Strony

sobota, 11 lipca 2020

Od Taogetsu do Sory - Event

Widząc przeciwników, poczułem niesamowitą ekscytację. Szybkim spojrzeniem owiałem członków Akatuski. Dwóch mężczyzn stało przed nami, wrogo zerkając na naszą drużynę. Nim ktokolwiek z nas zdążył zareagować, jeden z tajemniczych shinobi rzucił się w naszym kierunku. Natychmiast odskoczyliśmy w bezpiecznym kierunku. Koślawo wylądowałem na ziemi, a aby utrzymać równowagę, musiałem podeprzeć się o stojący nieopodal zburzony w połowie murek. Lekko już poirytowany wstałem z zagruzowanej gleby i nie myśląc zbyt wiele rzuciłem się na najbliższego przeciwnika. Jasnowłosy wojownik najwyraźniej przygotował się na atak. Kiedy wymierzyłem w jego stronę cios trójzębem, on obronił się swoją dziwnie wyglądającą kosą. Pierwszy raz w życiu widziałem podobną broń.
Trzy czerwone ostrza ze zgrzytem zderzyły się z moim trójzębem. Syknąłem zdenerwowany, kiedy zostałem zmuszony do wycofania się. Nieznany mi przeciwnik zdawał się być niezwykle pewnym swoich umiejętności. Miałem wrażenie, iż mężczyzna nie doceniał naszych umiejętności. Uśmiechał się triumfalnie. Członek Akatsuki najwyraźniej już widział swoją wygraną. Zmarszczyłem brwi, próbując domyślić się, jaki ruch planuje wróg.
- Taogetsu, walcz z nim! - Zerknąłem w stronę krzyczącej do mnie Saeko. Widząc jej miażdżący wzrok, domyśliłem się, że nie mam prawa do jakiegokolwiek "ale". Było mi to właściwie na rękę. Przeciwnik od pierwszego wrażenia działał mi na nerwy. Czułem gotowość pokonania go w każdej chwili. - Sora będzie twoją tarczą, już! - Dziewczyna kontynuowała rozkaz. Dwa razy powtarzać nie musiała. Nie oglądając się za siebie, tym bardziej czekając na towarzysza z drużyny, skoczyłem w stronę wroga. Nieznajomy, dość dziwnym głosem, wypowiedział niezrozumiałe dla mnie słowa. Czym, do cholery, jest Jashin? Długo jednak nie rozprawiałem się nad tym. Nie obchodziło mnie to. Do moich jedynych celów należało pokonanie członka Akatsuki nim jakikolwiek kolejny cywil zdąży ucierpieć. Saeko rzuciła jeszcze kilka uwag, których nie zdążyłem jednak usłyszeć. Przemknąłem obok dziewczyny, zamaszystym ruchem ręki celując w przeciwnika. Za sobą słyszałem kroki Sory. Chłopak najwyraźniej również wziął sobie do serca słowy Saeko. Białowłosy członek Akatsuki został zmuszony to szybkiego uniku.
- Hidan, czy ja naprawdę muszę robić wszystko za ciebie? - Z wiru bitwy wyrwał mnie głos drugiego przeciwnika. Całkowicie zapomniałem o przyglądającym się naszej walce drugim wojowniku. Skierowałem głowę w jego kierunku. Wyglądał na znacznie groźniejszego niż mój aktualny przeciwnik, który przy każdym ruchu wykonywał komiczne pozy. Nie chciałbym zmierzyć się z nim w walce, choć było to całkiem prawdopodobne.
- Zamknij się, Kakuzu! Rozwalaj tę wioskę, a ja wezmę się za te dzieciaki. A jak skończysz to złożę ich w ofierze mojemu panu! - Z rozkojarzenia wyrwał mnie dźwięk uderzanego o siebie metal. Mój trójząb niemal wypadł z moich rąk. W ostatnim momencie odparłem atak. Muszę skupić się na walce, nie na bzdurach opowiadanych przez Hidana.
- Nie wydaje mi się, byśmy mieli umrzeć dla Jascośtam - prychnąłem. Wtedy też udało mi się zranić przeciwnika. Uśmiechnąłem się triumfalnie na widok kapiącej z jego dłoni krwi. Atak ten rozzłościł dotychczas kpiącego ze mnie wroga. Nasilił zamachy swojej kosy, rzucając ciągłe groźby. W krytycznych sytuacjach mogłem liczyć na pomoc Sory i jego lodowych umiejętności. Saeko zaś wraz z naszą sensei, podobnie jak Kakuzu bacznie przyglądali się walce. Ich strata! Mogłem się chociaż wykazać, choć z każdą chwilą ataki Hiadana nasilały się i nim się obejrzałem, poczułem mocne uderzenie w bok. Nie był to jednak mój przeciwnik, a Saeko, która w końcu zdecydowała się wziąć udział w walce. Kilka sekund zajęło mi dojście do siebie po niespodziewanym ataku koleżanki z drużyny. Przegapiłem nawet toczącą się pomiędzy nimi rozmowę.
- Atakuj go teraz! - Polecenie dziewczyny dotarło do mnie po chwili.
- Tylko więcej nie rób mi takich niespodzianek - odparłem, podnosząc się z ziemi. Skoczyłem na równe nogi i nie zwlekając ani sekundy dłużej, wymierzyłem trójzębem w Hiadana. Walka rozpoczęła się na nowo. Buzująca w moich żyłach adrenalina całkowicie powstrzymywała uczucie zmęczenia. Pragnąłem pokonać przeciwnika. Wizja ta na tyle przyćmiła mój umysł, że pochłonięty kolejnymi atakami, nie zauważyłem skierowanego w moją stronę ciosu. Ostrze kosy zagłębiło się w moim ramieniu. Syknąłem głośno, zwracając na siebie uwagę zgromadzonych. Opadłem na ziemię, próbując zatamować krwawienie. Przygotowałem się na kończący atak ze strony Hidana. Cios jednak nie nadszedł - mój przeciwnik ze śmiechem odwrócił się plecami, ruszając w przypadkowym kierunku.
- Dokąd to? Nie dobijesz mnie? - Natychmiast podniosłem się z miejsca i ruszyłem w kierunku przeciwnika. Nie trwało to jednak tak szybko, jak zwykle. Pulsująca rana sprawnie uniemożliwiała mi szybkie poruszanie się.
- Wszystko będzie zaraz gotowe - rzucił ze wzruszeniem ramion. Wbrew pozorom, jego słowa były dość przerażająca.
- Co masz na myśli? - wycedziłem przez zęby. Hidan odpowiedział mi śmiechem.
Nim zdążyłem zareagować, Saeko zastąpiła mu drogę.
- Nie pozwolę ci dalej przejść.
Kontynuacji rozmowy nie było dane mi posłuchać. Moment później pojawili się przy mnie Sora i Kurenai, próbując opatrzyć moją ranę. Starałem się odmówić pomocy, jednak sensei nie dawała za wygraną. Skończyło się na okręceniu ramienia grubą warstwą bandaża i zakazem dalszej walki. Cholera jasna.
Martwić zacząłem się w momencie, kiedy spostrzegłem, iż mój były przeciwnik zmienił się z wyglądu. Jego skóra przybrała ciemny kolor, a sam zajmował miejsce pośrodku dziwnego okręgu. To zapowiadało się niezwykle niepokojąco. Saeko kierowała mieczem w stronę Hidana. Sytuacja na placu boju stawała się coraz bardziej napięta.
W związku z odległością nie byłem w stanie dosłyszeć całej konwersacji pomiędzy wrogiem a dziewczyną. Dotkliwie jednak odczułem jej skutki. Kiedy białowłosy pochwycił ostrze, poczułem przeraźliwy ból wzdłuż swojej dłoni. Chociaż siedziałem tylko na ziemi, na mojej ręce pojawiła się rana. Ta sytuacja coraz mniej mi się podobała. Miałem ochotę krzyczeć, aby rozmawiająca w najlepsze Saeko przerwała tę farsę.
Do konwersacji niedługo później przyłączył się Kakuzu. Najwyraźniej nie podobał mu się sposób bycia swojego partnera z drużyny. Zapominając najwyraźniej o toczącej się walce, zaczęli się kłócić. Wspaniale. Tajemniczy mężczyzna ostatecznie wymierzył atak w stronę swojego towarzysza. Saeko, ku mojemu zaskoczeniu, odepchnęła Hidana, który zbity z równowagi wypadł z tajemniczego rytualnego okręgu. W tamtym też momencie dziewczyna użyła jednej ze swojej mocy - oplotła przeciwnika łańcuchami, sprawnie krępując jego ruchy. Poczułem dziwną ulgę.
Walczący zbliżyli się na tyle, iż w końcu byłem w stanie usłyszeć końcówkę ich rozmowy.
- Nie wiem dokładnie, na czym to wszystko polega ale nadmierna pewność siebie podczas stania w tym symbolu wzbudziło we mnie zbyt wielką podejrzliwość. Zraniłeś się w rękę i w tym samym czasie Tao zaczęła boleć ta sama dłoń. Nie chciałeś go pokonać bezpośrednio, a pośrednio łącząc się z Hozukim. Zapewne po to go zraniłeś. Nakłaniając mnie na Jashinizm chciałeś, żebym to ja go zabiła wymierzając cios w twoją klatkę piersiową. Dodatkowo podczas gdy nie podcięłam twojego gardła, komentarz twojego kompana również dał mi wiele do myślenia. Jestem bardziej inteligentna niż wam się zdawało. - Rozumowanie dziewczyny było logiczne. Myśl o tym, iż przez chwilę moje ciało zostało połączone z Hidanem, stała się dla mnie lekko odrażająca. Nie chciałem o tym wiedzieć. Niemiły dreszcz przeszedł mi po plecach. Jeden zły ruch i mogłem zginąć. Gdyby nie interwencja Sory i nauczycielki, sam ruszyłbym wykończyć przeciwnika. Na szczęście Saeko rozgryzła sprawę i udało się jej unieruchomić wroga.
Pozostał jednak Kakuzu, który do tej pory jedynie bacznie nasz obserwował. Choć czułem narastającą potrzebę zmierzenia się z nim w walce, ganiącym wzorkiem przywróciła mnie do porządku. No to sobie dzisiaj powalczyłem.
Wysoki mężczyzna nie spuszczał z nas spojrzenia. Co chwila mamrotał, jakim idiotą jest jego partner.
- Dlaczego zawsze wszystko muszę robić sam - mruknął, po czym przeciągnął się nieznacznie. Wtedy też, niemal ułamek sekundy później, jego ręce wystrzeliły w naszym kierunku. Był to tak niespodziewany atak, że ledwo udało mi się odchylić do tyłu. Kurenai zareagowała niezwykle szybko, pomagając Saeko uniknąć ciosu. Dłonie bezwładnie opadły na ziemię. Dzięki połączonym z resztą ciała szarym sieciom zaczęły powracać do Kakuzu. Skrzywiłem się na ten ohydny widok. Nie chciałem tego widzieć.
Wtedy też krajobraz wokoło nas powoli zaczynał się zmieniać. Otoczyła nas łąka pełna kwitnących kwiatów. Jedno spojrzenie na mentorkę pozwoliło mi rozpoznać, co się dzieje. Genjutsu. Kurenai najpewniej uznała, iż najlepszym pomysłem będzie zmylenie zmysłów przeciwnika. Kobieta dosyć długo nie brała udziału w walce. Miałem nadzieję, iż posiada jakiś plan. Kakuzu wydawał się być znacznie groźniejszym przeciwnikiem niż Hidan.
Sora? aaa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz