Deszcz dzwonił o szyby, wprawiając mnie w prawdziwie dekadencki
nastrój. Przysiadłem więc na parapecie, spoglądając na spływające powoli
krople, oświetlane szarym, sennym blaskiem. W dni takie jak ten, gdy
pogoda nie dopisywała, czułem się całkowicie wyprany z chęci. Nie mogłem
trenować, włóczyć się bezcelowo, drażniąc mieszkańców wioski - trwałem
więc w letargu, przerywanym jedynie powtarzalnym odgłosem shurikenów
uderzających o ścianę pokoju. Sytuacji nie poprawiało przeświadczenie o
wymierzonej przez Hokage karze po tym, jak podczas ostatniej z misji
niemal doszczętnie spaliłem otaczające Konohę połacie lasu. Westchnąłem
ciężko i z ogromną niechęcią zeskoczyłem z parapetu, kierując ku
wyjściu. W obliczu rozkazów z góry okazywałem się prawdziwym fatalistą -
i choć Jonini stanowili przeszkodę łatwą do obalenia, nawet ja nie
odważyłbym się przeciwstawić Tsunade.
~*~
Tydzień
sprzątania w Akademii i pobliskich budynkach publicznego użytku nie
brzmiał jak idealny plan na spędzenie wolnego czasu, lecz po głębszym
zastanowieniu doszedłem do wniosku, że mogłem skończyć znacznie gorzej.
Przekonanie zniknęło jednak wraz z chwilą, gdy przemoczony do suchej
nitki przekroczyłem próg mego pierwszego przystanku. Woda lała się ze mnie litrami, plamiąc
czystą dotychczas podłogę. Przekląłem pod nosem, orientując się, że ta
cholerna anomalia pogodowa znacząco wydłuży moje godziny pracy. Sytuacji
nie poprawiły widoczne wszędzie ślady błota, pozostawione przez
bezmyślną bandę studentów, nieumiejących choćby zadbać o czystość
własnych butów. Z pełnego pesymizmu zamyślenia wyrwał mnie głos Iruki -
niezmiennie radosnego, pełnego sympatii względem innych shinobi.
-
Ach, Hide bałem się, że nie przyjdziesz! - zawołał, przekazując mi
godne genina insygnia w postaci mopa i wiadra pełnego wody - Przez tę
ulewę będziesz miał sporo pracy. Ale uszy do góry, na pewno nie będzie
tak źle!
Lubiłem Irukę i nie zamierzałem zrzucać mu na barki
własnego zgorzknienia, dlatego najzwyczajniej przytaknąłem,
przechwytując swe narzędzia pracy, w głębi duszy licząc, że gdy zostanę
sam, bez cienia wyrzutów sumienia wypuszczę z ust wiązankę przekleństw
na tyle parszywych, by zdegustować ewentualnych słuchaczy. Starszy
shinobi przekazał mi jeszcze kilka instrukcji i z uśmiechem na ustach
powrócił do swych wcześniejszych obowiązków. Nie mając większego wyboru,
sam zająłem się powierzonym zadaniem.
~*~
Ostatnie
kilka godzin ciągnęło się niemiłosiernie, przyprawiając mnie o ból
pleców i pobudzając nieodkryty dotychczas pedantyzm. Akademia,
administracja, magazyn - odwiedzane naprzemienne budynki zaczęły zlewać
się w jedno, a szalejąca na dworze wichura nie poprawiała i tak
paskudnej sytuacji. W końcu, gdy korytarze lśniły czystością, a na
półkach nie leżał choćby gram kurzu, odetchnąłem z ulgą, rzucając
insygnia sprzątacza w kąt, sprężystym krokiem zmierzając ku wyjściu.
Wtem do mych uszu dotarł huk na tyle donośny, że niemal wstrząsnął całym
budynkiem.
- Co u licha? - mruknąłem, rozglądając się wokół w poszukiwaniu źródła hałasu
Zauważyłem
je dopiero przy drzwiach, a jego obecność wyrwała z mych ust kolejną
falę przekleństw. Anomalia pogodowa całkowicie odgrodziła mi jedyną
drogę wyjścia, uniemożliwiając powrót do domu. I pomimo upartych prób
wydostana się z budynku na wszelkie znane mi sposoby, wszystkie
zawiodły. Westchnąłem ciężko, dochodząc do wniosku, że najpewniej spędzę tu całą noc. Usiadłem więc na jednym ze schodków, bawiąc się ukrytymi przy
pasie kunaiami, gdy spostrzegłem czyjąś sylwetkę na drugim końcu
korytarza. Wytężyłem zmysły, napinając wszystkie możliwe mięśnie. Nie
miałem pojęcia, kogo się spodziewać, a z całą pewnością nie zamierzałem
wykluczać możliwości ewentualnego agresora. Siedziałem więc w bezruchu,
gotów do obrony, mierząc nieznajomego zaciekawionym spojrzeniem.
[Ktoś chętny na przymusowe spędzenie z Hide kilku godzin? :v ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz