niedziela, 10 maja 2020

Od Sory do Saeko - Event

Zacisnąłem pięści, wsłuchując się w tłumaczenia wyższych rangą kunoichi, a usta niemal samoistnie zacisnęły się w pojedynczą, pełną goryczy kreskę. Stworzony przez dotychczas podekscytowanego Taogetsu nastrój rozpłynął się w powietrzu, ustępując miejsca osobliwemu typowi rozpaczy, zmieszanej ze świadomością własnej bezsilności w obliczu Akatsuki. Jednak czy ktokolwiek z nich miał stuprocentową pewność, że tym, co obrało wioskę za swój cel, byli przyodziani w czarne płaszcze shinobi?  
- Naszym zadaniem jest ich wytropić. Już szukają ich inne drużyny, ale im szybciej znajdziemy Akatsuki, tym mniejsze ryzyko, by zniszczyli naszą Wioskę. Musimy chronić mieszkańców, którzy już teraz żyją w strachu. - Nawet Tsunade zdawała się przytłoczona całą sytuacją.
Nastrój obecnej Hokage udzielił się, w mniejszym lub większym stopniu, wszystkim przebywającym w pomieszczeniu shinobi. I choć Kurenai z całych sił starała się podbudować nasze nadzieje i pewność siebie przed jutrzejszym, niewątpliwie diabelnie wymagającym starciem, w jej głosie dało się wyczuć prawdziwe, skryte w głębi serca emocje. Słowa padały w eter, nie spotykając się z żadnym oporem - szczegóły spotkania, miejsce zbiórki i wstępne nakazy, które mają zadecydować o naszym bezpieczeństwie, szybko wypełniły nam głowy. 
Gdy finalnie opuściłem budynek administracyjny, czułem się zagubiony, jakby wyjęty z tego świata. Pewna część mnie obawiała się, że brak wprawy w walkach fizycznych i opieranie się w dużej mierze na logice oraz obszernej wiedzy może nie wystarczyć, by poradzić sobie z Akatsuki. Mimo wszystko wiedziałem, że nie mieliśmy wystarczająco czasu, a tym bardziej warunków, bym mógł rozpocząć wyczerpujące treningi bliskodystansowych ataków - z grymasem wymalowanym na twarzy skierowałem się więc ku miejskiej bibliotece, jakby w nadziei, że w opasłych tomiskach odnajdę złoty środek, dzięki któremu jutro będzie pewniejsze.
***
Huk przykuł uwagę nas wszystkich, skutkując nieprzyjemnym dzwonieniem w uszach, którego piskliwe tony rozbrzmiewały w mej głowie jeszcze przez chwilę, gdy z impetem skierowaliśmy się w stronę opuszczonej niedawno wioski. Adrenalina buzowała w mych żyłach, a nogi poruszały się niemal samoistnie, jakby całkowicie tracąc kontakt z ośrodkowym układem nerwowym - sytuacja, w której się znaleźliśmy, sprawiła jednak, że póki wciąż funkcjonowały, nie zamierzałem jakkolwiek ingerować. Efekt pogłębił się jeszcze bardziej, gdy przekroczyliśmy bramę wioski, a raczej to, co z niej zostało. Wszechobecny chaos okazywał się aż nadto przytłaczający - spirale ognia chłonęły pobliskie budynki, których szkielety z trzaskiem osuwały się na naznaczone krwią chodniki. 
- Pomóżcie cywilom! - Głos Kurenai ledwo przebił się przez agonalną pieśń wrzasków i rozpaczy.
Nie zwlekaliśmy więc ani chwili dłużej, z impetem dopadając do znajdujących się w pobliżu rannych. I choć posoka lała się z nich strumieniami, a skrzywione z bólu twarze wykrzykiwały obelgi w stronę nienazwanych agresorów, robiliśmy, co w naszej mocy, by choć trochę ulżyć im w cierpieniu. Oglądając rany, kątem oka przypatrywałem się również dwójce towarzyszy - absurdalnym zdawał się dla mnie fakt, że nawet w obliczu tragedii Taogetsu potrafił wykrzesać z siebie choć odrobinę energii, którą z całych sił starał się przelać na opatrywanych cywilów. Szczerze zazdrościłem mu tej cechy charakteru. Saeko natomiast, co wyraźnie kontrastowało z pracującym nieopodal chłopakiem, spoglądała na rannych w ten sam, pełen stoickiego spokoju sposób. Na nią również patrzyłem z podziwem - oboje byli wszystkim tym, do czego tak desperacko dążyłem.
Pozorną chwilę wytchnienia szybko przerwał kolejny huk, tym razem jeszcze głośniejszy i z całą pewnością bliższy naszemu obecnemu położeniu. W jednej chwili nasze spojrzenia się spotkały, a narastające hałasy o niezidentyfikowanym źródle sprawiły, że pospieszyliśmy opatrywanych cywilów, asekurując tych, których stan nie pozwalał im poruszać się samodzielnie i czym prędzej ruszyliśmy w stronę, w którą mijający nas wcześniej shinobi udawali się z resztą rannych. I choć w normalnych warunkach już dawno opuścilibyśmy niewątpliwie niebezpieczny obszar, roztrzęsieni cywile okazali się ogromnym utrudnieniem - wrzaski o nadchodzącej śmierci, płacz i celowe zwijanie się z rozpaczy sprawiły, że już chwilę później przed oczami zamigotały tak zażarcie unikane czarne płaszcze. Dwie postacie emanowały wręcz mordem, a świat zdawał się nagle milczeć, jak gdyby przerażony samą ich obecnością. Zacisnąłem pięści, przerzucając wzrok pomiędzy potencjalnymi przeciwnikami a skamieniałymi ze strachu rannymi - czy naprawdę w obecnej sytuacji możemy pozwolić sobie na walkę? To szaleństwo i pewne samobójstwo. 
Sytuacja, ku naszemu nieszczęściu, rozwiązała się jednak sama, gdy jeden ze stojących nam naprzeciw mężczyzn z zawrotną prędkością ruszył w naszą stronę. Świst powietrza, tępe uderzenie metalu o pękającą powoli powierzchnię - ostrze zatrzymało się w połowie, nie dosięgając żadnego ze skrytych w lodzie shinobi. Gdybym zareagował choć chwilę później, mogliśmy skończyć tragicznie. Odetchnąłem głęboko, wyrzucając negatywne przemyślenia z głowy. Nie mogłem dać się rozproszyć. Zapowiadało się, że nie mieliśmy innego wyjścia, niż desperacka walka o przetrwanie aż do chwili, gdy wesprą nas silniejsi, bardziej doświadczeni ninja. 

[Saeko? i hope it's okay ;;; ]

sobota, 9 maja 2020

Od Kazuhiko cd. Akiry - Event

Przeturlałem się po ziemi, całkowicie zabrudzając białe szaty. Ledwo uniknąłem ciosu. Szybko przeczesałem zmierzwione włosy i kontynuowałem natarcie. Guy towarzyszył mi, zwinnymi cisami zmuszając przeciwnika do wycofywania się.
- Kazuhiko, pomóż Akirze! - Słysząc polecenie, pobiegłem we wskazanym kierunku. Z zaskoczenia zaatakowałem członka Akatsuki. Blondyn odskoczył do tyłu, choć udało mi się zranić w policzek kunaiem. Widząc mnie, splunął na ziemię. 
Pomogłem wstać powalonemu na ulicę Akirze. Mój towarzysz wpatrywał się morderczym wzrokiem we wroga. To nie zapowiadało nic dobrego. Na wspomnienie tego, jak niedawno wpadł w furię, poczułem dreszcze. Nie mogłem pozwolić, żeby to się powtórzyło. Widząc jednak, jak Akira wysuwa znajome mi kły i pazury, zdałem sobie sprawę, iż jest już za późno. Chłopak sekundę później skoczył w stronę przeciwnika. Syknąłem zdenerwowany. Ruszyłem za nim.
Akira natychmiastowo zbił z nóg wroga. Członek Akatuski ledwo zrobił unik przed ostatnim atakiem. Postanowiłem asystować nacierającemu geninowi. Kolejny raz postanowiłem położyć nadzieję w swoim żywiole. Sprawnie odcinałem drogę przeciwnikowi, umożliwiając Akirze atak. Sam również starałem się podcinać wrogowi nogi. Ten jednak nie poddawał się łatwo. Różnica naszych umiejętności była ogromna. Chociaż teraz rolę się odwróciły - Akira, wyraźnie nakręcony na walkę zmuszał przeciwnika do ciągłego odwrotu. Postanowiłem wykorzystać więc okazję.
Członek Akatuski stawiał wszystko na swoją umiejętność eksplozji. Zapas mojej chakry powoli się kończył. Miałem jednak plan. Ryzykowny, ale jedyny, jaki pozostał mi w tym momencie.
- Akira - zawołałem towarzysza. Ten dołączył do mnie. Wyglądał na wyczerpanego, ale niezwykle zdeterminowanego. - Posłuchaj. Spróbujmy go na chwilę unieruchomić.
Chłopak kiwnął głową i skoczył w stronę przeciwnika. Szybkie uderzenie, unik i kolejny atak. Zobaczyłem swoją szansę, w momencie potknięcia się wroga. Wyminąłem Akirę i uderzyłem pięścią o ziemię. Kamienna klatka wzbiła się w górę, zamykając w środku członka Akatuski. Grube ściany otoczyły wroga. Przywarłem rękoma do kamienia. Czułem ciągłe eksplozje. Musiałem więc co chwilę dobudowywać więzienie. Kreowanie nowych warstw wymagało nakładu energii i chakry.
- Pomóż Guy'owi - poleciłem Akirze. - Ja go zatrzymam.
Chłopak spojrzał na mnie niepewnie. W jego wzroku dostrzegłem zaskoczenie.
- Nie mogę cię tutaj zostawić...
Zmusiłem się do uśmiechu. Nie mogłem pozwolić, aby mojemu towarzyszowi cokolwiek się stało. Wytrzymam. Dla niego.
- Zaraz przybędzie pomoc, a doskonale wiesz, że nasz nauczyciel to idiota. Ktoś musi mu pomóc - nalegałem. W tym samym czasie musiałem kolejny raz odbudować ochronę. - Wszystko w porządku.
Akita nie wydawał się być przekonany. Kiwnął jednak głową i już się wycofywał, kiedy klatka nie wytrzymała. Blondyn uwolnił się, obrzucając mnie wściekłym spojrzeniem.
- Ty mały...!
Wybuch spowodował upadek. Ledwo podniosłem się z ziemi. Byłem wyczerpany. Nie dam rady kolejny raz utworzyć podobnej klatki. Moja moc jest na wyczerpaniu. Otarłem kapiącą z kącika moich ust krew. Cholera, cholera, cholera.
Czułem, jak opadam z sił. Akatuski to zbyt silny przeciwnik. Ten jeden raz potrafiłem pogodzić się z porażką. Czy ten dzień mógłby być gorszy?
Akira?
Template by