Strony

czwartek, 29 sierpnia 2019

Od Mitsuki CD Fuyuko & Hideyoshi'ego

Poznałam już swoją drużynę, co było dla mnie wielkim szokiem… Moim mentorem był mężczyzna, którego podziwiałam od dłuższego czasu, ba wręcz byłam w nim zakochana, a to nigdy nie powinno mieć miejsca. Z jednej strony się cieszyłam, że mogłam trenować i uczyć się pod czujnym, ale surowym okiem Kakashi’ego, ale z drugiej… Bałam się, że moje uczucia do niego nagle staną się zauważalne, a co gorsze, wpłyną na nasze relacje uczeń-nauczyciel. A w najgorszym przypadku, zagłębienie się w tej bezsensownej i jednostronnej miłości. Po spotkaniu z nową drużyną wróciłam do domu. Przywitałam się z Yuki, która wyjątkowo wcześnie wróciła do domu. Poszłam od razu do swojego pokoju, po czym walnęłam się na łóżko. Delilah i Griffin siedzieli na podłodze i patrzyli na mnie z troską. Doskonale wiedzieli, że mogło to być dla mnie trudne, aby otwarcie nagle nie pokazać moich uczuć do Kakashi’ego. Głośno westchnęłam, wlepiając wzrok w sufit. Pozostałam w tej pozycji z dobrą godzinę. Wyrwał mnie z myśli głos, Tsubakiego, który jak zawsze wchodził do pokoju bez pukania. Zajrzał do środka, uśmiechając się głupio. Wskoczył na moje łóżko, po części mnie gniotąc przy tym. Wydałam z siebie cichy jęk. Cóż, blondyn nie należał do malutkich i cherlawych chłopców.
- Wiedziałem, że będziesz u Kakashiego! – zaśmiał się głośno, czochrając mnie po włosach. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie wiedziałam, czy mówił serio, czy to kolejna jego dowcipów, które miały na celu mnie zdenerwować.
- Ah tak? Niby skąd? – zapytałam się, patrząc się przez chwilkę na niego, a potem znowu spojrzałam na sufit.
- Chociażby zgadywałam, bo w końcu jesteś Uchihą, nikt inny by tak dobrze nie nauczył posługiwać się Sharinganem, jak Kakashi – odpowiedział dosyć poważnym głosem. Jego odpowiedź była w sumie bardzo logiczna. Co prawda Kurenai była mistrzynią w genjutsu, jednak moje kekkei genkai potrafiło więcej niż tyle. – Plus, gdzieś taką informację usłyszałem, ale wiesz jak to plotki, nie zawsze są prawdą – dodał, po czym usiadł na krańcu łóżka, aby mnie dłużej nie zgniatać.
- W sumie to logiczne, nie wiem, jak zaprzeczyć temu, co powiedziałeś – wzruszyłam ramionami, po czym sama się podniosłam z pozycji siedzącej. Usiadłam po turecku, obok mężczyzny. Położyłam głowę na jego ramieniu. – Trochę się boję wspólnych treningów czy misji, jeśli mam być szczera… - powiedziałam spokojnym głosem, zamykając oczy. – Boję się, że moje uczucia wyjdą na jaw i będzie źle, bo w sumie wszyscy wiemy, że między nami nie powinno nigdy do niczego dojść – westchnęłam cicho. Griffin położył łeb na moim kolanie, mrucząc cicho. Spojrzał na mnie swoimi złotymi oczami. Pogłaskałam go po gęstym futrze.
- Nie będzie tak źle mała. Wierzę, że jakby twój brat by tu był, powiedziałby to samo – powiedział, głaszcząc mnie po ramieniu, Argument z bratem zawsze działał, ku mojemu zaskoczeniu. Michio zawsze potrafił mnie pocieszyć, jednak zaginął podczas misji, po prostu zniknął… Nagle tę lekko napiętą i melancholiczną atmosferę przerwała nasza matka, która wołała nas na kolację. Od razu zbiegliśmy po schodach do jadalni. Reszta dnia minęła spokojnie, na rozmowie czy zwykłym spędzaniu czasu.

~ Następnego dnia~

Obudziłam się wyjątkowo wcześnie i tym razem nie przez moje ogromne koty. Zwariowałabym, gdyby to znowu przez nie, nie mogłam się wyspać. Wstałam z łóżka, przebrałam się i zeszłam do kuchni, ponieważ usłyszałam, że ktoś tam się krzątał. Był to Tsubaki. Był jakiś zamyślony. Podeszłam do niego, rzucając mu się na barki.
- No dzień dobry – przywitałam się, a mężczyzna podskoczył z zaskoczenia. Nie spodziewał się mnie najwyraźniej, a sam był zbyt pochłonięty w swoich myślach, że mnie nie zauważył. – Co cię trapi? – zapytałam się zatroskana. Rzadko kiedy on się tak zachowywał.
- Słuchaj, rozmawiałem z paroma znajomymi w ANBU. Nie powinni w sumie tego mówić, ale mi coś powiedzieli, że jest jakieś ugrupowanie wyjątkowych shinobi, które nie ma najczystszych intencji… - odpowiedział, wzdychając głośno. Chwycił swój kubek kawy i usiadł przy stole. – I plotka jest taka, że jeden z nich ma jakieś powiązania z klanem Uchiha… - dodał, a jego ręce się trzęsły. Myślałam, że chciał powiedzieć, że podejrzewał mojego brata o dołączenie do tego typu organizacji, ale chyba czegoś innego się bał. Jednak po jego zachowaniu widziałam, że nie chciał o tym dalej rozmawiać.
- Pójdę do Kakashi’ego. Może on coś wie – powiedziałam dosyć obojętnym głosem, po czym wyszłam z domu. Moim tygrysom kazałam zostać, bo podróż po wiosce z tymi dwoma duży kotami nie jest dobrym pomysłem. Musiałam najpierw znaleźć sensei’a, co było moim zdaniem nie lada wyzwaniem. Myliłam się, wyjątkowo szybko go znalazłam.
- Dzień dobry sensei! – przywitałam się, posyłając w jego stronę uśmiech. Jak zawsze, wyglądał tak… tajemniczo z tą zakrytą twarzą. Na mojej twarzy niekontrolowanie pojawił się rumieniec.
- O cześć Mitsuki – odpowiedział, zamykając książkę. – Szukałem cię, mam sprawę do ciebie – zaczął, ale szybko mu przerwałam.
- W sumie, to ja przychodzę z pytaniem do sensei’a… - uświadamiając sobie, że właśnie mu przerwałam, spuściłam wzrok, wiedząc, że to nie było zbyt kulturalne. – Erm. Przepraszam, niech sensei powie, o co chodzi – dodałam, delikatnie drapiąc się po tyle głowy. Dowiedziałam się, że Tsunade-sama wysyła nas na jakąś misję powiązaną z festynem, który ma się odbyć za kilka dni. Duża część kupców nie przyjechała na czas, a niedługo ma się rozpocząć cała zabawa. Z nami miała jeszcze iść pewna dziewczyna, która była w drużynie Guy’a. Jednak z racji, że on i jego drużyna wcześniej wyruszyli na jakąś misję, to ona została przydzielona do nas. W sumie zawsze dobry sposób, aby kogoś poznać. Gdy mężczyzna skończył przedstawiać naszą misję, przyszła moja kolej. Zapytałam się o tę organizację, o której wcześniej wspomniał mój brat. Był w sumie zaskoczony, że ja coś o tym wiedziałam. Niewiele mi powiedział, jedynie, że są nadzwyczaj niebezpieczni i wszyscy byli rangi S. Podczas tej konwersacji poczułam nagły silny przepływ emocji, przez co moje oczy przybrały kolor Sharingana. Na całe szczęście nie uaktywnił się całkowicie. Unikałam pokazywania tego, że należę do klanu Uchiha. Miałam ku temu powody. Podziękowałam mu za krótką rozmowę. Zanim odwróciłam się, to zakazał mi brania dwóch tygrysów ze sobą. Jedynie mogę wziąć jednego. Trochę nie rozumiałam dlaczego, ale skoro takie są rozkazy, to w pełni będę je respektowała. Wróciłam pospiesznie do domu, wzięłam swoją broń, kunaie i shurikeny. Zawsze przy sobie miałam jakiś bandaż.
- Delilah, idziesz ze mną na misję – oznajmiłam swojej przyjaciółce, która spojrzała na mnie z niemałym zaskoczeniem. A Griffin się zdziwił.
- A co ze mną? – zapytał się bardzo niezadowolony. Cóż, jak słyszał misja, to pierwszy rwał się do walki, jednak tym razem nie mogłam pozwolić mu na takie wybryki, podczas których robił wszystko po swojemu. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.
- Musisz zostać, po prostu rozkaz Kakashi’ego – odpowiedziałam, czochrając go po włosach. Wyglądał na zawiedzionego, ale do niego dotarło, czemu nie chciałam go ze sobą brać. Obrażony położył się na podłodze, plecami do nas. Spojrzałam na białą tygrysicę, która od razu zrozumiała, że idziemy. Najpierw chciałam znaleźć tę dziewczynę… Cóż, wolałabym poznać osobę, z którą miałam mieć misję. Coś mi podpowiedziało, że znajdę ją gdzieś w okolicach gabinetu Hokage. Gdy dotarłam do budynku, kazałam Delilah zostać przy wejściu, uznałam, że nie wypada się tak zjawić z nią w gabinecie. Szłam po korytarzu, gdy z naprzeciwka pojawiła się niebiesko włosa dziewczyna.
- Dzisiaj nie ma Hokage-samy - powiedziała życzliwie.
- Dzięki, ale ja szukam kogoś innego. O ile pamięć mnie nie myli, nazywa się Fuyuko Rinha, wiesz może, gdzie ona jest? – zapytałam się, posyłając w jej stronę przyjazny uśmiech. Wydawała się miłą osobą. Słysząc to imię, ona miała zaskoczoną minę, jakby właśnie przed nią się pojawił jakiś duch czy coś z zaświatów. W mojej głowie od razu się pojawiło pytanie, czy ja coś źle powiedziałam.
- To ja... – odpowiedziała zaskoczona moim pytaniem. Zarumieniłam się delikatnie, poczułam się trochę niezręcznie. – Coś się stało, że mnie szukałaś? – spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Bo właśnie idziemy razem na misję. Musimy znaleźć, co się stało z wystawcami, którzy biorą udział w festynie za parę dni – powiedziałam dosyć poważnym tonem. Coś było nie tak. Oni musieli albo zboczyć z drogi, albo coś ich zatrzymało. Miałam nadzieję, że nic im nie będzie. – Wraz z moim, znaczy z naszym mentorem Kakashi’m musimy sprawdzić, co się tam stało i w miarę możliwości im pomóc – dodałam, delikatnie się rumieniąc, wymawiając imię mężczyzny. Zawsze niezręcznie się czułam, gdy mówiłam o nim. Wyszłyśmy razem z budynku, w którym znajdował się gabinet Hokage. Przy wyjściu stał właśnie Kakashi. Spojrzałam na niego swoimi czarnymi oczkami, które za każdym razem się świeciły, gdy widziałam go. Wiedziałam, że wyglądałam jak jakaś czternastoletnia fanka jakiegoś idola, ale są rzeczy, nad którymi nie umiem zapanować, a już i tak robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby nie zdradzić swoich uczuć. Nagle zauważyłam, że obok niego stał jakiś chłopak. Złote oczy... Długie białe włosy... Wyjątkowa uroda. Aż miło się na niego patrzyło, ale oczywiście nadal mój zakłopotany wzrok skupiał się na moim mentorze.
- Niestety mam parę rzeczy do załatwienia i jednak nie mogę z wami iść. Przyprowadziłem wam nowego kolegę, Hideyoshi Sarutobi - przedstawił nam białowłosego towarzysza. - Mitsuki, on też będzie w naszej drużynie - dodał. Słysząc jak wymawiał moje imię, moje serce mocniej zabiło. Jednak starałam się ukryć moje rumieńce. 
- Hej Hideyoshi, jestem Mitsuki... Mitsuki Uchiha - przedstawiłam się pełnym imieniem i nazwiskiem, co rzadko robiłam, po czym wyciągnęłam w jego stronę dłoń. 


Hideyoshi? Fuyuko?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz