Strony

piątek, 1 listopada 2019

Od Mitsuki CD Hideyoshi & Fuyuko

Przez cały czas bolało mnie to, że nie mogliśmy wyruszyć na misję z Kakashi’m. Nie dlatego, że chciałam być blisko z mentorem, ale nie byłam pewna, czy zostawienie Fuyuko było dobrym pomysłem. Niby cała nasza trójka posiadała jakieś doświadczenia w walce, ale zawsze mieliśmy naprawdę silnego jonina po naszej stronie. Nie znałam dobrze dziewczyny, jednak miałam cichą nadzieję, że da ze spokojem radę jeśli napotka się na jakiegoś wroga, a szczególnie, że towarzyszył jej irbis śnieżny, czyli naprawdę silny drapieżnik. Z Hideyoshim wyruszyliśmy w przeciwną stronę. Przez chwilę milczeliśmy. Nie wykazywał się zbytnią ochotą do rozmowy, ani do współpracy. Delilah biegła obok mnie, spokojnie i bezszelestnie.
- Pójdź przodem, zobacz, czy nie ma nikogo przed nami i daj nam znać – powiedziałam tygrysicy, która delikatnie przytaknęła. Dała susa w krzaki, po czym zniknęła w mgnieniu oka. Spojrzałam na białowłosego, który nawet się nie obejrzał za sobą. Po paru minutach stanęliśmy na rozdrożu. Spojrzałam na lewo i na prawo. Zaczęłam się zastanawiać, w którą stronę pójść. Zauważyłam, jak chłopak zaczął się rozglądać, ale stał przez chwilę, ale później już chciał pójść w lewo. A ja miałam wrażenie, że po prawej było lepiej. Nie wiedziałam czemu, ale coś mi podpowiadało, że tam jest jakaś wskazówka związana z misją. Nagle zza drzewa wyskoczyła sylwetka tygrysicy. Delilah delikatnie potrąciła moją dłoń i spojrzała się na prawo. Zerknęłam na odchodzącego chłopaka.
- Ja bym poszła w prawo, nie bez powodu Delilah chce bym za nią tam poszła – powiedziałam spokojnym głosem, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam cicho. – Nie wiem czy mnie słyszałeś, ale polecam pójście w prawo, najwyraźniej ona coś zauważyła – powtórzyłam nieco innym słowami, to co powiedziałam wcześniej. Tym razem kompan stanął i spojrzał na mnie dosyć chłodno.
- Słyszałem za pierwszym razem – rzucił obojętnie. – I nie mam zamiaru iść tam, skąd jakiś tygrys sobie wrócił, może jej chodzi o to, że tam niczego nie ma? Przecież nie rozumiesz jej języka – dodał, używając dosyć sarkastycznego tonu, patrząc na mnie z góry. Rzadko się spotykałam z takim traktowaniem, zazwyczaj albo traktowano mnie na równi albo nawet z podziwem. Zauważyłam też, że nie pałało go do pracy drużynowej, co mogło utrudnić przebieg misji, szczególnie, że nikt nie wiedział, czy mieliśmy do czynienia z grupą bandytów czy jedynie paru amatorów. A czasami lepiej było się poruszać chociaż w drużynie, aby uniknąć przewagi liczebnej.
- Istnieje takie coś, jak zaufanie do swojego partnera – odpowiedziałam szorstkim głosem, a w moich oczach pojawił się Sharingan. Szybko zamknęłam oczy i się nieco uspokoiłam, można powiedzieć, że dosyć się ukrywałam z moim kekkei genkai. Ponownie spojrzałam na chłopaka czarnymi oczami. Westchnęłam cicho. – Skoro nie chcesz współpracować, to idź swoją drogą, ale jak wpadniesz w tarapaty, to nie będzie już mój problem. Gdyby nie fakt, że mamy misję na głowie z chęcią bym jeszcze z tobą pogawędziła – powiedziałam, po czym pogłaskałam Delilah po łbie. – Prowadź – rozkazałam jej, a samica od razu pobiegła wzdłuż wydeptanej ścieżki. Nie lubiłam za bardzo tego całego białowłosego Hideyoshiego. Był rzekomo Sarutobim, ale kompletnie się nie zachowywał, jak jeden z nich. Osoby z tego klanu zazwyczaj były chętne do współpracy i emanowało od nich ciepło, jednak on był bardziej indywidualistą.
Po paru minutach z Delilah zboczyłyśmy ze ścieżki, wskakując na lekkie wzgórze. Zasłaniały nas drzewa i krzaki, więc miałyśmy ograniczoną widoczność, jednak byłam w stanie zauważyć jakąś jaskinię, a sekundę później jakiegoś mężczyznę, który wyszedł z ukrycia i skierował się w sprawie załatwienia się. Zauważyłam, jak samica uważnie patrzyła na niego, zupełnie tak, jakby obserwowała bacznie swoją ofiarę. Instynkt drapieżnika wciąż w niej siedział, głęboko zakorzenione w jej umyśle. Wyglądała jak posąg, jedynie jej delikatnie unoszące się żebra zdradzały ją.
- Zostań tu, ja się przejdę niżej i zbadam teren – szepnęłam do jej ucha. Wydała z siebie cichy pomruk, a ja szybko się wspięłam na drzewo. Przeskoczyłam na jedno, które stało obok mnie, a później na kolejne. Byłam niemalże idealnie naprzeciwko wejścia. Zauważyłam jakieś bagaże, jednak nie były one rozmiarów zwykłego podróżnika, wyglądały tak, jakby w nich noszono wiele kosztowności, które miały potem być na straganach. Próbowałam się przysłuchać ich rozmowom, jednak odległość była zbyt duża, abym mogła dokładnie usłyszeć każde ich słowa. Nagle poczułam metaliczny chłód na moim gardle. Był to kunai. Spojrzałam się za siebie.
- Krzyknij, albo rusz się, to ci poderżnę gardło – powiedział chłopak, z zakrytą twarzą. Miał nieułożone brązowe włosy, krótko, ale nieumiejętnie obcięte. Jego ciemnozielone oczy patrzyły na mnie uważnie. Po posturze mogłam wywnioskować, że przeszedł kiedyś jakiś trening na ninję a był niewiele ode mnie starszy, góra trzy lata. Postanowiłam spróbować pewną rzecz, którą od paru miesięcy ćwiczyłam. Skupiłam czakrę w moich oczach. W mgnieniu oka przybrały czerwony jak krew kolor, a na obwodzie pojawiły się dwa tomoe. Łapią natychmiastowy kontakt wzrokowy z nieświadomym mężczyzną, udało mi się założyć na nim genjutsu snu, ale nie udało mi się tego zrobić perfekcyjnie.
- Kurwa, Uchiha! – krzyknął zanim stracił panowanie nad swoim ciałem i umysłem. Stracił przytomność, ale jego głos spowodował, że moja pozycja była już znana przeciwnikom. Skoro mieli już jednego shinobi, w swoich szeregach nie zdziwiłabym się, gdyby było ich więcej. Gdy chciałam się wycofać, nie zauważyłam żyłki pod nogami, przez co niefortunnie się o nią potknęłam. Straciłam równowagę na parę sekund. Byłam parę sekund w plecy, bo właśnie wtedy powietrze przecięło coś małego i czarnego, a jemu towarzyszył świst. Pułapka, świetnie, a dokładniej kunaie i shurikeny. Udało mi się uniknąć ataku, w pewnym stopniu. Jeden z shurikenów wbił mi się w ramię. Zacisnęłam mocno zęby, aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Zeskoczyłam z drzewa, a już przed jaskinią widziałam paru bandytów o sporej masie, którzy potrafili się posługiwać zwykłą bronią, nie byli szybcy, byli skupieni bardziej na sile niż zwinności. Jednak obok nich stało z trzech mężczyzn, z zakrytą twarzą. Trzymali już kunaie w dłoniach. Byli ninjami. Stanowiło to dla mnie spory problem, szczególnie w pojedynkę. Patrzyłam na nich wszystkich bardzo uważnie.
- Ach, Uchiha. Cóż za rzadkość, podobno cały klan wyrżnięto, a tu proszę. Młoda sztuka – powiedział jeden z zamaskowanych mężczyzn. – Jakby ją sprzedać, to można zbić fortunę, albo raczej jej oczy, są tyle warte – dodał, patrząc na mnie z rządzą. – Brać ją – rozkazał. Dwóch bandziorów się rzuciło na mnie.
- Delilah – powiedziałam cicho, nie ruszając się z miejsca, ale moje ręce powędrowały do pleców, gdzie była moja ulubiona broń, kyoketsu shogue. Jeden z wrogów był szybszy, był parę kroków ode mnie, gdy zza krzaków wyskoczyła tygrysica. W przeciwieństwie do Griffina zadawała śmiertelne ciosy jednym atakiem. Precyzyjny, dokładny i silny atak szczękami był śmiertelny dla nadchodzącego przeciwnika. Wgryzła się w jego szyję. Upadł i poturbowali się na bok. Z jego gardła wydobył się jeszcze cichy bulgot. Dławił się krwią. Miotał się, próbując zrzucić z siebie tygrysa, ale samica wiedziała jak zabijać. Zacisnęła mocniej szczękę. Było słychać cichy dźwięk łamiącej się kości. Spojrzałam na drugiego napastnika. Wyciągnęłam szybkim ruchem broń. Chwyciłam sznurek zakończonym metalowym pierścieniem, po czym zakręciłam nim, aby za sekundę rzucić pierścieniem w głowę wroga, mogłam ogłuszyć go. I tak się stało. Ogłuszony, stracił równowagę, a ja szybko owinęłam sznurem jego szyję. Przeskoczyłam nad nim, mocno zaciskając pętlę. Zaczął się dusić, jednak nie chciałam go zabijać. Nigdy nikogo jeszcze nie zabiłam… Nie potrafiłam. Chciałam by stracił przytomność.
- Czyżby żółtodziób? Nie masz odwagi zabić człowieka – powiedział drugi mężczyzna w masce. – Aby być prawdziwym shinobim, trzeba umieć zabijać, a ty się litujesz nawet nad wrogiem – dodał, patrząc na mnie z góry. Nie podobało mi się takie zachowanie. Rozluźniłam pętlę, którą zdjęłam z szyi nieprzytomnego bandyty.
- Zabijanie nie zawsze jest jedynym wyjściem – odpowiedziałam na jego zaczepkę. Nie zdenerwowałam się. Byłam spokojna. Ofiara Delilah przestała się ruszać. Tygrysica wydała z siebie głośny ryk. Miałam nadzieję, że Fuyuko i Hideyoshi usłyszeli jej ryk. Potrzebowałam pomocy przeciwko trzem wytrenowanym ninja. Zaatakowanie jednego przy pomocy Sharingana było możliwe, ale gdy już reszta poznała moją tożsamość, to unikała kontaktu wzrokowego. Teraz mogłam jedynie czytać ich ruchy, jeśli zdecydowaliby mnie zaatakować. Póki co przed nimi stał rząd z dziesięciu zwykłych zbójów. Chcieli mnie zmęczyć walką z nimi, bardzo typowa taktyka. Liczyłam na szybkie wsparcie. Zerknęłam ukradkiem do jaskini, nie było tam nikogo poza bagażami. Ani śladu po kupcach. Coś mi nie pasowało. Albo gdzie indziej trzymali kupców, albo ich wszystkich skutecznie zabili. Nagle dwóch ninja pobiegło w inną stronę. Oddalali się od nas. Zupełnie tak, jakby biegli kogoś powiadomić. Biegli w stronę, w którą wyruszył wcześniej Hideyoshi. Zaczęłam się zastanawiać czy Fuyuko się udało coś znaleźć.

Hideyoshi? Fuyuko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz