Strony

sobota, 19 października 2019

Od Fuyuko CD Mitsuki & Hideyoshi'ego

- Nie chcę was zanudzać zbędnymi szczegółami, ale cała sytuacja wymknęła się nam spod kontroli. Z początku myśleliśmy, że to zwykłe spóźnienie, wiecie, jak jest na drogach, ale żaden z wystawców nie daje znaku życia! Mam nadzieję, że coś na to zaradzicie, zanim wszyscy pomrzemy z nerwów!
Zaniepokoiły mnie słowa mężczyzny. Udzielił nam jeszcze paru informacji o zaginionych i opowiedział o miejscach, w których powinniśmy rozpocząć poszukiwania. Po parunastu minutach wyszliśmy z namiotu. Nasza misja się rozpoczęła.
- To ogromny teren - stwierdziła Mitsuki, rozglądając się dookoła. Przytaknęłam.
- Zawsze możemy się tym jakoś podzielić, sprawdzić większe połacie w krótszym czasie - zaproponował Hideyoshi, spoglądając na nas.
Mitsuki od razu się zgodziła, ale ja miałam złe przeczucia. Cała sytuacja wydawała mi się niezwykle podejrzana, choć nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków, wydawało mi się nieprawdopodobne, by zwyczajnie zgubili drogę. W jednym przyznałam Hideyoshi'emu rację - terytorium, które mieliśmy przeszukać, było zdecydowanie bardzo rozległe. W związku z ograniczonym czasem, jaki mieliśmy do dyspozycji, by wykonać tę misję, działanie w trzyosobowym zespole nie wchodziło w grę. Zdałam sobie sprawę, że musimy podjąć pewne ryzyko, by doprowadzić do sukcesu.
- Dobrze. - Zgodziłam się, choć nieco niechętnie. - Zatem jak proponujecie się podzielić?
- Wszystko jedno. - Hide wzruszył ramionami.
- Zatem niech zadecyduje los - powiedziała Mitsuki, uśmiechając się, i schyliła się, by zerwać trzy źdźbła trawy. Odpowiednio skróciła jedno z nich i trzymała w ręce w taki sposób, by każde wydawało się równe. - Osoba, której przytrafi się to krótkie, idzie sama.
Chłopak wyciągnał rękę i wylosował to dłuższe. Po tym ja wylosowałam swoje, najkrótsze źdźbło. Zatem Mitsuki również przypadło to długie. Uzgodniliśmy, która część terenu przypada każdemu z nas i ustaliliśmy przybliżony czas zbiórki. Po chwili wyruszyłam samotnie, wzrokiem ogarniając część terytorium, które mam przeszukać. Westchnęłam cicho i przyspieszyłam kroku.

~*~

Nie minęło zbyt wiele czasu, odkąd rozdzieliliśmy się z Mitsuki i Hide, kiedy moją uwagę przykuły porzucone bagaże w środku lasu. Dookoła było porozrzucane mnóstwo rzeczy, jakby ktoś czegoś szukał. Rozejrzałam się. Nie zauważyłam niczego innego podejrzanego. Wciąż w bezpiecznej odległości od potencjalnej pułapki, próbowałam dopatrzyć się, co dokładnie leży na ziemi. Z toreb i plecaków wylewało się mnóstwo wszelkiego rodzaju przedmiotów codziennego użytku - zastawy kuchennej, pościeli, obrusów, ubrań. Nic nie wzbudzało szczególnego zainteresowania. Postanowiłam ostrożniej podejść bliżej, dokładnie analizując otoczenie w poszukiwaniu pułapek. Choć z chwili na chwilę miałam coraz większe przeświadczenie, że kupcy, których poszukujemy, zostali w tym miejscu napadnięci i okradzeni z cennych rzeczy i pieniędzy, wolałam zachować ostrożność. W końcu sprawcy zdarzenia wciąż mogli być w pobliżu. Gdy podeszłam do bagaży, usłyszałam niedaleko cichy głos.
- Po-pomocy... - mówił niewyraźnie nieznajomy. Ustaliłam, że dźwięk pochodzi z pobliskich krzaków. Nadal zachowując ostrożność, przygotowałam broń i podeszłam do krzewów. Powoli odsłoniłam parę gałęzi i moim oczom ukazał się ranny kupiec. Człowiek, którego usłyszałam, miał dość głęboką ranę ciętą brzucha, która na chwilę obecną nie zagrażała bezpośrednio jego życiu.
- Napadnięto... - Uciszyłam mężczyznę, wiedząc, że to tylko pogorszy jego stan, a ja już tyle zdążyłam ustalić. Wyciągnęłam z mojego plecaka wodę, którą zdążyłam wcześniej spakować, i obmyłam ranę mężczyzny. Ten syknął cicho, czując przy tym ból.
- Proszę się położyć i postarać nie ruszać. - Klęknęłam przy nim i próbowałam użyć medycznego ninjutsu, którego jakimś cudem nauczył mnie ojciec. No, powiedzmy, że nauczył, ponieważ nadal dużo brakowało do perfekcji. Na szczęście rana okazała się być o wiele płytsza, niż przewidywałam i po parunastu minutach niemalże w pełni się zrosła. Został po niej zaledwie niewielki ślad, który okryłam skrawkiem prześcieradła z bagaży.
- Czy był z panem ktoś jeszcze? - spytałam.
- Nie, w chwili, gdy mnie napadnięto, byłem sam. Rozdzieliłem się wraz z innymi kupcami, którzy również wyruszyli z mojego kraju. - Opowiadał mężczyzna. - Bardzo możliwe, że ich również okradziono i pobito.
- Kto na pana napadł?
- Nie wiem, mieli maski. Na pewno byli ninja.
Spojrzałam na mężczyznę z zaskoczeniem. Ninja? Spodziewałam się raczej drobnych złodziejaszków, korzystających z łatwej okazji, więc odpowiedź mnie zdziwiła. Poczułam również niepokój, bo to oznaczało, że Mitsuki i Hide mogliby znaleźć się w niebezpieczeństwie.
- Czy jest pan w stanie sam dojść na miejsce festynu? - spytałam, pomagając mu wstać.
- Tak, raczej tak... Czuję się już dobrze, bardzo dziękuję.
- Nie ma za co - odparłam i pospiesznie zawróciłam w kierunku, w którym udali się moi towarzysze.


Mitsuki? Hideyoshi?

niedziela, 6 października 2019

Od Hideyoshiego

Deszcz dzwonił o szyby, wprawiając mnie w prawdziwie dekadencki nastrój. Przysiadłem więc na parapecie, spoglądając na spływające powoli krople, oświetlane szarym, sennym blaskiem. W dni takie jak ten, gdy pogoda nie dopisywała, czułem się całkowicie wyprany z chęci. Nie mogłem trenować, włóczyć się bezcelowo, drażniąc mieszkańców wioski - trwałem więc w letargu, przerywanym jedynie powtarzalnym odgłosem shurikenów uderzających o ścianę pokoju. Sytuacji nie poprawiało przeświadczenie o wymierzonej przez Hokage karze po tym, jak podczas ostatniej z misji niemal doszczętnie spaliłem otaczające Konohę połacie lasu. Westchnąłem ciężko i z ogromną niechęcią zeskoczyłem z parapetu, kierując ku wyjściu. W obliczu rozkazów z góry okazywałem się prawdziwym fatalistą - i choć Jonini stanowili przeszkodę łatwą do obalenia, nawet ja nie odważyłbym się przeciwstawić Tsunade.
~*~
Tydzień sprzątania w Akademii i pobliskich budynkach publicznego użytku nie brzmiał jak idealny plan na spędzenie wolnego czasu, lecz po głębszym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że mogłem skończyć znacznie gorzej. Przekonanie zniknęło jednak wraz z chwilą, gdy przemoczony do suchej nitki przekroczyłem próg mego pierwszego przystanku. Woda lała się ze mnie litrami, plamiąc czystą dotychczas podłogę. Przekląłem pod nosem, orientując się, że ta cholerna anomalia pogodowa znacząco wydłuży moje godziny pracy. Sytuacji nie poprawiły widoczne wszędzie ślady błota, pozostawione przez bezmyślną bandę studentów, nieumiejących choćby zadbać o czystość własnych butów. Z pełnego pesymizmu zamyślenia wyrwał mnie głos Iruki - niezmiennie radosnego, pełnego sympatii względem innych shinobi.
- Ach, Hide bałem się, że nie przyjdziesz! - zawołał, przekazując mi godne genina insygnia w postaci mopa i wiadra pełnego wody - Przez tę ulewę będziesz miał sporo pracy. Ale uszy do góry, na pewno nie będzie tak źle!
Lubiłem Irukę i nie zamierzałem zrzucać mu na barki własnego zgorzknienia, dlatego najzwyczajniej przytaknąłem, przechwytując swe narzędzia pracy, w głębi duszy licząc, że gdy zostanę sam, bez cienia wyrzutów sumienia wypuszczę z ust wiązankę przekleństw na tyle parszywych, by zdegustować ewentualnych słuchaczy. Starszy shinobi przekazał mi jeszcze kilka instrukcji i z uśmiechem na ustach powrócił do swych wcześniejszych obowiązków. Nie mając większego wyboru, sam zająłem się powierzonym zadaniem.
~*~
Ostatnie kilka godzin ciągnęło się niemiłosiernie, przyprawiając mnie o ból pleców i pobudzając nieodkryty dotychczas pedantyzm. Akademia, administracja, magazyn - odwiedzane naprzemienne budynki zaczęły zlewać się w jedno, a szalejąca na dworze wichura nie poprawiała i tak paskudnej sytuacji. W końcu, gdy korytarze lśniły czystością, a na półkach nie leżał choćby gram kurzu, odetchnąłem z ulgą, rzucając insygnia sprzątacza w kąt, sprężystym krokiem zmierzając ku wyjściu. Wtem do mych uszu dotarł huk na tyle donośny, że niemal wstrząsnął całym budynkiem.
- Co u licha? - mruknąłem, rozglądając się wokół w poszukiwaniu źródła hałasu 
Zauważyłem je dopiero przy drzwiach, a jego obecność wyrwała z mych ust kolejną falę przekleństw. Anomalia pogodowa całkowicie odgrodziła mi jedyną drogę wyjścia, uniemożliwiając powrót do domu. I pomimo upartych prób wydostana się z budynku na wszelkie znane mi sposoby, wszystkie zawiodły. Westchnąłem ciężko, dochodząc do wniosku, że najpewniej spędzę tu całą noc. Usiadłem więc na jednym ze schodków, bawiąc się ukrytymi przy pasie kunaiami, gdy spostrzegłem czyjąś sylwetkę na drugim końcu korytarza. Wytężyłem zmysły, napinając wszystkie możliwe mięśnie. Nie miałem pojęcia, kogo się spodziewać, a z całą pewnością nie zamierzałem wykluczać możliwości ewentualnego agresora. Siedziałem więc w bezruchu, gotów do obrony, mierząc nieznajomego zaciekawionym spojrzeniem.

[Ktoś chętny na przymusowe spędzenie z Hide kilku godzin? :v ]