Strony

środa, 11 marca 2020

Od Sory do Taogetsu

Westchnąłem ciężko, rozmasowując obolałe skronie. Stłumione tykanie zegara z każdą chwilą stawało się coraz bardziej uciążliwe, pogłębiając uczucie nieuzasadnionego niepokoju. Wybiła północ. Pomimo poczucia obowiązku i świadomości o niebywale ważnym zadaniu, które czekało mnie dzisiejszego popołudnia, nie byłem w stanie pozbyć się przytłaczającej wizji nadciągającego terroru. Nowa drużyna. Nowe środowisko. Niezależnie od tego, jak często zmuszony byłem do robienia czegoś po raz pierwszy, uczucie niepewności nie zanikało, rosło wręcz w siłę, dominując nad resztą emocji. 
Czy mnie zaakceptują? Czy potraktują jak indywidualną jednostkę? A może zmierzą ojcowską miarą?
Przytłaczający strach towarzyszył mi od dziecka i nie było chwili, w której pozwoliłby o sobie zapomnieć.
- Weź się w garść. - mruknąłem, przewracając się na drugi bok - Wszystko przed tobą.
Przymknąłem oczy, jednak zaciśnięta wokół gardła pętla nie pozwalała na zaśnięcie w spokoju. Nie miałem pojęcia, ile zajęło mi wątpienie w samego siebie oraz intencje osób, których nie zdążyłem jeszcze poznać, jednak sen przyszedł dopiero z chwilą, w której wycieńczony organizm sam pozbawił mnie świadomości.
***
Wstałem późno, zdecydowanie za późno. Doprowadzanie się do kresu wytrzymałości kiedyś mnie zabije. Sprawnym ruchem narzuciłem na siebie odpowiedni strój i uzupełniłem zapas shurikenów, nim w pospiechu zbiegłem po schodach. I choć zrobiłem co w mojej mocy, by poruszać się jak najciszej, nie umknęło to uwadze matki, której rozemocjonowane spojrzenie stanęło mi na drodze.
- Mamo, spieszę się. - odparłem, wodząc wzrokiem po ścianach, nie czując się na siłach, by ciągnąc dalej tę dyskusję
Kobieta zignorowała jednak wszystkie wymówki, którymi spróbowałem ją odpędzić, zmuszając do zjedzenia solidnego śniadania i wysłuchania paranoicznych pouczeń na temat mojego bezpieczeństwa. Westchnąłem ciężko, przyglądając się matce z pewną dozą współczucia. Odkąd ojciec zniknął bez śladu, jej zdrowie psychiczne podupadło, pogarszając się z każdym kolejnym miesiącem. I choć w głębi serca wiedziałem, że powinienem trwać przy jej boku, uszczęśliwiając na każdym kroku, przebywanie w jej towarzystwie stało się męczące. Próby kontrolowania każdej sekundy mojego życia były ostatnią rzeczą, jakiej obecnie potrzebowałem.
- Będę na siebie uważał. - Uśmiechnąłem się blado, czym prędzej odchodząc od stołu. - Przepraszam, ale naprawdę się spieszę! 
Nie odwracając się za siebie, wybiegłem z domu, i choć serce biło jak szalone, a mózg podpowiadał, by zawrócić, skierowałem się ku miejscu zbiórki.
***
Zwolniłem tempa dopiero kilkadziesiąt metrów przed celem mojej podróży, próbując uspokoić oddech. Spokojnym krokiem zbliżyłem się ku stojącej w pobliżu bramy grupie shinobi, niemal odruchowo analizując wykonywane przez nich ruchy. Nie wyglądają, jakby mieli mnie rozszarpać. Odetchnąłem głęboko, kojąc nadwyrężone nerwy, by chwilę później wbrew własnej woli znaleźć się w samym centrum wydarzeń.
- Przepraszam za spóźnienie! - Uśmiechnąłem się nerwowo. Grunt to dobre pierwsze wrażenie.
- Spokojnie, jesteś w porę. - Czarnowłosa kobieta obdarzyła mnie wyrozumiałym spojrzeniem, nieświadomie obniżając tym samym mój nadwyraz wysoki poziom stresu.
Nim zdążyłem odpowiedzieć, tuż przede mną pojawił się szarowłosy chłopak, zasypując mnie potokiem słów, których w większości nie potrafiłem zrozumieć. Kimkolwiek był, stanowił moje idealne przeciwieństwo.
- Przepraszam, ale mógłbyś mówić trochę wolniej? - Zaśmiałem się cicho, znacząco machając dłonią. 
- Jasne, wybacz! Jestem Taogetsu. - Przedstawił się równie radośnie. Zacząłem szczerze zazdrościć beztroski, z jaką do tego wszystkiego podchodził.
- Sora Yuki, miło mi cię poznać. - Starałem się zabrzmieć najpewniej, jak tylko potrafiłem.
Chłopak uśmiechnął się szeroko, a ja nie potrafiłem powstrzymać się przed odwzajemnieniem gestu. Może przynależność do drużyny nie będzie wcale taka zła. W wyraźnie lepszym humorze odwróciłem się ku stojącej z tyłu dziewczynie, przedstawiając się raz jeszcze. W porównaniu z Taogetsu była wręcz wyprana z emocji - nie potrafiłem stwierdzić, czy jej spokój wywołała zwykła niechęć do reszty drużyny, czy zwyczajnie opanowana osobowość. 
- Saeko. - odparła krótko, nie dopowiadając już nic więcej
Nie naciskałem więc, czując, że dalsze próby nawiązania rozmowy skończyłby się katastrofą. Od krępującej ciszy uratował nas Taogetsu, który niemal jednym tchem wyrzucił z siebie informacje na temat dalszych planów. Misja. Jeśli było coś, czego w ogóle nie brałem pod uwagę, opuszczenie wioski z całą pewnością wpisywało się w tę kategorię. Nie zdążyłem jednak na dobre pogrążyć się we własnych rozmyślaniach - Kurenai jednym gestem uciszyła szarowłosego, wtajemniczając nas w szczegóły niezapowiedzianej wyprawy. 
- Niestety jedna z zaprzyjaźnionych wiosek uległa destrukcji. Straty są tak ogromne, że mieszkańcy nie są w stanie odbudować jej własnymi siłami. - Mistrzyni wypowiadała się niezwykle spokojnie, wodząc wzrokiem pomiędzy naszą trójką. - Poprosili nas o pomoc, nie możemy ich zawieść!
Kobieta poinformowała nas o kilku pomniejszych sprawach i nie zwlekając długo, ruszyliśmy przed siebie. Nie odzywałem się zbyt wiele, wtrącając swoje trzy grosze w rozmowę jedynie w chwilach, gdy zwracano się bezpośrednio do mnie. Wciąż bałem się, że jedno złe słowo pogrąży mnie na dobre. Poświęciłem więc całą swą uwagę obserwacji trójki towarzyszących mi shinobi - poruszali się sprawnie, z widoczną gracją i godną ninja zwinnością. Bez dwóch zdań nie byli to pierwsi lepsi sojusznicy i po głębszym zastanowieniu, cieszyłem się, że nie przyszło mi podróżować u boku słabszych jednostek. To moja szansa, by nauczyć się jeszcze więcej. 
Dotarcie do wioski zajęło dłużej, niż z początku zakładałem - mieszkańcy musieli być naprawdę zdesperowani, by prosić o pomoc tak oddalonych sojuszników. Wszelkie tezy o beznadziejnym położeniu tutejszych shinobi potwierdziły się wraz z chwilą, w której przekroczyliśmy bramę miasta. Wszechobecne spustoszenie i porozrzucane wokół fragmenty zabudowy wprawiły mnie w niemałe zaskoczenie, a widok pogrążonych w rozpaczy osób, którym kataklizm najpewniej odebrał mieszkania, napełnił serce współczuciem. Wioska wyglądała jak po przejściu tornada, a nie zwykłej burzy. Ci ludzie naprawdę potrzebowali pomocy. Zdruzgotany rozejrzałem się wokół, starając się przyswoić jak najwięcej szczegółów, które mogłyby ułatwić powierzone drużynie zadanie. Destrukcja okazywała się wręcz przytłaczająca, gdy stanęło się jej naprzeciw. W tym czasie do naszej grupy podszedł poważnie wyglądający mężczyzna, rozmawiając o czymś z czarnowłosą kunoichi. Kobieta skinęła głową i gdy skończyła dyskusję, odwróciła się w naszą stronę.
- Jak widzicie, pracy jest wiele, nie mamy chwili do stracenia. - Kurenai zdawała się równie wstrząśnięta ogromem strat, nie pozwalając jednak, by emocje przeszkodziły jej w pełnieniu roli naszej Mistrzyni. - Wasza pierwsza misja zostaje oficjalnie rozpoczęta.

[Taogetsu?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz