Strony

wtorek, 5 listopada 2019

Od Ayame cd Hide

Dzień zapowiadał się okropnie od samego ranka. Było niemiłosiernie zimno, a jakby tego było mało to jeszcze lało jak z cebra. Modliłam się tylko abym nie musiała dzisiaj nigdzie wychodzić z domu. Dopóki miałam możliwość przeczekania paskudnej pogody w ciepłych czterech ścianach z herbatą w ręku to miałam zamiar z tego korzystać ile się tylko da. Jednak jak to czasami się zdarza, życie bywa przewrotne i chcąc nie chcąc nie wszystko idzie po naszej myśli. Tym razem nie było mi dane przespać smacznie tej ulewy, a wręcz przeciwnie, dostałam jeszcze zadanie od mamy które wymagało wyjścia z domu. Czyli tego, co mijało się z moim celem tego niezbyt przyjemnie zapowiadającego się dnia. Mianowicie miałam udać się do akademii w celu odebrania jakichś papierów dla kuzynostwa. Ciotka trochę przychorowała, a była to rzecz pilnie jej potrzebna i niecierpiąca zwłoki. Dlatego też odkładałam pójście tam ile tylko się dało. Dopiero pod wieczór rodzicielka pogoniła mnie do załatwienia tej iście ważnej sprawy, niemalże wyrzucając z domu. O tyle dobrze, że po chwili dorzuciła mi jeszcze bluzę z kapturem. Z perspektywy czasu nie był to zbyt dobry pomysł, bo pogoda stała się jeszcze gorsza, a ja musiałam iść do akademii, która jednak znajdowała się kawałek od mojego domu. Starałam się dotrzeć tam jak najszybciej i jeszcze szybciej wrócić, ale wcześniej wspomniana jakże cudowna pogoda skutecznie mi to utrudniała. Wszystko było śliskie, a każdy mniej przemyślany i szybszy krok mógł doprowadzić do upadku w kałużę błota, których akurat było nie mało. Dlatego gdy dotarłam na miejsce byłam przemoczona do suchej nitki. Robiło się coraz później, więc zaczęłam biegać w poszukiwaniu jakiegokolwiek nauczyciela. Niestety, żadnego już chyba nie było w akademii. Nie było tam już nawet żadnej żywej duszy, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Podczas poszukiwań po całej szkole zdążyłam nieco wyschnąć. Nagle do moich uszu dotarł głośny huk. Nawet trochę podskoczyłam, ale miałam przeczucie, że ten dźwięk nie zwiastował nic dobrego. Ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych i tam moje podejrzenia się sprawdziły. Z daleka widać było, że ów jedyna droga wyjścia została zablokowana. Westchnęłam tylko z niedowierzaniem, że taka sytuacja przytrafia się właśnie mnie. Kiedy miałam już zamiar szukać jakiegoś dobrego miejsca na przecierpienie tej nocy, na drugim końcu korytarza, nieco w mroku, dostrzegłam jakąś postać. Nie ruszała się, nawet nie drgnęła. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że być może mam jakieś zwidy, więc dla pewności przetarłam oczy, ale nic to nie dało. Sylwetka jak wcześniej tam siedziała, tak siedziała tam dalej. Pożałowałam, że jedyne co akurat przy sobie miałam, to kilka senbon, ale z dwojga złego lepsze to niż nic. Wzięłam więc to co miałam między palce prawej dłoni i zaczęłam powoli zbliżać się do postaci siedzącej nieopodal. Serce zaczynało bić coraz bardziej, niemalże miałam je w gardle gdy byłam coraz bliżej tego czegoś. Kiedy byłam już wystarczająco blisko, spod kaptura błysnęły mi złote oczy, co spowodowane było światłem pochodzącym od uderzenia pioruna tuż obok szkoły. Nie wiem, czego przestraszyłam się bardziej. Tego niespodziewanego grzmotu czy złotych ślepi, ale drgnęłam i upuściłam moją jedyną broń. Jednak chwilę później okazało się, że był to tylko jakiś chłopak, który najwyraźniej również tutaj utknął. Odetchnęłam głęboko i byłam gotowa opuścić gardę, ale białowłosy nadal bacznie mnie obserwował nie spuszczając ze mnie wzroku i zachowując pozycję gotową do ataku.
-Wystraszyłeś mnie. Myślałam że mam jakieś przywidzenia, ale najwyraźniej nie tylko ja zostałam zmuszona do spędzenia nocy w szkole - odparłam, podchodząc bliżej, ale nadal zachowując gotowość do ataku.
Zaczęłam zbierać te kilka senbon, które upuściłam, kątem oka obserwując ruch chłopaka i być gotowa do uniku w razie gdyby coś mu odbiło i chciałby mnie zaatakować.

<Hideyoshi? Towarzyszy w niedoli>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz