pracy zespołowej. 
Mitsuki nie zdążyła odpowiedzieć, shinobi zaatakowali w jednej chwili, wykorzystując cały swój potencjał. Nie pozostaliśmy dłużni, robiąc wszystko, by odeprzeć wymierzone w nas pociski i wymyślne techniki. Walka, pomimo poważnej różnicy liczebnej, nie okazała się tak nierówna, jak z początku zakładałem. Dewianci, choć z całą pewnością przeszli jakieś szkolenie, nie dorównywali poziomem przeciętnym ninjom z Konohy. Czarnowłosa również nie była słaba, ku mej uciesze okazała się naprawdę dobra. W całej morderczej przepychance pieczętowanej krwią i wykrzykiwanymi na wiatr groźbami doszło nawet do zalążka pracy zespołowej, skupiającej się wokół wzajemnego odbijania od siebie pocisków i chronienia pleców przed masowo rzucanymi shurikenami. Z czasem ilość wrogów zaczęła stawać się problemem - ninja wydawali się namnażać, nie zmniejszając swej ilości pomimo powalania na ziemię kolejnych przeciwników. Przechyliłem katanę, blokując ostrzem kolejny z wymierzonych we mnie ataków, próbują uregulować przyspieszony oddech. Nie byliśmy niezniszczalni, jeśli walka nie zwolni, wkrótce oboje padniemy z wyczerpania. Spojrzałem w kierunku Mitsuki, która z powodu dłuższego zmagania się z bandytami, zdawała się w jeszcze gorszym stanie. Nie zwlekając długo, zmniejszyłem dzielącą nas odległość, uprzednio upewniając się, że wymiana zdań nie zagrozi aż nadto naszemu bezpieczeństwu.
- Sytuacja jest do dupy. - skwitowałem, wyrzucając w eter jednego z ostatnich pozostałych kunaiów - Jak dobrze władasz ogniem? 
- Na tyle dobrze, na ile potrafi genin z klanu Uchiha. - podsumowała bez chwili zastanowienia - Planujesz coś?
- Być może. - Posłałem jej blady uśmiech - Skoro już współpracujemy, moglibyśmy połączyć nasze ninjutsu. - Przez chwilę sam nie wierzyłem, że taka propozycja w ogóle przeszła mi przez gardło. Zresztą Mitsuki wcale nie wyglądała na mniej zaskoczoną. - Jeśli dam ci sygnał, dasz radę podpalić obszar przed nami?
Dziewczyna skinęła głową, wyraźnie zadowolona tym, że tymczasowo porzuciłem rolę kompletnego egoisty. Odetchnąłem więc głęboko, by po chwili wypuścić z ust promień związanego chakrą prochu strzelniczego. Przygnębiająca szarość otoczyła nas z niemal każdej strony, powoli otulając swymi ramionami również naszych oponentów. Mitsuki z całą pewnością zrozumiała, co się święci, składając dłonie w odpowiednią pieczęć. Niewerbalny znak wystarczył, by ciemność zajęła się ogniem, parząc część shinobi, którzy nie w porę zorientowali się o nadchodzącym zagrożeniu. Wszystko szło niemal idealnie, nim z zarośli nie wyłoniła się niebieskowłosa towarzyszka, wyjątkowo czymś przejęta. Poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła - zupełnie nie spodziewałem się, że postanowi nas odnaleźć, tym bardziej w tak ryzykownym momencie. Subtelny wiatr przesunął proch w jej stronę, a zbliżające się eksplozje coraz bardziej przybliżały się do Fuyuko. Dziewczyna ewidentnie szukała jakiejkolwiek drogi ucieczki, jednak bezskutecznie, ninjutsu zdążyło się już rozprzestrzenić.
- Kurwa mać. - warknąłem, nie zastanawiając się zbyt długo nad tym, jak powinienem się zachować. - Ten plan był do bani od samego początku.
W jednej chwili doskoczyłem w jej stronę, siłą usuwając kunoichi z drogi. Usłyszałem zaskoczone westchnięcie i wołającą w naszą stronę Mitsuki, nim oboje uderzyliśmy o ziemię, przetaczając się wzdłuż wypalonej od wybuchu trawy. Piszczenie w uszach całkowicie odwróciło moją uwagę od pieszczących skórę, ognistych języków. Gdy zamroczenie ustało, syknąłem przeciągle, dopiero teraz odczuwając pulsujący, tępy ból w lewym przedramieniu. Zacisnąłem zęby, rozglądając się dookoła, czując nieuzasadnioną wręcz ulgę, gdy zza zasłony dymu wyłoniła się nieco oszołomiona, ubrudzona ziemią, ale cała Fuyuko. Radość nie trwała jednak długo, gdy na horyzoncie pojawiły się zbierające siły resztki bandytów, również powoli dochodzące do siebie. Podniosłem się powoli, starając się nie obciążać pokiereszowanej kończyny, wyciągając sprawną rękę w stronę wciąż siedzącej na trawie niebieskowłosej.
Z bezradności pokręciłem głową, samemu nie dowierzając, jak impulsywne decyzje podjąłem w imię idei, które zaledwie godzinę temu przyrównywałem do mało wartościowych śmieci. Żałość i idiotyzm

[Fuyuko? Mitsuki :v ]
Template by