Już z pierwszymi promienieniami słońca czułem, że nadchodzi jeden z niewielu teraz ciepłych dni. Jeszcze przez chwilę leżałem pod kołdrą, napawając się ciepłem kołdry, by po chwili zrzucić ją w części na ziemię i wstać na równe nogi. Akamaru od razu pojawił się przy mojej nodze zapewne nie śpiąc już od dłuższego czasu. Moje myśli powędrowały do mojego parntera, kóry obiecał poczekać na mnie przed siedzibą Hokage.
- Trzeba się ruszyć, Kazu nie lubi czekać - mruknąłem drapiąc go pod brodą. Spojrzałem na mój podręczny plecak z bronią w środku. Dlaczego Hokage kazała teraz codziennie nosić ją ze sobą?
~*~
Wybiegłem z budynku za psem. Najwyraźniej musiało się coś stać, bo nigdy tak nie robił. Poślizgnąłem się kilka razy na schodach biegnąc za nim, ale nawet na chwilę nie zwolniłem kroku. Wybiegliśmy na ulicę, wokół wybuchły już mniejsze i większe potyczki, niszcząc powoli naszą wioskę. Nie umiałem oszacować ilu jest wszystkich przeciwników, ale wskakując na jeden z budynków zobaczyłem, że najwięcej walczących jest przy wjeździe. Akamaru przystanął na chwilę i już wiedziałem dlaczego tak postąpił. Pod gruzami leżała dziewczynka, której matka bezsensownie próbowała ją wyciągnąć, nie zważając na co dzieje się wokół. Cywile przez nagły atak nie dali rady się ukryć.
Zeskoczyłem na ziemię, podbiegając do nich. Sprawdziłem po drodze czy droga jest czysta i stanąłem obok kobiety każąc jej się przesunąć. Na początku nie chciała mnie posłuchać, wylewając łzy i krzycząc o pomoc. Powoli zacząłem usuwać gruz wokół dziewczynki z małą pomocą Akamaru. Uważając by ściana się nie zawaliła, podniosłem ją delikatnie czekając aż mój towarzysz wyciągnie spod niej dziecko. Delikatnie złapał ją za kołnierz i zaczął ciągnąc w naszą stronę. Już po chwili kobieta przytuliła ją mocno do siebie, a ja odprowadziłem je do najbliższego oddziału, który zajmował się ewakuacją. Postanowiłem wrócić do swojej drużyny, pewnie mnie teraz szukają. Pobiegłem w drogę powrotną nagle zauważając znaną mi sylwetkę. Kazu wbiegł w jedną z uliczek, nie zauważając mnie. Już miałem go zawołać, gdy zobaczyłem, że budynek obok niego zaczął się zapadać, wydłużyłem krok w porę, by pociągnąć go w swoją stronę, samemu unikając mniejszych kamieni.
C h o l e r a.
Dwie postacie stojące przed nami nie wyglądały jakby miały pójść dalej, nie przejmując się takimi dwoma młodziakami jak ja i Kazu. Same ich szaty nie wskazywały na nic dobrego - Akatsuki i to już na początku wyjścia. Westchnąłem, nadal trzymając chłopaka za ubranie, czułem się tak bardziej pewny siebie.
- Skończmy tą robotę szybko - usłyszałem głos jednego z nich. Na początku nie przysłuchiwałem się ich rozmowie, analizując nasze położenie i rozkład siły. I do czego doszedłem? Do naszego kompletnego upadku.
- Słuchaj, musimy ich jakoś zająć dopóki mistrz się nie znajdzie, co znając jego może zając dłuższą chwilę - wyszeptałem tak cicho by tylko Roszpunka mogła mnie usłyszeć. Zobaczyłem delikatne kiwnięcie głowy co oznaczało, że myślał o tym samym. Tylko jak my mamy to zrobić?
Nagły ruch przerwał moje przemyślenia i jak jeden mąż odskoczyliśmy od siebie. W miejscu gdzie przed chwilą byliśmy znajdowała się dziura. Nawet nie dadzą się zastanowić. Chyba będę musiał się zdać na intuicję partnera i na swój instynkt. Kazu wylądował na dachu pobliskiego budynku, przyglądając się naszym przeciwnikom. Blond kucyk zawirował w powietrzu a w moje nozdrza dostał się dość dziwny zapach. Z wyższej pozycji miałem widok na całą wioskę. W niektórych miejscach w powietrze podnosiła się chmara dymu, słychać było zewsząd odgłosy walki. Akatsuki znalazło sobie chyba jakiś sprzymierzeńców.
Naszego mistrza nie było nigdzie widać.
Mężczyźni nie atakowali, jedynie przyglądali się naszym poczynaniom tak samo jak my. Miałem dość tej niepewności, a Akamaru jedynie zapiszczał. Za jednym z przybyszy na walkę czekały dwie lalki, lewitując spokojnie w powietrzu.
- Sasori, może byś pomógł? - Kazuhiko spojrzał się na niego, dostrzegłem wokół jego oczu charakterystyczne żyłki. Widziałem, że w jego głowie toczyła się masa myśli jak najlepiej to wszystko rozegrać. A ja oczywiście stałem i nie wiedziałem co robić.
Zabij ich, przecież to proste.
Przymknąłem zirytowany oczy. Naprawdę?
Nie odpowiedziałem mu, widząc, że niejaki Sasori szykuje się do ataku. Jego lalki poszybowały w naszą stronę, niszcząc wszystko co napotkały. Po chwili wokół nas latały dachówki oraz kawałki domów, a my jedynie co mogliśmy robić to unikać ich ataków. Kunai zabłysnął w powietrzu gdy Roszpunka zaczęła oddawać ataki. Podczas gdy on zręcznie unikał ciosów dwóch marionetek na raz, zobaczyłem dziwne białe istoty zaczynające biegać wokół nas. Gdy jedno z nich wlazło mi na rękę, zobaczyłem niewielkiego rozmiaru pająka - to od niego bił ten dziwny zapach, który wyczułem na początku. Wtedy zrozumiałem, że nie mamy czasu na czekanie. Musimy działać sami.
Walka trwała w najlepsze. Podczas gdy Kazu walczył dostojnie z bijącą od niego pewnością siebie, ja po krótkiej wymianie ciosów odskakiwałem na bok. Może byłem dobrym wojownikiem, ale w takich sytuacjach nie umiałem panować nad swoimi emocjami. Bałem się o Akamaru, Hokage, naszego mistrza, a przede wszystkim o...Kazuhiko. Gdy z pełną siłą dotarło to do mnie, poczułem odmienne uczucie niż do które czułem do tej pory.
- Shikyaku no Jutsu - moje ręce momentalnie ułożyły się by wykonać technikę. Poczułem jak moje kły wydłużają się, pazury rosną, a oczy wyostrzają obraz. Hainu poruszył się gdzieś w moim umyśle, patrząc na całą sytuację moimi oczami. Więc co teraz Roszpunko? Spojrzałem w jego kierunku, widziałem jak jego wzrok ląduje na psie, stojącym obok mnie.
- Akamaru, idź poszukaj naszego mistrza i go tu przyprowadź - powiedziałem stanowczym tonem, jednak zobaczyłem, że się waha. Nie chciał mnie zostawić samego. - Idź.
Po chwili poczułem za sobą delikatny wiatr i pies zniknął.
- Twój kundel wziął nogi za pas - lalkarz nawet na chwilę się nie uśmiechnął.
Blondynek uśmiechnął się za to, a moje oczy rozszerzyły się. Pajączki otoczyły nas z każdej nie stron, przez to że ich nie obserwowaliśmy.
Mężczyźni nie atakowali, jedynie przyglądali się naszym poczynaniom tak samo jak my. Miałem dość tej niepewności, a Akamaru jedynie zapiszczał. Za jednym z przybyszy na walkę czekały dwie lalki, lewitując spokojnie w powietrzu.
- Sasori, może byś pomógł? - Kazuhiko spojrzał się na niego, dostrzegłem wokół jego oczu charakterystyczne żyłki. Widziałem, że w jego głowie toczyła się masa myśli jak najlepiej to wszystko rozegrać. A ja oczywiście stałem i nie wiedziałem co robić.
Zabij ich, przecież to proste.
Przymknąłem zirytowany oczy. Naprawdę?
Nie odpowiedziałem mu, widząc, że niejaki Sasori szykuje się do ataku. Jego lalki poszybowały w naszą stronę, niszcząc wszystko co napotkały. Po chwili wokół nas latały dachówki oraz kawałki domów, a my jedynie co mogliśmy robić to unikać ich ataków. Kunai zabłysnął w powietrzu gdy Roszpunka zaczęła oddawać ataki. Podczas gdy on zręcznie unikał ciosów dwóch marionetek na raz, zobaczyłem dziwne białe istoty zaczynające biegać wokół nas. Gdy jedno z nich wlazło mi na rękę, zobaczyłem niewielkiego rozmiaru pająka - to od niego bił ten dziwny zapach, który wyczułem na początku. Wtedy zrozumiałem, że nie mamy czasu na czekanie. Musimy działać sami.
Walka trwała w najlepsze. Podczas gdy Kazu walczył dostojnie z bijącą od niego pewnością siebie, ja po krótkiej wymianie ciosów odskakiwałem na bok. Może byłem dobrym wojownikiem, ale w takich sytuacjach nie umiałem panować nad swoimi emocjami. Bałem się o Akamaru, Hokage, naszego mistrza, a przede wszystkim o...Kazuhiko. Gdy z pełną siłą dotarło to do mnie, poczułem odmienne uczucie niż do które czułem do tej pory.
- Shikyaku no Jutsu - moje ręce momentalnie ułożyły się by wykonać technikę. Poczułem jak moje kły wydłużają się, pazury rosną, a oczy wyostrzają obraz. Hainu poruszył się gdzieś w moim umyśle, patrząc na całą sytuację moimi oczami. Więc co teraz Roszpunko? Spojrzałem w jego kierunku, widziałem jak jego wzrok ląduje na psie, stojącym obok mnie.
- Akamaru, idź poszukaj naszego mistrza i go tu przyprowadź - powiedziałem stanowczym tonem, jednak zobaczyłem, że się waha. Nie chciał mnie zostawić samego. - Idź.
Po chwili poczułem za sobą delikatny wiatr i pies zniknął.
- Twój kundel wziął nogi za pas - lalkarz nawet na chwilę się nie uśmiechnął.
Blondynek uśmiechnął się za to, a moje oczy rozszerzyły się. Pajączki otoczyły nas z każdej nie stron, przez to że ich nie obserwowaliśmy.
<Kazuhiko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz